„Bo błagała.
Bo odprawiła ofiary…
Bo tego, co potrzebowała najbardziej Wyspa nie mogła, lub, jak podejrzewał Pan Tealight, nie chciała, bała się jej dać.
Dlatego zaśnieżyło.
I to mocno.
Zaśnieżyło równo lekkim, mało lepliwym puchem. Zabieliło tak niesamowicie, że chyba nie uwierzyła na początku, a jak wciąż jeszcze padało i padało i padało, po prostu nie wierzyła. Sprawdziła oczywiście, spróbowała, wiecie, tak wielu próbowało ją kitem karmić, że niełatwo wierzyła, a może i wcale… ale faktem była zimność oraz ona białość i drogi nagle nieprzejezdne i pługi, które jakoś nie chciały niszczyć bieli i spacery, które z dnia na dzień stawały się coraz cięższe…
Była niska, miała krótkie nóżki i co jak co, ale i problemy z równowagą ostatnio, ale nie mogła tak po prostu zostawić całego tego śniegu w spokoju. Wiecie, niemacalnego, śniegu nietykalnego, sopeli, które przecież mogły się pojawić, oblodzenia, wszelakiej puszystości, orłów, aniołów czy wróbeli na śniegu… Musiała to wykorzystać, choć światła było niewiele, a śnieg na drzewach nie chciał się utrzymywać. Ale to była, jak najbardziej i w całości… no wiecie, w końcu zima.
To nic, że już marzec no!
Przecież nie będzie marudzić mocząc gacie, wpadając z zaspy w zaspę, w końcu poruszając się w onych zawałach śnieżnych jakby pływała…
W końcu…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
I pada wciąż…
Licząc tak spokojnie, to od piątku.
Pada, przestaje na sekund pięć, mrowi słonkiem, a potem znowu zadymka. Z odśnieżaniem są ogromne problemy, więc wiecie… część ludzi zostaje w domach, część się odważa. Iść można niby szosą, bo jeździ niewiele aut, ale jednak… ślisko jak nie wiem co. Wiecie, niby tylko śnieg, niby na razie nie sięga temperatura minus dziesięciu, ale jednak… z każdym dniem prognoza pogody się zmienia.
Na szczęście dowieźli trochę brykietów, czy jak to się zwie, wiecie do palenia w kominkach i innych tam kozach. Bo nie oszukujmy się, tańsze to niż prąd. Ale my nie mamy wyboru. Wyłącznie prąd. Pewno że CO2 neutral, ale czy naprawdę? Przecież coś musieli spalić, z wiatru podobno nic nie dostajemy. Ostatnie wieści z wiatraków są drastycznie przerażające. Okazuje się, że cała ta mnogość potworów daje nic.
Czy kłamią?
Naprawdę?
Wszystko to jest takie bajkowe i pozwalam się sobie cieszyć jak dziecko. Nie myśląc o tym, że innym może być trudno. Bo wiecie co, zaczynam dbać o siebie i swoje „podobamisię”. Jakoś wszyscy w dupie mają, że mi gorąco latem, więc w cholerę mogę sobie mieć krótką zimę co dziesięć lat!!! No dobra, co osiem dokładnie chyba. Nie uważacie, że to sprawiedliwe? Coś dla każdego? No co? W końcu to tylko natura!!! A natura jest jaka jest. A człowiek? Cóż, człowiek ino śmieci i myśli, że wszystko mu ujdzie na sucho. Wrzeszczą na nas, że kurde tak śmiecimy, a jaki wpływ mamy na pakowanie nadmierne warzyw i owoców w sklepach? No i oczywiście, w Dubaju jebanym, którym się wszyscy tak zachwycają też mogą budować pierniczone dziwactwa, nienaturalne i kompletnie niepotrzebne. Ogrody kwiatów na pustyni, ile wody na to idzie? A ile plastiku na te popierniczone gadżety?
Serio?
Ale winny maluczki, którego nigdy na Dubaj stać nie będzie
No ale mniejsza tam, śnieg jest.
W czwartek miało nie padać, ale jak na razie kłamali. Za to Chowaniec wziął się na sposób, co oczywiście świadczy mocno o tym, jak bardzo nie może ze mną wytrzymać na chacie i nie dość, że odkopał Chatkę, auto, odśnieżył okolice, to polazł, znalazł faceta z pługiem i załatwił odśnieżenie naszej drogi. Mocarz po prostu. Patrzcie, co to z chłopem po 20 latach robi życie z jedną babą?
Ekhm… tak mi się przypomniało, że podobno w rok po zawarciu sakramentu – czyli tam podpisaniu papierka – co drugie małżeństwo się rozwodzi, potem po kilku latach trochę prawdopodobieństwo i statystyki maleją – ale nadal są wysokie – no ale po dwudziestce współżycia podobno znowu ponad połowa ludzików się rozwodzi… Ja już nie wiem co z tym światem. Opłaca im się? A może to ta druga młodość, czy coś w ten deseń? Kratki, paski, groszki… Ciekawe, jak to w innych krajach. Tutaj chyba w ogóle małżeństwo to mało popularna sprawa… a pamiętacie, jak byliście dzieciakami. Ile było rozwodów? Kilka? W ogóle niektórzy nie znali dzieciaków, które miały wyłącznie jednego rodzica. No i zawsze byli dziadkowie, a teraz…
… kryzys.
Ogólnie w sprawie dziadków, którym chyba dziś jedzenie dowozili, wiecie, nie da się odśnieżyć wszystkich – to raz – a dwa, to po prostu nie da się iść w śniegu do pasa. No sorki się nie da. I znowu pada… ale z dziadkami to wiecie, kiedyś byli, jakoś tak istnieli, a obecnie, ech, nie wiem…
Czy w ogóle istnieje jeszcze rodzina?
Czy tylko płodziciele zawsze pracujący i szkoły co mają nauczyć, wychować i jeszcze ożenić najlepiej…
Płatki pięknie tańczą w powietrzu, opadają na te, które dopiero co osiadły na poprzednich i wiecie, tak poetycko, lirycznie i romantycznie, no i ogólnie mówiąc pięknie… a tu w człowieku taki dziwacznie, pokręcone, brzydkie, brudne myśli, ech… Nawet bez słonka, światła, czy cokolwiek z lataniem z praniem po wyślizganym śniegu jest w onej naturze czadowo!
Po prostu baja i tyle!!!