Pan Tealight i Dziecko…

„Zwykle Tubylcy i Autochtoni nie przychodzili do Sklepiku.

Wymijali go, obchodzili, udawali, że nie istnieje, no wiecie, jak zwykle gdy chodzi o coś, czego zwyczajowa, a może wyłącznie dotychczasowa, nauka, nie do końca pojmuje, a wszelako zwane miary i wagi nie są w stanie opisać…

Ta kobieta chyba o tym nie wiedziała.

A może była zdesperowana już tak, że nic innego ją nie obchodziło? Że miała gdzieś inności, dziwaczności, niewytłumaczalności? Albo też była do nich przyzwyczajona… nie oszukujmy się, w dzisiejszych czasach, gdy bekonem zwą papier z sera, nie można już ufać nikomu. Kompletnie.

Przyszła w południe.

Śnieżne, szare… jej ślady szybko zasypywał śnieg. Właściwie wydawało się, że w ogóle ich nie zostawiała, gdy tak szła od strony Iglastego Zagajnika. Gdy wysokie sosny nad nią się pochylały i wdychały jej zapach, by zapamiętać. Zakutana w szalik, włożona w pomarańczowe ubranko robocze, widoczna, a jednocześnie, jakoś tak znikająca w tej zawiejce, zadymce…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Jedna ofiara śmiertelna…

Śnieg mamy od tygodnia.

Dziwnie… no trzeba to przyznać, że dziwnie się z tym czuję. Wiecie, człowiek wraca do przeszłości strasznie, do dzieciństwa pełnego wrażeń, do onych głębkich zasp, a nawt do pas zawalonych chodników i chodzenia odsnieżoną gdzie niegdzie ulicą. Serio jak za komuny. Ekhm. No co, takie mam wspomnienia, wszelakie zaśnieżenie, niesamowite tunele… i teraz znowu one. Może lekko niższe, ale śnieg wciąż tak puchaty. Może i nie da się z niego nic wybudować, ale…

Ale znalazłam żółte sopele.

Wiecie jak to jest, gdy się kocha zimę. Wszyscy od razu pieprzą o żółtym śniegu, jakbyś kurna był idiotą. Jakby człek nie wiedział jak to się dzieje, że nie każdy śnieg lody, nie każdy lizak należy wsadzić do buzi… traktują cię jak totalnego idiotę i tyle. Ale.. co tam, trza przeżyć. Niech się rzucają!!!

Ja mam śnieg i mróz!

Ha!!!

Ale serio, pnieważ czasem jakieś słonko wychodziło, to wiecie, pojawiło się trochę sopeli. Ogólnie, po liściach i kwiatach paproci na oknach – podobno przez one nowoczesne szyby, też i sopele są rzadkością. Nie no, pewno, że z wysokiego domu i tak dalej, przebije cię na wylot, ale jednak… tutaj u nas to domki w większości małe, sopele mojej wysokości, no i jak se podkradłam od dalszego sąsiada, to powiem wam, że niezły mieczyk! Twarde toto. Stratygrafia niesamowita… Po prostu na Potęgę Posępnego Czerepu!!!

Ekhm!!!

No co, no. Człek żyje w dziwnym świecie i tyle. A co do ofiary śmiertelnj tej zimy, to niestety jest jedna. Mężcyzna z demencją poszedł sobie na spacer i zasnął chyba gdzieś. Na zawsze. Chociaż… wiecie co, takie dziwne myśli mam ostatnio, choć trudno mi okolicznych podejrzewać o taką wyobraźnię, czy oczytanie, ale co, jeśli ktoś mu pomógł? Wiecie, miał dość zajmowania się dziadkiem, a może bratem, ojcem, kuzynem… może jednak to zemsta kolejnej z pielęgniarek?

Może serio ci Szwedzi nam potrzebni?

No tak… sprawa szwedzka.

Otóż, chcą sprowadzić Szwedów tutaj, bo wiecie, podobno za mało nas tutaj, a i do roboty kogoś trzeba. Ogólnie mówiąc chodzi o roboty wszelako najprostsze. Zwyczajne pielgniarki, robotników fizycznych, dekarzy, malarzy, tych tam od drewna, no stolarzy no… wiecie, w końcu nie każdy może być panem Solo. No więc chcą ich sprowadzać ze Szwecji. Nie pytajcie się mnie dlaczego. Stworzyli dla tego oczywiście stanowisko wielkie, na stanowisku, pewno świetnie jest opłacany, gość z dziwną grzywką i w okularkach i… i jest opowieść lekarza, który sprowadził się na Wyspę. I zgadnijcie dokąd dojeżdża bidok teraz do pracy, bo tu mu wielki Konsultant Do Spraw Przesiedleńców roboty nie znalazł… oj oczywista, że z powrotem do ojczyzny.

Ciekawe, czy przeklina decyzję…

Czy jak wielu innych wróci do domu?

Wyspa to miejce, którego większość serio nie rozumie. Czy ja rozumiem? Na pewno nie do końca, ale wiem jedno… tutaj dostępna jest dość unikatow natura. Spokojność wszelaka, wolność, czystość. Nie można tego przywalić większą ilością ludzi… ale jak nie będzie więcej ludi to nas w cholerę zamknę i tle, zayspią radioaktywnymi odpadami i tyle widziano Bałtyk. A co, myślicie, że nie, bo Dania to taki kurna hygge świat. Ha ha ha!!! Pożyjcie tu łużej niż 3 lata. Po tym okresie otwiera się ona dziwna bariera, szlabanik się podnosi, klapki z oczu z hukiem opadają i nagle zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo były ciężkie i jak bardzo cię oślepiały, i… wiesz, że liczy się tylko natura, a ludzie, ludzie są pojebani w większości jak wszędzie. A już władze… usz cholera jasna!!! Przykro mi bardzo, ale to taki sam świat jak wszędzie indziej…

I znowu ścięli kolejne drzewa i dziwują się, że ziemia spływa, skały pierdykają… ech ludzie, w cholerę, czy już niczego was nie uczą?

Tak, nie chce mi się już czegokolwiek upiększać.

Pasuję… mam dość. Oto świat, w którym stajesz się kimś wykwalifikowanym po jednym kursie, a określają cię mianem, jakie w Polsce zyskujesz po uniwersyteckiej orce! I zmieniać możesz się kiedy chcesz, co roku nawet, co miesiąc… Taka jest Dania. Genialny PR krajowy, a potem zderzenie ze ścianą.

W cholerę, dlaczego go tak kocham? Nie rozumiem tego. Pewno odmiana syndromu sztokholmskiego. Wiecie, syndrom Wyspowy. Jak nic. W końcu jest bornholmska choroba, więc czemu nie…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.