Pan Tealight i Ta Inna Planeta…

„Oczywiście, że istniały inne.

I oczywiście, że istniało inne życie. Takie, które rozumiało każdą kroplę wody i było w stanie stworzyć o niej poemat i jeszcze mieć z niej pożytek, no i to, które kochało wyłącznie błoto i takie… co nie tolerowało innego koloru niż biały. Były życia, które gryzły się na powitanie, a inne nawet zjadały, a potem się regenerowały w taki sposób, że człowiek nie chciał serio wiedzieć… ale jak już się dowiedział, bo przecież tak wyszło, no to wiecie, trudno mu było z tym żyć.

Istniały inne światy.

I wiecie, żyły ze świadomością życia naszego świata, co i tak już było ogromnym obciążeniem dla ich najczęściej poukładanej socjologiczności. Oczywiście, że byli zdziwieni tym, co się działo na planecie zwanej Ziemią, ale wiecie, nie komentowali. Powstało kilka prac naukowych, szczególnie na tych bardziej zielonych planetach, ale jednak reszta po prostu uznawała, że takie miejsce istnieje i tyle…

Ale były i takie planety, które miały zboczoną wizję Ziemi.

Które niczym rąbane dziewczątka z onych groopies grup, pragnęły być jak ona. Pragnęły być jak każdy człowiek, jak każde miejsce, jak… no wszystko u nas. Wiecie, jak te morza, rzeki, stawy i inne wilgotności, jak deszcze i mgły, jak góry i niziny, doliny, depresje, socjopaci, wypryski w intymnych miejscach i sucha skóra.

No dobra… była taka jedna planeta.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Sekret, którego nie zdradzę” – … nie lubię. Nie lubię, gdy od początku wiem kto zabił. Ale jednak tutaj mimo onej wiedzy bawiłam się świetnie. I to zamotanie na końcu po prostu mnie rozczuliło!!!

Baba ze mnie i tyle!!!

Powieści Gerritsen nie zawodzą.

Często rzeczywiście łatwo wytypować mordercę, ale zawsze wynika z nich jakiś element, który sprawia, że wciągacie powietrze w geście zaskoczenia. Tym razem nie jest inaczej. To kolejna powieść z serii detektywistyczno-kostniczej i chociaż spokojnie można czytać nie znając poprzednich tomów, to jednak… nie warto. Warto poznać te dwie kobiety od początku. Ich dojrzewanie, ich związki, problemy, pogonie za doskonałością, zmaganie się z problemami…

Powieść, choć to kolejny powrót na miejsce zbrodni z przeszłości, kolejne odgrzebywanie tajemnic, wciąga cudownie. Pozwala się rozsmakować w zbrodni i znienawidzić ponownie zło. Problem w tym, że jak często w powieściach tej autorki bywa… zło nie do końca przegrywa, a dobro… cóż, wciąż jego istnienie jest wątpliwe.

Warto.

Żałoba potrwa cztery tygodnie, kwiaty leżą nawet u nas, na onej ławeczce w Almindingen, którą sam „odsłonił”. Smutek… ale też świadomość, że przecież nie jest to twoja żałoba. W końcu… Najlepiej poczytać o tym, czego człowiek nie wiedział o nim. Ile języków znał, czym się pasjonował, a łkanie nad grobem kogoś, kogo się kompletnie nie znało? Czy to nie nazbyt na pokaz?

Świat dookoła nasyca się wiosną.

Niestety, padło i na Wyspę.

Dodatkowo oczywiście zwaliła się też Turyścizna i to ten najgorszy sort, więc psy bez smyczy latają, podgryzają i ogólnie mówiąc, uciekanie przed gigantycznym bokserem, którego próbuje odciągnąć mikra osóbka, to ponad moje siły. Serio!!! Tak wiem, twój piesek na pewno nie gryzie. W życiu!!! Każdy pies może ugryźć. Może poczuć, że w nowym miejscu musi cię bronić, może się wystraszyć, może mu coś nie pasować. Nie ma opcji, że nie gryzie… no chyba, że taki stary, co już zębów nie ma…

Ten cię ino pociumka!!! LOL

No więc mamy onych winteroferiowców… którzy oczywiście nie dostali zimy, a wiosnę. I to taką chłodną. Może i ten nasz słynny stok naśnieżyli i może im się jakoś to udaje utrzymać dzięki nocnym przymrozkom, ale wiecie co? Jakoś wątpię. Wiem jedno, ci co chcieli śniegu, to polecieli se w Alpy czy inne góry i tyle. Błąkające się po plaży osobniki wyglądają dołująco. Wiecie, ich nie kręcą kamienie i wodorosty, ogólne powietrze świeże i jodowane oraz wszelaka szarość morza, którą nagle obmywa słońce – ale wyłącznie w godzinach porannych. Tak maks do pierwszej!!!

Nie no… oni nie mają co robić. Jak to jest możliwe, że ludzie nie mają co robić? Niech mi to ktoś wytłumaczy!!!

Świat dokoła kwitnie. Są pączki na gałązkach, są nawet… kurde, no nawet krokusa znalazłam. Dzikus oczywiście, ale już wiecie wylazł cały, w pączku jeszcze jest co prawda, ale jednak… kurcze, już? Świat powariował. Przecież to wciąż rąbany luty. Może to krótki miesiąc, no ale…

Co cieszy? To to, że wiatr znowu wrócił i wszystko zaczyna trochę przesychiwać. A może się podsuszać? No wiecie, po tej całej podtapiance, to jednak trochę mocna radocha. Prawie pół roku wiekuistej wody na polach, ścieżkach tak dalej, wykańczały tych chodzących. A i tych, co to niby mają samochody niedostosowane do polnych ścieżyn. A u nas takich przecież wiele i jak wszystko tutaj uległy ostatnio strasznym dewastacjom. Serio, wygląda to wszystko, jakby czołgi jeździły…

A może i jeździły?

Czasem mi się wydaje, że przeprowadzają na nas jakieś dziwne eksperymenty. Na przykład teraz spora część ludzi choruje… niby nic w tym dziwnego, ale wydarzyły się też inne rzeczy, bardziej kryminalne, więc… Może chodzi o to, że do września wszyscy żyją w jakimś dziwnym zawieszeniu? Nie wiem, ale wiele ludzi się wyprowadza. A na ich miejsce pewno Niemcy przyjdą… trochę mocno dziwnie to brzmi. Czy to znaczy, że już nie wolą Majorek i innych tam Ibiz?

Coś na pewno wisi w powietrzu, co jest dziwne, bo wiatr z południa… jaką wiedźmę przynosi wiatr z południa?… No więc te wiatr sprawia, że raczej nic długo sobie nigdzie nie powisi. Poleci na pewno, ale nie powisi. Dobrze, że ODPUKAĆ jak a razie poczta chodzi. Inaczej, bo już nie ma uroczego Listonosza na motorynce, tego od drzwi do drzwi, a jest tylko samochód, który zdaje się być dziwnie bezosobowy i często zdarzają się bardzo nieźli dostarczyciele. Podobnie ze śmieciarzami i całą masą onych ludzi, z którymi raczej się stykasz tak dosłownie. I którzy wiedzą jaką masz piżamę, albo… jakiej piżamy nie masz… no wiecie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.