Pan Tealight i Kanibalska propozycja…

„Dzień był może lekko szarawy, ale nie tak jak naprawdę potrafił. Gdzieś tam było słońce, które tworzyło na niebie dziwnie morskie szlaczki, które fale pozostawiają na piasku, jakby… wiecie, jakby znowu coś chciało udowodnić. Jednak nie było ciemno, a przynajmniej aż tak ciemno, jak bywało… jak wciąż mogło być, bo mimo ciepła oficjalnie wciąż panowała Pani Zima.

Naprawdę!!!

Ale na razie wiało.

Wiało dziwnie, ciepło i mocno, pokrętnie, wyrywając bezkorzenne choinki, usuwając światełka, mieszając w zeszłorocznych liściach, poniewierając falami, chociaż z tymi to nigdy nie wiadomo. Może miały właśnie taką fantazję seksualną? Może im się to podobało? I nagle przez szarość prześwitywała szmaragdowość i niebieskości. Wzburzone, z białawą grzywką, ale jednak…

Wiało w ten sposób, że od razu było wiadomo, że coś z tym się przywlecze. Coś innego, coś dziwniejszego, choć wciąż jeszcze mieszczącego się w normach. Coś na dywanie bajecznie kolorowym, bardziej arrasie w opowieści o smokach, królach pożartych, jajach wykluwających królewny, co nocą zmieniały się w dżdżownice tylko po to, by ogrodnikowi, w którym się kochały było lepiej… W opowieści o chwalebnych czynach i totalnych wpadkach. Wiecie, wielki był ten dywan, zawinięty na bokach i końcach bo w końcu w górze pewno latało się trudno, a i frędzle miał niesamowite. Zakończone koralikami i kryształkami, z paskami i sznurami… oraz czterema krasnalami w białych idealnie szatkach w wersji druidzkiej, które miały prośbę.

A może propozycję?

I bardzo chciały za nią zapłacić.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Wieża” – … intrygujące. Ale, skąd się wzięła osobowość, która zastąpiła tą zagubioną? Czyją ona była czyją teraz jest? I jak się tam dostała? I czemu jest tak mało zdziwiona i nie chce czegoś innego, co byłoby logiczne? I kim w ogóle jest? I dlaczego utrata wspomnień nie połączyła się z utratą umiejętności… no i przede wszystkim dlaczego ci, którzy wiedzą, tak ją traktują…

No serio?!!!

Przecież straciła TYLKO wspomnienia, nie moce?!!!

Nielogiczność tej powieści jest przerażająca. Tym bardziej, że dzieje się w Anglii i WCALE, ale to wcale nie jest nią nacechowana!

Istnieje taka książka.

A jednak się w nią wchodzi, bo człek chce wiedzieć jak autor z tego wybrnie. Jak pomąci? Jak sprawi, że organizacja niewidzialna dla świata, jednak ma protestantów, a dziwni Hodowcy są tacy źli… Tak w ogóle, to dlaczego są źli? No i oczywiście dostaniecie główną bohaterkę, którą zbyt często będziecie chcieli walnąć w łeb, a która oczywiście dziwnie z każdego wydarzenia wyjdzie cało i odkryje takie moce, że…

Znaczy co? Że znacie już przynajmniej ze dwie takie książki? Tak, znacie. I nie ma w tym nic nowego poza absurdem, nielogicznością i kompletnym brakiem dopracowania oraz marną wyobraźnią autorki i kijowymi opisami. No i… tworzeniem bohaterów pobocznych, których musicie pokochać.

Bo przecież…

Dla wtajemniczonych.

Ciepło…

Przyszedł ciepły wiatr, zabrał zimno, zabrał cudowny chłód, skradł ostatnie płatki śniegu i lodowe wstawki i oczywiście… po prostu zielone wyszło na wierzch i przypomniało, że nadal jesteśmy tak naprawdę podtopieni. Zrobiło się dziwnie. Jeszcze bardziej pleśniowo, jeszcze dziwniej szaro… niby wszelaka jasność zaczyna się wcześniej i trwa dłużej, ale słońce, to coś, co serio zdarza się wybrańcom. Chociaż mi udało się złapać dwa!!! A tak, dwa słońca, a co… Angole mogli mieć trzy nad polem bitewnym, Królotwórcę, no i wiecie inne tam takie, a ja dostałam sobie dwa.

I w końcu paczkę priorytetową z Polski po 3 tygodniach.

Cuda widać się zdarzają, ale pogoda jest nadal zwyczajnie dziwaczna. Męcząca. Nie wiecie co zrobić, nie wiecie co się dzieje, nie wiecie dlaczego kto, co i jak, i po kiego to zrobił, ale jednak… Jest ciepło. Wilgotnie niczym w jakiejś Amazonii, a jednak… nie tak gorąco. Zasadzacie cebulki kwiatów, czekacie na wiosnę, która musi zaatakować, chyba  że jedna mrozik wróci? Ale czy na pewno?

I mgła.

Ta dziwna mgła dzieląca Wyspę na dzielnice. Przesuwająca się za tobą, opływającą cię dookoła, ale jednak nie będąca w tobie, nie pozwalająca tobie wejść w siebie… mocno namokrzoną. Jakby wszystko było wyłącznie wodą. A przecież wieje, więc dlaczego wiatr nie wysuszy wszystkiego? Jak to się dzieje, że się nie dzieje to, co zwyczajnie dziać się powinno? Ale przecież wszyscy widzicie, że z naturą dzieje się coś innego, męczącego, sprawiającego, że wasze ciała się dręczą… Nawet ziemia już nie odpoczywa. Co jest z tym oraniem zimą? Widziałam nawet kolesia przycinającego trawnik, innego czyszczącego żywopłot?!! O co chodzi?

Czy już nie odpoczywamy w ogóle?

Nie pozwalamy nawet ziemi odsapnąć?

Spacerując po plaży rzadko bo rzadko, albo i nieczęsto, azaliż znowu nie tak sporadycznie, ale no ostatnio… bynajmniej, no możecie natknąć się na trupa. Nie mówię oczywiście o największej sensacji zeszłego roku, czyli rozczłonkowanych zwłokach, zwariowanym naukowcu od rakiet i dziennikarce do których należały członki… ale o ptakach. A czasem i przesuszonej rybce, albo wyłącznie szkieleciku. Może to tylko głowa? A może jednak tylko same ości przyczepione wciąż do kręgosłupa i ogona… Znajdziecie je. Bo to natura w końcu.

Jak mówiłam, nie zdarza się to często, bo po prostu wszystko szybko jest sprzątane przez ludzi, którzy poszukują takowych truchełek w celach artystycznych, tudzież przez same zwierzęta, które poszukują doznań smakowych… czy jestem dziwna, że je fotografuję? Możliwe, ale one są piękne i w końcu mogę je sobie obejrzeć. W końcu mogę poznać ich, może wyłącznie zewnętrzną, ale jednak urodę… pióra wciąż świeże, dziób zamknięty, a może rozwarty i te wypustki przypominając zminiaturyzowane, rekinie zębiska. Jakie to wszystko jest piękne, barwen. Takie podniebienie ptaka, którego rodzaju nawet nie rozpoznałam, bo w połowie leżał w piasku i wodzie… mieniące się różnymi barwami. Te pióra, jakby wciąż unoszące się na wietrze…

Śmierć i życie.

Jajko rozbite, w połowie zjedzone.

Natura… coś, do czego trzeba się przyzwyczaić. Po prostu. Bo inaczej zwariujecie. Oczywiście, że człekowi robi się przykro, ale nie możemy wszyscy żyć, którzy się narodzili. Nie ma takiej możliwości.

Nie ma po prostu takiej opcji…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.