Pan Tealight i To już chyba koniec…

„Właściwie, to wszystko jest całkowicie względne, nie oszukujmy się.

Dla jednych koniec, dla innych początek, wglapianie się w kalendarz serio ma znaczenie tylko gdy se płodne dni liczycie. No wiecie… a to. Sylwester. Znienawidzony przez Wiedźmę Wronę Pożartą dzień nadszedł. I ugryzł ją w dupę. Boleśnie. Tak w ogóle to huknęła się o drzwi, ale wiecie, metafora odpowiednia być musi i tyle.

Oczywiście, że zaczęli walić jak tylko było to możliwe prawnie, ale jednak… przy tak nikłej ilości ludzi i to było zbyt dla niej wiele. Wzdrygała się, drgała, podskakiwała, wszelako rąbała się głową w podsufitkę, sufit, czy jakiekolwiek tam miała story… Szkoda im jej było, więc Mikołaje wzięli ją pod swoje ramiona i zaprowadzili na dół. Tam, gdzie miejsce było raczej tajne, mało kto właził, jeszcze mniej ktokolwiek chciał włazić. A tam wzięli ją obroty ci z Rosji. Północnej i mroźnej. Yamal Iri – „White Elder” ludu Nentsi, Ded Moroz, którego najlepiej znała…  Chyskhaan, „Bull Man” ludu Sakha z Jakucji i ona… Matka Zima… Tugeni Eneken Evenków i ludów tundry. Był też oficjalny obecny Święty Fiński, bo czemu nie oraz młody Pokkaine Karelianów. I tak jak ona nie piła nigdy, tak teraz miała wszystko gdzieś i łykała z każdej podstawionej szklanki, kubka czy spodka. Nie miała już w sobie ni nadziei ni oczekiwania i wiedziała, że czeka na nią zbyt wiele…

I myślała zbyt wiele o tym, by tego nie przeżywać.

Ale Pan Tealight nie mógł pozwolić sobie na to by ją stracić.

Wiedział, że zrobi wszystko jeżeli tylko wszystko będzie konieczne. Jeżeli tylko będzie taki przymus, on będzie gotowy i będzie tutaj czekał. A potem zaatakuje wszystko i wszystkich… a gniew Przedwiecznego, który w końcu dostaje coś tak dziwnie nowego, a co ma mu być odebrane, jest czymś największym, najgroźniejszym i najbardziej potężnym.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Dobra córka” – … powala. Po prostu. Tym doborem osobowości, oną dopracowaną fabułą, wszelakimi badaniami, jakie musiała przeprowadzić, różnorodnością… opisem.

Wszystkim!!!

Piszących doprowadza do szału tym, że musi być cholernie poukładaną autorką, bo u niej każde zdanie, każdy szczegół jest lub był ważny, lub będzie. Musicie czytać uważnie, zresztą nie możecie inaczej, bo powieść wciąga od początku. Jest brutalna, ale też i prawdziwa odsłaniając to, co w człowieku najgorsze, najbardziej przerażające… miłość mieszającą się z nienawiścią. Pasję, ale i pragnienie życia. Odwagę oraz zbrodnię i karę. Tutaj jest wszystko!!!

Nie możecie ominąć tej powieści nieważne, czy kochacie te obyczajowe, społeczne, czy też wyłącznie kryminały i thrillery. Nie możecie.

Serio nie możecie, nie warto!!!

Kabelek

Znaczy wiecie, wieje. I dobrze, że wieje, bo bez wiania nie ma prądu, a kabelek jest tak rąbnięty, że długo naprawa potrwa. Albo, jak mój śmieciarz, co to primaballerina jest i brudu się boi, choć przecież nie miałam w worku jakiś dziwactw, śmieci nie zabrał. Wredna, podła istota. Wiecie, może jak on wszyscy robotę olewają. Bo tam… po co komy prądy jakieś, no po kiego?

Ech… co do pogody, to znowu wielki wiatr idzie. Chyba szpilki ma, bo jakoś tak dziwnie idzie, ale nic to. W końcu każdy ma prawo do jakiejś takiej wiecie, no modowej odwałki. Jak chce niech se nosi, ale najpierw nauczy się chodzić, bo jak tak się zwali na Wyspę, to dobrze nie będzie. Już i tak tutaj dziwnie potrafi wiać: poziomo i pionowo, skrzyżnie i rozwarto, na boczki i bez boczków. W planach pogodynki mamy deszcz, wiatr i słońce na nowy rok, więc… rozrzutność pełna!

A tak w ogóle to straszny dom sprzedali w Gudhjem.

Jak ktoś wie, to ten taki zarośnięty obok Kurnika. Właściwie w lecie to była góra zieleniny i zarośnięta, biała skrzynka. Tak naprawdę przez lata się zastanawiałam o co chodzi, bo to oplecione było tak, że nie dało się podejrzeć, a przeca tyle robactwa tam musi być, że pierun wie, jeszcze jakaś homoseksualna modliszka na mnie wyskoczy, a ja swój łeb lubię. Nie chcę się go pozbywać. Zresztą… jak tak bez głowy. Ale mniejsza, jak ktoś kojarzy, to kojarzy, jak nie to nie… dom sprzedany, ale… i tu jest pogrzebany nie pies, a cały troll, że ona działka przylega do tej najdroższej chyba na całej Wyspie. Oczywiście biorąc pod uwagę przestrzeń, umiejscowienie, wielkość i w ogóle… więc raczej, no wiecie, więc raczej podejrzana sprawa. Czyżby dziwna starsza para, która naprawdę ma gdzieś kasę i sprzedaż, a zwyczajnie chce się zabawić i jest spoza Wyspy, miała nowy plan. Wiecie co, coś mi się zdają intrygującą parą staruszków. Widać mają swój sposób na emeryturkę i co jak co, ale na pewno są elementem intrygującym do wykorzystania w jakimś filmie, książce, czy chociaż komiksie…

Oooooo… komiks był super!!!

Za to koniec roku…

Tia… wszelakie posty w mediach życzą wszystkim najlepszego i tak dalej, a ja co? A ja w to nie wierzę. Czy cudze życzenia się spełniają? A co jeśli ich najlepsze nie jest najlepszym dla mnie? W końcu wiecie, specyficzna jestem. LOL

Na pewno 2017 pozostanie rokiem łodzi podwodnej!!!

Teraz, po znalezieniu wszystkich cząstek biednej ofiary i zamknięciu wciąż nie do końca świadomego tego, co się wydarzyło naukowca… dziennikarze chcieli zarobić. Wiecie, każdy chce ugrać kasy. W planach mieli felietony częste wydawane w formie książeczek, które pewno z czasem zostałyby zebrane w jedną księgę i wiecie, sprzedane ponownie, bo przecież to takie „fajne”. Na szczęście ludzie jakoś masą ruszyli, no i wiecie, poszły woły po betonie. Felietonów nie będzie. Ale podejrzewam, że tylko na razie. No wiecie, najlepiej zarabiać na cudzym bólu. Ech… Oj pewno, że lubię czytać kryminały i gdy wyjaśnią wszystko, zmienią imiona i porobią cały ten miks… no i minie trochę czasu, to czemu nie, ale tak na świeżo? Tak brutalnie od razu? I to jeszcze w kawałkach, widocznie i brutalnie rzucając w ślepia innym: chcemy kasy za cudzą zbrodnię, cudzą pracę, czyjeś śledztwo, innych pracę… to serio kijowy pomysł.

Co poza tym?

Hmmm… nowy stary borgmester, całe utarczki polityczne i chłodniejsze w końcu lato oraz wielkie opady zmywające wszystko poza grzechami milionów. No i afera z pływającymi domkami, ale babka dała nogę, oszukała jeszcze kogoś po drodze i tyle. Na razie śledztwo wisi i dynda mu wsio dobrze. Niektórzy to kurcze zarabiać na innych umieją. Ciekawe jak po tym sypiają? Pewno dobrze, bo podobno ludzie sporadycznie mają coś takiego jak wyrzuty sumienia.

No i odnalezienie nowego runestena… który w rzeczywistości był tu od zawsze wmurowany w kościół w Knudsker. To takie dziwne odkrycie. Ale podobno najbardziej ukryte to, co na widoku. Muszę go obejrzeć. Chociaż całkiem możliwe, że już go widziałam, ale nie wiedziałam, że nie jest w rejestrze.

No to niech ten nowy… a zresztą, jak sami nie weźmiecie się do roboty to nic nie będzie. Numerki nic nie zmienią poza dołem na urodziny, tudzież wiecie, tym co się na wadze pokazuje. Bleh!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.