Pan Tealight i Niewytłumaczalny Stukot…

„Tu nie chodzi  to, że zaskakujący.

Nawet nie o to, iż nieoczekiwany, bo bądźmy szczerzy, ten świat, który zawierał Pana Tealighta i Wiedźmę Wronę Pożartą Przez Książki… no jakoś tak przyciągał wszystko to zaskakujące, nieoczekiwane, mało wytłumaczalne, dziwne, prozaicznie pokręcone i wszelako pomięte, zawsze zwichrowane, ale jednak jakoś takie logiczne, choć może i nie do końca, więc…

… więc te stukoty w Białym Domostwie nie powinny były ich jakoś tak intrygować. Nawet właściwie powinny być pominięte, a jednak… a jednak tak się nie działo. Właziły wszystkim w życie, przeszkadzały w moceniu, mądzeniu i magicznych utensylii tworzeniu, no i przede wszystkim… przede wszystkim w spaniu. A przecież zima nadchodziła. Właściwie prawie już tu była.

A może nie PRAWIE.

Może w tym roku wcale jej nie będzie i stąd te stukoty?

Oznajmiające wszelaki bunt przeciwko ciepłu, deszczowości, wilgoci i oczywiście braku śniegu! Przeciwko braku zimliwości, oblepionych puchem drzew, wszelakich pól pełnych skaczących snestormów i jeszcze… jeszcze sopele… A może to były one? Wiecie, podobno Wiedźma Wrona Pożarta miała gdzieś w podziemnych podziemiach hodowlę sopeli. Podobno ją miała, ale nikt jej nie widział, a ona miała wielkie opory by się dzielić jakąkolwiek informacją, więc… może to one tak stukotały i skrzypiały, dźwięczały lekko, podzwaniały…

Ucichły w końcu, więc pominięto je milczeniem. Ale… może jeszcze się objawią? Może to wszystko był tylko początek czegoś nowego i strasznego? A może strasznego tylko i starego? Albo… starego tylko, chrupkiego bardzo i nie do końca pewnego swoich praw i obowiązków względem… A może tylko im się wydawało?

Może?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Słońce i padający śnieg przypominający maciupkie perszingi, które roztapiają się nim dotrą do ziemi… oto i przejaw zwyczajowych dziur w niebie. Serio. Inaczej nie da się tego opisać. Szarość, ciemność, a tu nagle bum i słońce i śniegodeszcz perszingowy. No ja nie wiem, dziwne to wszystko.

Jak na razie Wyspa cicha, spokojna i dziwnie mokra. Wciąż nie może się zdecydować czy to zima czy wczesna wiosna. Czy w ogóle będzie bardziej mroźnie, czy wiatr wróci, czy cisza nas kompletnie zaleje? Pierun wie. Wiadomo jedno, że nadal strasznie mokro. Na ulicach pustki, chyba że jedziemy do stolicy, to tam ludzie będą. W amoku szukają czegoś, co w sporej części sklepów już pochowano. Ponownie. Świąt nie będzie. Co zabawne, od jakichś dwóch lat nie ma już fajnych przecen na świąteczne rzeczy, nie ma upustów, oj nie… oni po prostu chowają rzeczy na przyszły rok.

Wyjmą je w tej samej cenie za 11 miesięcy i tyle!!!

Niektóre rzeczy wyjmują już od trzech lat – patrz saneczki.

Nie wiem co się dzieje, ale śpiewanie w Gudhjem jest. Twardo chodzą, stroją okna i śpiewają. Oczywiście po i przed napitkiem. Dla dzieci coś słodkiego. Jakoś śpiewanie to naprawdę ważna sprawa w Danii. Nie wiem czy pomiędzy onymi wielce modnymi osobnikami z Kopenhagi, ale tutaj u nas, to raczej seryjnie. Musi być na każdym spotkaniu i granie i śpiewanie… Przeraża mnie to trochę. Taka otwartość balowania. Dużo picia. Olewanie bezpieczeństwa na drodze.

Samobójstwo młodego chłopaka.

Cisza…

W jakiś dziwny sposób tutaj święta to częściej wycieczka w ciepłych krain objęcia, niż coś więcej. Może i rodzinnie, ale często rodzinnie łamanie, bo która rodzina jest jakaś składna, trudno policzyć. Większość rozwodnicy, druga część znowu w ogóle olewa związkowanie się, on rozrzuca plemniki, ona ma dzieci kupkę. Jakoś tak dziwnie… nikomu to niby nie przeszkadza, ale tak naprawdę, gdy wsłuchacie się w głosy cichsze, tych starszych, ale i młodszych, akceptacja nagle niknie. Za to przychodzi czas i miejsce na kolejnego psychologa, może i psychiatrę? Co jak co, ale dla dzieciaków Wyspa to raj, dla młodzieży na pewno ciężkie przejście.

Chociaż mi by się podobało…

Cisza…

O tak wielu rzeczach się nie mówi, że aż czasem brak tematów. Więcej, o tak wielu rzeczach się donosi, że… no wiecie sami. Niby człowiekowi wciąż się zdaje: no jak tak można i dlaczego nie donieśli na psa sąsiada, który obsrał chodnik… ale wiecie, każdy ma priorytety, co nie? Ostatni głośna sprawa to muzyczka z kontynentu. Wylali ją w efekcie onego doniesienia. I wywalą z Danii.

Cisza…

Może właśnie dlatego ci ludzie wolą po prostu załatwiać sprawy poprzez media? Ale przecież też tylko napiszcie, że kawa i ciasto za darmo, a przylezą całą rodziną i rodzinami pokrewnymi. Trudno ich rozgryźć. I ono hygge, z którego są tak dumni, a w rzeczywistości, to przecież zwyczajni ludzie, więc…

Cisza…

Lepiej milczeć. Milczenie serio tutaj jest lepsze. Wkurza Tubylców, ale jednak jest lepsze. Chociaż czy zawsze? Ech… mówię wam, że ten czas w tym roku jest jakiś dziwaczny i mocno pokręcony. Dodatkowo święta wypadają w weekend, więc mała Wigilia i Wigilia wtapiając się w i tak wolne mocno dołują. Może o to chodzi?

Może…

Ale ciiii…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.