„… focha.
Pierońskie Hygge z tej onej całej popularności focha dostało i tyle. Z tych książek w oprawach poświatujących, z onej wszelako wszechświatości. Nagle uznało się za coś lepszego od wszystkiego, więc… wiecie, wkurzające zaczęło być. Przez te wszystkie reklamy, one wszelakie używanie słowa na całym świecie, tłumaczenia nawet na dziwaczne języki. Wiadomo, miało być z czego dumne, ale czy naprawdę?
Naprawdę?
Naprawdę wciąż o nie chodziło? O ono coś nie do końca definiowalne? Magiczne wszelako? O to uczucie, poczucie, wolność wszelakiego się wyrażania, wszelaką leniwość, ale też i dyscyplinę pewną, światło, ciepło, ale i świeże powietrze, o dywaniki, bibeloty, ale i dziwnie gołe okna. Bezzasłonkowe, chociaż zawalone pierdołkami, niczym wystawki w sklepach przed świętami… Czy wciąż jeszcze było to COŚ w powietrzu. Ono wszelakie, słodkie oczekiwanie i niemożliwe do opisania ciepła rozlewające się w dziwnych terenach osobowości i cielesności.
Czy wciąż?
A może wymydlone już poprzez wszelaką popularność, zbyt wiele gadania, zbyt wiele prób opisania, zdefiniowania, wszelkiego wepchnięcia w ramy Hygge miało dość i się rozpływało. Umniejszało się samo sobie? A może, co gorsze i naprawdę przerażające… ono niknęło? Wiecie… zwyczajnie zmienione w ramach wszelakiej i mocno przesadzonej reklamy oraz promocji, jakoś tak się przeistaczało już li ino w okropny, powtarzalny i oślizgły produkt? No i co teraz?
Co teraz będzie?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Świat finansjery 2” – … problem. Znaczy wróć, nie problem, a problemu rozwiązanie przecież do cholery! No niech ci nasi politycy poczytają Pratchetta i już będą wiedzieli co zrobić!!!
Serio!!!
„Świat finansjery” powinien być obowiązkową literaturą dla profili ekonomicznych!!! Naprawdę. Bo to, co pokazuje Terry, to prostota myśli finansowej. Bez idealizacji, ale też bez kopiowania „Piekła pocztowego”, co przy tych samych bohaterach mogło stać się tak łatwo…
Ale nie u tego autora!!!
Poranki…
Nie wiem dlaczego, ale wypróbowuję coś nowego. Spanko w okolicach przedpółnocnych i wstawanie zaraz po szóstej rano. Koszmar i ból, ale wiecie, niektórzy uwielbiają eksperyment. Zresztą, dzięki temu złapię słońce, jeżeli jakieś się nadarzy. Choć raczej marne są na to widoki. Za to sztormy wielkie nadchodzą, plaża zeżarta w połowie, ale woda i tak nęci. Jednak nie z tymi falami. Nie chcę się znaleźć w gazetce z opisem – głupie, polskie nasienie, zatonięte, nic tego nie zmieni. Wiecie, pośmiertna sława jakoś chyba mnie nie intryguje nawet!!!
A tak w ogóle właśnie nakleili mi krzyżyk na dom. Facet naklejający chyba nie zrozumiał mojego żartu o tym, że strasznie biblijnie to wygląda, ale… tutaj wyjaśnia się przecież ludziom czym jest różaniec. Zaskakujące, ale pewno ich dzieci więcej wiedzą o islamie niż chrześcijaństwie. Przerażająca sprawa. Nasi praszczurowie przesypują się w grobowcach, tudzież zmumifikowani powstają, ale że nie mają dokąd iść, bo nikt ich się nie boi, to siedzą i łkają. Może i na pustyni jakowejś.
Wiecie, ci pokrucjacyjni.
Kuracjusze obecni…
Czy gdybym wspomniała o szkarłatnej literze załapał by żart? Bo raczej o żółtym trójkącie, to chyba lepiej nie… za to mógłby mnie zadenuncjować.
Jak nic.
A o co chodzi? A widzicie, o walkę o internet. Sorry, nie, prawda jest taka, że nie cała Dania jest perfekcyjnie ointernetowana, jak to mawiają reklamy. Nie, nie wierzcie temu też co piszą amerykańskie gazety. To zwykły pokaz genialnego pijaru duńskiego. Oczywiście, jak zwykle opłacony mocno i niewąsko. Ale pewno wszyscy to łykną. Sami Bornholmczycy łyknęli. W życiu ich nie przekonacie, że za to zapłacono.
No przecież jak to?
Ale mniejsza…
Fajniejsze jest to, że jak człek wstaje, mimo bandyckiej pory, to słyszy ono morze i choć sztorm za progiem i zatoki dźwięczą, to wiecie… piękne to jest. Nie wiem, czy umiałabym żyć bez tego odgłosu. Wiecie, gdyby mi nagle opłacili jakąś willę, ale z dala od morza, czy by się zdecydowała? Czy willa ważniejsza i wanna, o której się marzy? A tam, może serio lepiej wanienkę jakąś plastikową skołować. No przecież odpływ pod prysznicem jest, co nie? Nie takie rzeczy człek w Polsce tworzył. Damy radę i będę miała swoją kąpiel z morskimi solami.
Albo…
Albo po prostu jak wczoraj pójdę i znowu się skąpię.
Bo czemu nie?
Czy mam zapalone świeczki mimo wszelakiej jasności?
No przecież oczywiście, że tak!!!
No ludzie, to Dania!
Tealighty idą tutaj w kilogramy. Oczywiście budzi to straszny bunt ekologów z powodu pojemniczków, które po onych świeczkach zostają, ale jakoś… kurcze, jakoś oni ekolodzy nie widzą tych pojemniczków, które zostają po ich pitych kawkach. Wiecie, te cudactwa, co to wsadza się do maszynki i tam się robią cuda-wianki. Widać są jak zwykle lepsi i lepsiejsi. Jak z internetem, który musieliśmy walczyć. Bo przecież… gdy czegoś chcecie, to walczyć trzeba, niezależnie od krajów i światów. Może trzeba będzie i walczyć o świeczki, bo o przywrócenie starych żarówek, to na pewno.
Inaczej mogiła ludzie.
Ale może damy jakoś radę, co?