Pan Tealight i Jebana Pełnia…

„Niby wiecie, można się było jej spodziewać. Tego zimnego blasku, dziwnej poświaty, mącenie umysłów, paraliżowania członków… w końcu był dość mocno regularny. Ale wiecie, Wiedźma Wrona Pożarta miała dziwny stosunek do księżyca, a już z pełnią jako taką, to stosunków mieć nie chciała żadnych. Przerywanych, wszelako analnych, dziwnie pokręconych, czy z pejczykami… O nie. Za nic w świecie. Serio. Nawet za to, czy za to. Nie. Nigdy w życiu i poza nim.

Jebana Pełnia nadeszła i miała się całkiem dobrze. W jej połyskującym świetle opadały płatki jasnoróżowej róży i tej wielkie, o mocno czerwonych, właściwie burgundowych liściach. Trawy się kładły, inne znowu wstawały. Ogólnie mówiąc, tak naprawdę chyba nikt się z oną pełnią dobrze nie czuł. Brzuchy niektórych bolały, jeśli je mieli, nogi, albo tylko duże palce u małych stóp. Albo głowy, czy włosy… bo tak, jak najbardziej, włosy też mogą boleć, choć nikt w to nie wierzy…

Ale ona sobie była.

Czy miała wszystkim za złe to jęczenie? A kto ją tam wie. Przecież z nikim nie rozmawiała. Nawet słowem się nie zająknęła, wzeszła, przechadzała się po nieboskłonie, który też nie był w sosie, a przynajmniej nie w tym swoim. Wiecie, mocno znajomym… takim o właściwej gęstości i wszelakim zabarwieniu, które nie przerażało i nie pachniało jak zmarła dawno, wcale nielubiana babcia… No nic nie mogli na to poradzić, a ona im wcale nie pomagała w zniesieniu onej swojej obecności. Jakby wiecie, wrednie się cieszyła z ich zaniepokojenia i wszelkiego pomieszania.

Właściwie, to nie wiedzieli jak ona to robi i dlaczego?

Czy miała na to wpływ i zwyczajnie była wredna, czy jednak wiecie, po prostu taka była, no jak komary – część natury, która na pewno jest potrzebna, jest ważnym elementem nigdy niemożliwej do zrozumienia całości, ale jak z ciebie żłopią, to jakoś tracisz poczucie i związku z naturą i oczywiście wszelakiego dla niej zrozumienia; i nic nie mogła na to poradzić. Chociaż tak bardzo się starała. I zostawiała wszystkim prezenty, ale jakoś nikt ich nie rozumiał, a co gorsza większość była dla wszystkich niewidzialna bez jej światła, więc ogólnie kiła…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_4536

Z cyklu przeczytane: „Zanim zniknęła” – … dobra. Zabrzmi to dziwnie, ale chyba znalazłam książkę, jakiej jeszcze nie było. No dobra, nie było współcześnie, tak d końca. Nie ma wyprasowanego, łatanego wielokrotnie tematu choć…

… opowiada o zniknięciu córki…

Powieść jest niesamowita. Właściwie wszystko już się wydarzyło, ona zniknęła, ale jej matka wciąż ma nadzieję. I szuka jej. Straciła już rodzinę, dwaj synowie tylko ją odwiedzają, ona mieszka w letnim domku i czeka… na jakiś znak.

Książka doskonale oddaje wszelkie emocje rodzica utrudzonego, zmęczonego, przerażonego, ale też tego pełnego nadziei. Tego, który nagle się dowiaduje, że tak naprawdę wcale nie znał swojego dziecka. Wcale nie zna swojej rodziny. Wątki poboczne wyłącznie pogłębiają oną… hmmm, otoczkę, którą widzą wszyscy, którą akceptują, ale też dzięki niej nie widzą…

PRAWDY.

Mocna i niesamowita, świetnie spisana, z jednej strony delikatna, z drugiej mocna i brutalna, z zakończeniem, którego się domyślałam, a jednak…

… i tak mnie poruszyło!!!

Bardzo polecam!!!

IMG_5659

Czereśnie…

Na Wyspie nie ma wiśni.

Tak serio to nie wiem, czy Duńczycy wiedzą w ogóle, że istnieją wiśnie, ale mamy na oczywiście czereśnie. Maciupkie, małomięsne… he he he, ale za to przesłodkie. Właśnie dojrzewają, więc oblepiają je nie tylko ptaki, ale i ludziszczaki. I to wiecie, wszyscy. Na szczęście my mamy jedną pod oknem, co znaczy, że daleko iść nie trzeba. Ale… problem jest taki, że komuś się chyba coś poplimkało i poobcinał dolne gałęzie. Czereśnia jest wysoka, wiekowa, słodziutkie ma owocki, maciupkie, pewno cudne na zupę lub kompot… Jadaliście takie słodkie zupy? Wiecie, za małego? Pewno nie, przeca w biednych czasach wychowywali się ci 40 plus… ale owocowa zupa, szczególnie pita w formie chłodnika jest miodzio!!! Babcia robiła najlepszą!!! Właśnie z dzikusek, wiecie, żeby wydobyć cały smak i ze skórki i pestki i miąższu, który tak serio prawie wcale nie istnieje.

No to mamy czas czereśni…

Poza czereśniami dostępne: młoda kapustka i cebula. No i w Allinge są wyspowe kalafiory!!! Serio!! I to tylko i wyłącznie tam, czego kompletnie nie rozumiem, bo rok temu były w Dagli chyba na całej Wyspie. No ale, jak ktoś pragnie prawdziwego jedzenia, i tak odnosi się to obecnie też i do warzyw oraz owoców!!!, to zapraszamy. Smak jedyny z swoim rodzaju. No i jeszcze są oczywiście ziemniaczki w różnych miejscach a mi się udało nawet dorwać maliny!!! Aaaa!!! Są czerwone porzeczki, ale wiecie, to jednak nie truskawki. Poza tym dość ubogo. I to chyba jednak głównie chodzi o kradziejstwa… ale nic to. Miesiąc się kończy, sierpień się zbliża, a to oznacza, że w końcu duńskie złe dzieci wrócą do szkoły!!! I te wielkie rodziny przestaną się panoszyć po Wyspie. Wiecie… bo jak obecnie się dzieci nie wychowuje, to strach się bać.

I to bardziej tych najmłodszych.

IMG_4555 (2)

Uwaliłam się wczoraj na kamieniu nad Gråmyrem i stwierdziłam, że spróbuję spokoju. Nawet mi wyszło przez kilka minut. Wiecie, onego leżenia na rozgrzanym głazie, może niegdyś otoczonego innego stojącymi głazami, może nawet ołtarzu znaczonym dziwnym, pogańskim krzyżem… z jednej strony woda i lilie, z drugiej piękny dom, dość wiekowy, ale bez przesady, dziwna opoka i strażnik.

Oczywiście są i żaby i te piękne błękitne ważki.

Jakie one są niesamowite.

Leżysz tak i nie wpatrujesz się w niebo no, chyba że jednym okiem, bo przecież słońce akurat po trzeciej świeci tak, że wali ci w twarz, więc starasz się od niego trochę osłonić. I nagle czujesz, po raz pierwszy, że mógłbyś tu zostać. Przechodzi ktoś z goldenem, osobnik w różowej koszulce, ale nic to. Nie ma nikogo, bo przecież jesteś tutaj tylko ty i te żaby i ważki i ptaki śpiewające tak czarownie.

A leżącego przecież raczej nikt nie ruszy, co nie?

Może to jest sposób na to, by ludzie przestali człowieka zaczepiać? Kłaść się gdzie popadnie? Wiecie, odmawiając rozmowy, kulić się, niczym przed atakiem zwierza jakiegoś…

Może?

Po raz pierwszy mogłabym chyba tak zostać, wiecie przynajmniej na dłużej, a mi się to nie zdarza. Oj pewno zmoczyłby mnie deszcz, bo w nocy będzie lało, a kolejny dzień będzie wilgotny i zimny, ale nic to. Może tak zostać tutaj na zawsze? Pocałuje się jakąś żabę i zwyczajnie wiecie, zmieni w jakiego ropuszka żeńskiego? Chociaż nie, no reumatyzmu się nabawię od tej wody i oczywiście będą mnie te lilie gilgotać. Nie no…

Trzeba wstać. Nie ma innego wyjścia.

Tylko po co? Może nadam się jednak na nimfę szuwarkowo-bagienną, wiecie, taką po best before i jakoś tak, no jakoś tak się będę pałętać po onych mokrościach z szatą porwaną, mokrą i prześwitującą… eeeech, to chyba już nie, no i jeszcze ono włosie bujne, eee, chyba peruka, czy doczepy…

Może jednak wstać?

IMG_5813 (2)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.