Pan Tealight i Wiedźma Zasmucona…

„Taka była jakaś ostatnio.

Zasmucona, przybita, poddająca się, nawet niestarająca się walczyć. Dziwnie milknąca, uśmiechająca się oczami, skrzywieniem ust i powiek, w które jednak nie można było uwierzyć. Jakby miała coś przyczepione do twarzy, albo jakby może coś od środka poruszało mięśniami, ale jednak nie była to ona…

Jakby była wyłącznie pustym naczyniem.

Ale jeżeli tak, to co się stało z Wiedźmą Wroną Pożartą? Czy zeschła się tak jakoś kompletnie i po prostu opadła gdzieś poniżej kolan… może w okolice stópek nawet? I tylko jej ciało udawało, że wciąż jeszcze żyje, że wciąż jeszcze kto tam jest, że działa, myśli i wszelako jeszcze tworzy. Ale poza tym wszystkim, wielki smutek i wszelaka depresja złapały ją, wyusiły, zdeptały, pocięły na konfetti i jakoś tak…

… zdechły do końca.

A oni niczego nie zauważyli, no bo przecież wciąż chodziła, gadała, nawet pisała. Wciąż docierała do kibelka i czasem zdarzały się jej bączkowe przypadki, ale jednak… coś było nie tak. Nie do końca tak. Tylko co teraz? Podlać ją? Nadmuchać? A może wystarczy czymś nawieźć? A może jednak… sama powstanie? Może w ten sposób się chowa? Może naprawdę ma już dość? Do końca dość.

Ale ten smutek był przerażający i co gorsza, oczywiście zaraźliwy. Ojeblik – mała, ucięta główka rwała sobie włosy z czachy, a Wiedźmy z Pieca przestały zdobić sobie kiecki. Z Księżniczkami i Królewnami też nie było dobrze, nawet Jednorożce i Smok z Komina… no po prostu coś trzeba było zrobić.

Tylko co?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones

IMG_8625

Z cyklu przeczytane: „Diabelska gra” – … nadal. Nadal nie wiem, czy lubię tę bohaterkę, czy jednak nie. Czy jej ciągłe wspominanie przeszłości działa mi na nerwy, czy jest logiczne? A może lubię tylko jej przyjaciela? Prawdziwego. Zwyczajnego… który ma swoje życie?

Nie wiem.

Ale powieść jest intrygująca!!! Tym bardziej, że dochodzi do starcia dwóch silnych osobowości, naznaczony. Tej dobrej, choć poranionej i złej, czysto socjopatycznej. I oczywiście jak zwykle faceci nie wierzą w babską socjopację. Wiecie jak to jest, gdy jesteście kobietą? Faceci nie uznają tego, iż możecie coś wiedzieć… muszą sprawdzić sami, tudzież od razu twierdzą, że nie jesteście w stanie myśleć aż tak. I widać to w tej powieści ogromnie mocno!!!

Naprawdę świetna, druga moja powieść tej autorki. Chyba jednak czekam na więcej. Chyba raczej na pewno nabędę kolejną część, bo na szczęście bohaterka się zmienia. W jakiś sposób ewoluuje i drugi tom daje nadzieję na coś jeszcze więcej. Coś głębszego. I choć wciąż nie do końca ujmuje mnie sposób narracji i pisania autorki, to jednak się przełamuję. A co…

Zrobię to dla psów!!!

IMG_5671

Słoneczne dni przetykane lekko mokrymi wieczorami. No po prostu pięknie jest. Temperatura idealna, aż człek se myśli, że to niemożliwe, by tak było. Mewy wrzeszczą znowu wieloma językami, wrony im wtórują. Bo wiecie, tak to już jest w czasie sezonu, że naśladują ludzi. Jakoś chyba robią sobie z nas jajca, choć kto je tam wie. Większość już wysiedziała młode, niektóre szykują się z ptaszencjów do ponownych narodzin, więc tupot małych łapek na rynnie i w jej wnętrzu obecny. Znowu z kibelka słychać naparzanie się wróblowatych.

Milusio…

Wszystko pachnie, kwitnie… jakoś tak jest bardziej wietrznie w tym roku, jakoś tak bardziej wyspowo, normalnie. Wiecie, tak jak człek pamięta z przeszłości. Tej bardzo dziwnie dawną się zdającej. Omiata se człowiek zioła i róże i nagle, jakoś tak bliżej ziemi w końcu czuje się troszkę bardziej wyluzowany. To ostatnio chyba jedyny sposób na stres. Ziemia, liście, kwiaty. Wiecie, zwykłe wyjście na zewnątrz i zerwanie sobie kwiatka czy dwóch do wazonu. Tak po prostu. Dzikich, lub róż. Bo przecież po to tutaj są. I tak jesienią trzeba będzie je podciąć.

Gdyby tylko jeszcze było jakoś spokojniej na świecie, można by pomyśleć, że to raj… ale nie. Wyspa nadal ma całą masę problemów. Przerzucana między jednymi politycznymi i drugimi, jakoś tak się ledwo trzyma. Jakoś tak. Ale widząc kolejnego faceta w wieku dziadkowym poślubiającego młodą Tajkę… mam problem z myśleniem o tym jako o miłości. Bardziej jak o kupowaniu sobie pielęgniarki na potem, ale tutaj to chyba norma. Czy to dlatego, że Tajki są grzeczniejsze, bardzo usłużne i tak dalej… wiecie, no uległe, a Dunki nie dają sobie w kaszę dmuchać? Chcą być sobą, chcą zaznaczać swój teren. Z jednej strony chcą ogrodów, kwiatów i wszelakiej rodzinności, ale chcą też pracy i podróży, więc najczęściej żyją po polsku. Wiecie, tak tutaj się mówi na tych co żyją bez ślubu. Choć to takie dziwnie duńskie, to jednak z onej drugowojennej zaprzeszłości wywodzące się powiedzenie, wciąż jest tutaj jakoś tak… trwałe.

W internetach znowu marudzą…

Lepiej to wyłączyć i iść do lasu. Gdyby tylko nie ci ludzie…

IMG_7064

No dobra, zostańmy w domu. Bo przecież mieszkam na Wyspie, więc właściwie podług większości świata mam wiekuiste wakacje. Ale wiecie jak rozpoznać Tubylca w gromadzie Turyścizny? Po pierwsze będzie depresyjny i wkurzony jednocześnie, a po drugie w ciuchach całkowicie roboczych. Bo wiecie, my dopiero wyleźliśmy z pracy, albo do niej idziemy, albo w niej jesteśmy…

Gdzie wyjeżdżają Tubylcy?

No to różnie. Ale one Tajlandie są nadal wysoko w rankingach. Potem chyba wszelakie inne ciepłe wyspy. Jakby kurcze nie mieli tego samego tutaj. I to czyściejszego? No dobra, może woda trochę zimniejsza, ale bez przesady.

Przynajmniej rekinów jeszcze nie mamy.

Jeszcze…

Ogólnie mówiąc pogoda seryjnie spacerowała i taka do leżenia na zewnątrz i odpoczywania. Tylko żebym jeszcze wiedziała jak to się robi? No nie umiem, od razu mnie nadgryza poczucie sumienia, potem zaczyna mi żuć prawą stopę, zawsze zaczyna od prawej, nie wiem dlaczego… może smaczniejsza, czy coś? A może jednak nie? Nie wiem, nie próbowałam, zawsze wychodziłam z wrażenia, iż obydwie mam taka samo zajebiście smaczne. Może się myliłam?

Kurcze…

A wam jak lenistwo wychodzi? Tubylcom serio fajnie. Większość leniuchuje jak już wszystko zrobi, ale spora część zwyczajnie lubi siedzieć sobie w ogródkach i patrzeć w przestrzeń. Oczywiście zawsze z zapalonymi świeczkami – głównie tealightami, o które teraz jest wielka gównoburza w eterze, bo podobno gorsze niż białe pieczywo i tak dalej. Ogólnie mówiąc, to może lepie nie relaksować się, bo zaraz wyjdzie, że to złe ekologicznie i ktoś mnie poleje farbą i to nie niebieską? Zieloną na przykład, a ja w zielonej niezbyt i pomarańcz też mi nie leży…

IMG_7103

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.