„Ostatnio Wiedźma Wrona Pożarta przebywała w niej co noc. Jaskini, która sama odkryła, zdobionej rzezanymi symbolami, ale i malowanej, z małym szkieletem po środku i dwoma wnękami przy wejściu, wystarczającymi by przysiąść, wniknąć w skałę… Siadała w jednej z nich i czuła, że świat się jej znacznie nie zgadza. Że coś ją woła, wzywa, ale nie daje możliwości, by przybliżyć się do onego miejsca, które tak głośno wołało. Że coś ją popycha, ale też miesza w głowie i…
Nadszedł dziwny czas i nic nie pomagało. Nawet nowy łapacz snów z czarnymi niczym bezpieczeństwo piórami. Piękny upragniony, a jednak… od czasu, gdy zgubiła, a raczej, gdy morze zabrało jej ukochane wisiorki, coś ją powoli zabijało. Kawałek po kawałku zjadało i nie wypluwało. Nie żeby miała coś przeciwko odgryzieniu kawałów tłuszczu z pośladków, udek, czy brzucha, ale jednak…
Bała się…
Od dłuższego czasu siedziało w niej coś, co naciągało wszelakie sznurki lęków, obaw i przerażeń i bawiło się nimi. Wygrywało na nich dziwne melodie, splatało je ze sobą w najprzeróżniejsze wzroki, makatki i dywaniki… tkało z nich poncza i inne tam wdzianka, a nawet podobno plotło koszyki i kapelusze. Bo to w końcu sezon na takowe ustrojstwa, czyż nie? Jak nic dobrze by się sprzedawały… a z płynnością finansową Wiedźma Wrona Pożarta miała zawsze problemy. Ile by nie pracowała i tak jej nie płacili, albo płacili tyle, że świat sie śmiał…
… więc bała się.
Bała się wszystkiego, każdy nagły dźwięk zmuszał ją do dziwnych akrobacji gimnastycznych, każdy cień sprawiał, że krzyk wiązł jej w gardle i nie pozwalał oddychać, coś w piersiach dusiło, coś gdzieś siedziało na klacie, a nawet w nią tupało, a nawet i dźgało… a nawet…
Bała się.
Dlatego pojawiła się ta grota.
By mogła się schronić, uciec, być pewną, że nikt jej tutaj nie znajdzie. Bo nikt było dobrym uczuciem. Grota pełna intrygujących symboli do zbadania, tajemnic do odkrycia, ale i wnęk by schować się nawet wtedy, gdy grota nagle stawała się czymś zbyt wielkim, odkrytym i widocznym… I nikt nie był pewien, czy jest to tylko zbyt częsty sen. A może już dawno nic nie było snem?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Skazani na sukces” – … trzecia. Koniec. Kolejna trylogia Echols za nami.
„Flirt roku”, „Para idealna” i „Skazani na sukces”, czyli cudowna mieszanka nastoletnich hormonów, wszelakich miłostek i tego całego dojrzewania do dorosłości. Jak to ktoś opisał: słodkie i pogodne, czyli doskonałe na wakacje. Parafrazując. Typowa Echols. Wiecie, pragnąca szczęśliwych zakończeń i tego, by wszystkim było dobrze.
Najlepiej kupić od razu wszystkie tomy. Jak znam życie, ci co się zagapią mogą nie poznać końca, albo środka. A jeżeli chodzi o zakończenie tego… właściwie albumu. Opowieści o trzech parach. To jest po prostu perfekcyjny w swej słodyczy. Ona jest zdyscyplinowana, ok znowu szalone. A przeciwieństwa wiadomo – przyciągają się. Ale czy im się uda? Czy wiecie, to co zaplanowane, już ułożone, należy zmieniać? A może jednak nie rezygnować z pewności?
Które uczucie jest prawdziwe? Czy ważniejsza jest wygoda i pewność, czy jednak drobina szaleństwa w życiu? A może uda się mieć wszystko?
Pada.
Ale cudnie jest, gdy pada!!!
Po prostu… ten zapach, ta świeżość, ona cudowna miękkość powietrza i jeszcze zapadający zmrok. No dobra, może i jest po 22giej i wciąż jasno, ale jednak to już nie jest to jasno rażące w oczy. I nie trzeba podlewać ziółek w ogródku!!!
Za miedzą mamy taki ekologiczny ogródek/pole. Wiecie, odkrywają na nowo nawożenie świnkami, mają nawet dwie osobniczki do spulchniania gleby i wyżerania starych buraków i pyrek, no i do wszelkiej tam świńskości. Strasznie to słodkie, choć czuć… no ale wiecie, przynajmniej czuć normalnie, znajomo, po świńsku! I nagle co!!! No olaboga!!! Otóż okazało się, że w truskawkach – cena obłędna, więc człek się nie naje – jaja złożyły sobie kuropatwy. Teraz trza będzie troszkę ostrożniej wokół onego nowego przychówku chodzić, ale fajne to. W końcu i kuropatwy i bażanty od czasów wszelakich polityk agrarnych mają przesrane. Wycinają im schronienia, kończą się krzaczki, bażanty robią za kury na moim trawniku razem z wronami i mewami… więc fajno, że przynajmniej będą nowe maluchy kuropatwowe. Słodkie ptaszki.
Podobno w smaku też, no ale…
Wracając do braku światła i kończącej się pełni, to przyznaję się do wszelakich myśli samobójczych, pragnienia cięcia się i tak dalej. Jakby ktoś czegoś dosypał do powietrza, a może i do tego deszczu. No jakoś tak kijowo jest. Wciąż człek się trzęsie i telepie… i nagle napadają go trzy kudłate psiaki, w końcu takie nie chcące mi ogryźć dupy i na chwilę człek wtula się w rude futro i to białe… samojedowate. Jak mnie pan poinformował, ino pięć tysi i mogę mieć takiego. Terapia jak się patrzy, ale podatek… nie, nie stać mnie na pieska. Na mnie samą mnie nie stać, a co dopiero słodkie szczeniączątko. No przeca nie musi być duże. Ale włochate…
Znowu mieliśmy ten tydzień światowego żarcia, wiecie, jak rok temu. Budki porozstawiane w Rønne, niby to samo, ale ludziska ucieszone. Na razie jednak przebojem roku wciąż jest nowy minigolf. Ten pomiędzy kościołem a średniowieczem. Ten sam, co wygląda szpetnie, a jednak przyciąga masę ludzi. Nie wiem, czy to z powodu pogody, czy reklamy… w końcu wymienili nawet znak u nas w Gudhjem… już nie ma takiego na Middelaldercenter czy kościół, ale na minigolf!!!
Dziwne priorytety.
O drzewo nadal walczymy. Polityczni mówią, że trza ściąć, bo ono dzieło sztuki to prezent i stać ma. Ludzie na to, że miejsc jest wiele i underjordiski z chęcią się wprowadzą, no ale nie na rondzie. Wyobrażacie sobie takie porozjeżdżane nisseny?!! Nosz przeca skandal byłby na miarę żyrafy!!! Drzewo jednakowoż na razie wciąż stoi za to na pewno przy kolejnych wyborach osobniki co są za sztuką mogą nie liczyć na głosy sporej części niewielkiego, wyspowego społeczeństwa. Czyżby ludzie mili już dość? I czy serio każdy prezent trzeba od razu wystawiać? Podziękować okay, ale potem można przeca gdzieś skitrasić z tyłu supermarketu i dorzucić zjeżdżalnię dla pudli?
No co?
Poza tym problemy w rybołówstwie, problemy drogowe, jedna zagubiona dziewczynka, która się odnalazła, ale nagle z wielkim jęknięciem rodzice wszyscy się obudzili, że to kurcze podobno o dzieci trzeba dbać. I je nawet wychowywać. Na pewno im przejdzie, ale chwilowe przebudzenie jak najbardziej zauważono.
Na śrubki wciąż należy uważać.
Odkręcają…
A poza tym… połowa lipca. A ja ODPUKAĆ wciąż nie załączałam ozimniania!!!