Pan Tealight i Fala, co do brzegu nie chciała…

„Była taka jedna.

Wiecie, totalna buntowniczka, na dodatek w dziwnej gęstości i ogólnie jakaś taka różowa, gdy wszystkie inne były zielonkawe, szmaragdowe, niebieskawe, z białymi grzywkami, a ona nie. Ona wolała grzywę w kolorze słomianych snopków. I to jeszcze w malutkie kropeczki i warkoczyki z wodorostów. Bo tak. I nie. Nie chciała do brzegu. No przecież nie mogli jej zmusić! No przecież jak to?

Co?

Popchną ją?

Zmiażdżą?

Inne fale oczywiście jej nie rozumiały, bo przecież na tym życie fali polega, by biec, pędzić do brzegu, a potem się o niego rozbić i się odrodzić… I od nowa. A jak nie, to czekać, być wodą spokojną, albo li ino zmarszczką. No przecież to takie fajne życie. Takie czarowne i pełne. I można złość wyrzucić z siebie i można naprawdę zaszaleć i można po prostu być sobą, i wszystko inne mieć gdzieś. Bo bycie falą jest fajne i fryzjer jest za darmo. Naprawdę. Spa też! Sole wliczone w życie, a jednak ona…

Nie chciała.

Nie kręciła jej zniżka na zmartwychwstanie w całości z grzywką i loczkami, ni nowe aromaty sól, ani kolczyki z muszelek. Po prostu nie chciała, nie i tyle!!! Za nic, dla nikogo, dla niczego!!! Nie i już!!! Oczywiście, że spowodowało to korek wielki na morzu, a potem pojawiła się Dziura Wodnego Zwątpienia. Ta słona. Inne fale zaczęły ją wymijać, odchodzić od niej, uciekać. A ta nie zmieniała swojego zdania.

Wciąż po prostu stała. Opływana, niezałamująca się…

Dumna.

Aż w końcu jej się znudziło. I popłynęła i rozbiła się i odrodziła się i znowu…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_1228

Z cyklu przeczytane: „Pamiętniki Zuzy-Łobuzy. Misja specjalna” – … lubię ją. Tak wiem, stara jestem, nie do końca powinnam, ale… Widzicie, nie chodzi tylko o zabawne rysunki i powiedzonka, nie chodzi o to, że Zuza to doskonały obraz dzieciaka w wieku „pomiędzy” światami, ale…

Chodzi o wszystko razem. A tym razem o żółwia Wacka – tak wiem, straszny rechot dla dorosłych – diabły tasmańskie, płot do pomalowania, rodzinę, przyjaciół i oczywiście TEN flet!!! I o rywalizację i zwyczajowe, szkolne życie. Bo przecież w tym wieku właśnie o to chodzi, czyż nie?

Tym razem poza zabawą, książka ponownie porusza bardzo ważny temat. I są nim ginące gatunki zwierząt. Podejrzewam, że po lekturze Wasze dzieciaki będą miały bardzo wiele pytań. I razem dowiecie się czegoś, co was zaskoczy. W końcu dorośli też mogą się dokształcić, czyż nie? I dowiedzieć może czegoś całkiem nowego?

IMG_5724

Przymrozek nadal szaleje.

Serio, gdy człek się budzi, ona w końcu ścięta trawa pokryta jest tym srebrzyście-białawym nalotem, dość szybko znikającym w promieniach słońca, ale… zimny wiatr przypomina, że ta pogoda nie jest taka, jak rok temu. Że kwiaty może i kąpią się w słonecznych promieniach, ale jednak w dziwny sposób jest ich mniej, spora część nawet nie wyszła, reszta szybko znika, ale chyba odpowiada to fiołkom. Napleniło się maluszków, poukrywanych pod połamanymi gałązkami, no i pod ta trawą, która nagle wybujała, jakby chciała wszystko dookoła przykryć, okryć, robić za kocyk i kołderkę. A może po prostu lubi zimno?

Oczywiście mimo chłodku mamy trochę Turyścizny majowej. Dziwnie głośnej, dziwnie nagle wdzierającej się w oną spokojność morsko-leśną. Nie wiem dlaczego ludzie muszą być tak bardzo głośni. Tak strasznie inwazyjni. Może dlatego Tubylcy tak kochają wtapiać się w tło? Może tak naprawdę właśnie o to chodzi w tym wszystkim. W końcu Dania ma oną obsesję w temacie wszelakiej równości. Nie wolno się chwalić, nie wolno wywyższać, a nawet cieszyć ze zwycięstw. A z drugiej strony wciąż trzeba o tym pisać… Naprawdę, to dość specyficzny kraj.

Trust me!!!

… a może tylko Wyspa? Z drugiej strony jeśli wyłącznie Wyspa, to cóż, w końcu musimy być z czegoś znani. Nie tylko pięknych plaży, lasów i rzek i jeszcze skał wszelakich i nabrzeży czadowych i wiecie… zapachu lakridsa wszędzie.

IMG_1100

Maj.

Czyli w końcu wszystko powinno się pootwierać. W końcu nadchodzi Przedsezon, czas oczekiwania, wszelakiego sprawdzania temperatury wody i oczywiście opowieści o tym, że tak, nasze nowy promy przygotowane są na najwyższe możliwe fale. Potem kto tam przejął jaką knajpkę, kto nowy się otwiera, kto po sezonie dał nogę z Wyspy – no wiecie jak to jest, wydaje się im tak często, obserwując Wyspę tylko przez kilka tygodni w lecie, że im się uda, a potem, jak nie zbijaj milionów, to uciekają. Zresztą, sorry ale tutaj to norma. Tak niewiele nowości przeżywa dłużej niż sezon. Tak wiele ich pojawia się co roku. Wystarczy przejrzeć gazetkę.

Aaaa!!!

Polferries, po siedmiu latach, może i zaskoczony ona firmą, o której pisałam Wam kilka dni temu, postanowił wznowić kursy między Polską a Wyspą. Co z tego wyjdzie? Pierun wie? Pomieszczą się? A może jednak w końcu będą jakieś konkurencyjne ceny i uda mi się przejechać do Polski na pączka? No przepłynąć, ale… bez samochodu to sens ma raczej mały, co nie? Oczywiście nadal też ma kursować Żygolot, ale tego nie polecamy. Oczywiście cała sprawa z Polferriesem wygląda raczej na takie coś, co ma zmusić obydwie strony do jakichś rozmów, ale… co z tego wyjdzie pewno okaże się dopiero za rok.

Jak to widzę?

Oj na pewno nie niebiesko! Zobaczymy czy Szwedzi będą mieli obroty? I czy finanse będą się wszystkim zgadzały, bo przecież wszystkim tylko o to chodzi, co nie? Może powinnam też wyłącznie zacząć dbać o siebie?

IMG_1282

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.