„Wyrosło pod ruinami jakoś tak nagle i bez zapowiedzi. A może jednak była jakaś zapowiedź? Może coś przegapili? Może zwyczajnie, nie dostali powiadomienia, ręcznie pisanej karteczki, tłoczonego papieru, kaligrafowanych liter i malowanych kwiatów… a może suszonych, wtopionych w pulpę papieru?
Kto to wie?
A może tym razem był to Posłaniec. Wiecie, wykosztowali się bardziej, postarali o przystojnego, na koniu czarnym niczym najgłębszy sen, odzianego w strój, który od razu informuje, że należy słuchać? A może jednak miał to być śpiewający telegram? Ale wiecie i Posłaniec i trójka gości od telegramu zniknęli gdzieś między skałami, zabalowali z trollami pod Większym Mostem, albo zagubili się w ostrym aromacie czosnku? Albo Syrenice ich zwiodły? W końcu wiecie, baby tak serio wszystko lubią pokręcić. Wszystko zamotać i zmienić… A tym samym, jakoś tak cała ta praca, którą oni mieli wykonać, uleciała ku Niebiosom Zapomnienia.
Albo poczta?
Ostatnio były z nią problemy. Jakoś tak się nie słuchała skrzynek pocztowych, odklejała z siebie znaczki i ogólnie mówiąc buntowała się na wszelkie możliwe sposoby. Podobno nawet koperty odlizywały sobie trójkąciki. No czyż to nie jest już skandal nad skandalami? Odlizywać tak sobie…
Dlatego, gdy Wiedźma Wrona Pożarta, woniejąc niedźwiedzim czosnkiem zbliżyła się do Butowego Drzewa, była tak samo zaskoczona, jak ono. Wiecie, złapane tak nagle z rozwiązanymi sznurówkami, z cholewkami w nieładzie… Bo w końcu oczekiwało zapowiedzi!!! No jak tak można! Bez zapowiedzi, bez liściku, czy chociaż zajączka przesłanego lusterkiem?
Pieśni rzuconej na wiatr…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Głęboko ukryte” – … Jack i Sara. Właściwie szczęśliwi. Mają siebie, cudowne córki i ułożone życie. Oczywiście w którymś momencie wszystko się zawali, ale jeszcze leżą w łóżku, jeszcze nie zadzwonił telefon.
Gdy dzwoni telefon, gdy wsiadają w samolot, wszystko się zmienia, ale to ona, Sara będzie naszą narratorką. Niegdyś dziennikarka, która od razu zaczyna składać kawałki układanki, której obraz może ją przerazić. Bo co byście zrobili, gdybyście nie wiedzieli, że wasz mąż był świadkiem morderstwa? A może jednak… nie do końca? Co byście zrobili, gdyby nagle na waszych oczach cała rodzina, której nie znaliście, skoczyła sobie do oczu i zaczęły padać słowa, tak nowe dla was, jak: morderca, inna dziewczyna, winny?
Powieść mnie kompletnie nie przekonała. Narracja jest płytka, bohaterka jako dziennikarka powinna wiedzieć pewne rzeczy i zdawać sobie sprawę z tego, jak do nich dotrzeć. Śledztwo, które prowadzi jest kiepskie. Sprawa nie trzyma się kupy, a winny… cóż, sorry, ale drogą eliminacji odkryjecie go na samym początku, to aż nazbyt proste. Do tego ta małomiasteczkowość. Przecież z tego zawsze można było wyciągnąć tak wiele. I sam Jack. Rany, miałam ochotę walnąć go od samego początku. Kłamstwo dla dobra sprawy? Serio? Nie wiem też, czy to wina tłumaczenia, czy autorka – debiutantka – ma tak ubogi zasób słów, ale… tę powieść czyta się ciężko. Najchętniej zajrzelibyście na koniec i dowiedzieli się, co się wydarzyło?
I co? Zrobiliście to?
Arnager… grób.
Musicie się odważyć. Na niewielki spacer, obecnie oczywiście okraszony drzewkami kwitnącymi, pachnący zniewalająco, zieloniutki, cudowny, nikogo dookoła poza tymi dziwnymi, pomarańczowymi łebkami na patykach, które służą pewno czemuś tam samolotom, ale dla mnie są dziwactwem, które otacza cudowny, niesamowity grób komorowy. Naprawdę kapitalny, zrekonstruowany, zabezpieczony. Wchodzicie do środka i czujecie się jak… no właśnie, jak się czujecie?
Dla mnie to czysta wariacja, fascynacja, to, co człek sobie wybrał, by zgłębiać, by badać, niby nauka wyłącznie, a jednak i coś więcej. Bo w archeologii zbyt często człek zapomina o człowieku. W końcu to, co człek w młodości odkopywał, to były ino malutkie kamyszki, a ten grób w środku mierzy tyle ile ja. Pewno z ziemią był jeszcze wyższy. Widoczny z daleka. Wyobraźcie sobie, że składali ich utaj, swoich bliskich… Czy byli rodziną, małą społecznością, a może jednak było w tym coś więcej? Może jednak uznawali się za potomków innych ludzi? I zauważcie, że jednak grób zbudowali z czegoś twardszego. By przetrwało. Nie z obecnego tylko tutaj wapienia. To daje wiele do myślenia. Czy oni też wyprawiali się w morze. A może na kogoś czekali? Czy potomkowie ich wciąż krążą w tubylczym DNA, czy jednak zniknęli?
A może wciąż na nas patrzą?
Megality są niesamowite.
Sam Arnager to dość niewielka wioska, właściwie pewno więcej sommerhusów niż ludzi, choć trochę Tubylców tam mieszka. Wcale się nie dziwię, że kochają to miejsce, ale dla mnie uraz po ostatnich zabawach poligonowych jest za wielki. Sorry, ale taka seria z kałacha o poranku to nie na moje nerwy, samoloty też nie, no i jeszcze… ech, latem, ponieważ pływa się tutaj świetnie, na pewno mają masę ludzi, a ja jednak cenię sobie spokój.
Wybrzeże jednak, to inna sprawa. Jak już nacieszycie się molem, pójdźcie w prawo i nacieszcie się wapnem. Znaczy wiecie, jedynym kawałkiem wybrzeża, który wygląda jak zrobiony z białych lego. Na pewno można tam znaleźć skamielininy po kolejnych dinusiach, ale nie zalecamy odłupywania kawałów Wyspy. Zapadnie się i co będzie? No zapadnięta będzie…
Cała ta ściana miękusza to jak ze skrajności w skrajność. Tutaj granit, twardy jak… no granit. A tutaj coś, co właściwie od razu pyli i zmienia twoje ciemne portki w ubranko starego nauczyciela. Wiecie, z czasów tablic, kredy, gąbki, którą zawsze trzeba było namoczyć, a jak się oberwało taką suchą… bleee!!!
WAŻNE! I straszne. Wiecie, że Rosjanie kombinują z tym Nordstreemem. Wystosowali do Danii „prośbę” o wejście na teren morski, ale… oczywiście jak zwykle jedni mówią nie, inni tak. A jeszcze inni przypominają o cholernym iperycie. Tak, zagrożenie istnieje przez cały czas. Nic na to nie poradzimy, poza… no właśnie, poza nie ryciem w okolicach, poza nie ruszaniem tego, co może zabić. Czy Rosjanie wygrają? A jak myślicie? Jak to jest jak kot myszę głaszcze? Myszę zjada… Czy się boimy? No oczywiście, że tak!!! Do cholery jasnej ludzie, jak się nie bać, gdy człek nie może od morza się uwolnić, bo ono go wciąż przyciąga, wciąż nęci, wciąż jakoś tak…