Pan Tealight i Turniej…

„Nie żeby Wiedźma Wrona Pożarta miała coś przeciwko wszelako różnie ostatnio pojmowanej kulturze fizycznej, serio. Ona ją zwyczajnie nienawidziła. Od dziecka, gdy kazano jej biegać, a nadmierne elementy w górnej części jej ciała ciążyły i bolały. Nikogo nie obchodziło, że umiała sobie założyć nogi za głowę, iść kilometrami, zgiąć się w pętelkę i oczywiście szpagat trzasnąć całując się w pośladki, ale wiecie… Liczyły się ino biegi. Dlatego jej nienawidziła. Znaczy co do kultury, no wiadomo, co do fizyczności też, ale razem nie. Co dziwne, sama wciąż robiła różne wygibasy, chodziła kilometrami i robiła takie cuda niewidy trzaskając zdjęcia, że po prostu ruch się zatrzymywał i patrzył zadziwiony.

Ale jeśli chodziło o kulturę fizyczną… yyyyyy!!!

No więc, gdy Pan Tealight zaproponował Turniej, ona zaproponowała mu kąpiel z mikropiraniami i grysikiem szklanym oraz latanie nago w formie cukrowej rzeźby po wybudzonych mrowiskach, wraz z pillingiem elementami odnalezionymi w Czernobylu. Ale w końcu jakoś doszli do ładu. I nawet żadne z nich bardzo nie ucierpiało. Chociaż wszystkim wciąż wydaje się to dziwne.

No wiecie, że się jednak nie pożarli.

Że nie powyrywali sobie wzajemnie kłaków, tudzież włókien, że po prostu się udało, że w ogóle wyszło… że jednak jakoś tak, nawet czasem się uśmiechali do siebie wzajemnie podczas całego wydarzenia. Więcej, Wiedźma Wrona Pożarta dała się przebłagać, by robić za dziewuszkę z kwiatkami i nagrodami, uśmiechała się, wieszała one medale i inne tam wstążeczki, dawała chabazie, dziwne, wczesnowiosenne, lekko umęczone, niektóre gryzące co prawda, ale przecież nikt by się nie przyznał do tego, iż wyrośnięta stokrotka właśnie zrobiła mu manicure…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_2905

Z cyklu przeczytane: „Złodziej czasu” – … czas. No w końcu to on zawsze kradnie, czyż nie? Kradnie nam zabawę, sen, albo co gorsza, kasę wydaną na zegarki. Dlatego odwet powinien być jak najbardziej logiczny. Ale…

Ale w tym tomie to wcale nie jest takie łatwe. Takie logiczne. Bo widzicie, są Audytorzy. I Mnisi i Niania O. Igor i On… Śmierć. I wszyscy oczywiście zdają sobie sprawę z istnienia Jeźdźców Apokalipsy, którzy zgubili jednego ze swoich i… No dobrze. Czas. Widzicie, czas jest jak czekolada. Mija.

Dobra, ta historia jest na początku trochę nazbyt filozoficzna, ale tak to już jest z Mnichami. Trochę wsio się dłuży, trochę człek nie rozumie, potem coś odkrywa, a potem wszystko się jakoś tak otwiera i zaczyna się zabawa. Ale bardzo poważna zabawa. Można jak zwykle Pratchetta łyknąć jako coś kosmicznie komicznego, ale też można się zagłębić w pewne prawdy i oczywistości. Można po prostu trochę pomyśleć… albo tylko się dobrze bawić.

IMG_9546

Deszcz.

Słoneczność całkowita podobno ma przejść… ma nadejść wyłączna deszczowość, ale jakoś nie umiem w to uwierzyć. Jedno jest pewne, ferie w toku!!! Pogodynka zapowiada pomroczność gloomowatość i wiecie inne tam mokrości. Oczywiście zwyczajowemu Tubylcowi to nic. Na spacer i tak można przecież wyjść. A wilgoć dobrze na cerę robi. No i wiecie, przecież to w końcu czas wszelako wolny. W ogródku pogrzebać, coś tam dosadzić, sprzeciwić się idiotom wycinającym wsio do gleby. Przestać myśleć o nastolatkach rozwalających się na zakrętach… Dużo ostatnio smutku na Wyspie, więc ludzie próbują jakoś to wszystko z siebie zrzucić. A Turyścizna? Pomarudzą i tyle. Może dzięki temu restauracje zarobią? Może i odbiorcy internetu, może i ci od pornosów… kto ich tam wie? Nie mam statystyk dotyczących tego, co Turyścizna robi, gdy pada. Gdy sama byłam, przez nazbyt krótką chwilę, od razu świadonma tego, że to mój dom, więc wiecie… dziwacznie niepasująca ni do tych ni do tych, siedziałam w namiocie. Mokłam, pochorowałam się i przeprowadziliśmy się do mieszkania. A tam już wiecie, po przeschnięciu można było iść dalej…

Bynajmniej wystawy wszelakie się szykują. Jaja w różnych miejscach pączkują, no i piórka. Oj tak, Tubylcy lubią się opiórkować z tej okazji. Jakoś tak pasuje to do onych piórek porozrzucanych przez ptaki, które serio mocno pracują nad powiększaniem swoich rodzin. Nad zalotami i gniazdowaniem wszelakim. A te trele w lesie. Ech! Za każdym razem mnie zniewalają. Jakoś tak, wiecie co, gdy już one ucichną, to serio nie będzie po co żyć.

A… no i pada.

I wieje.

I pochmurnie, ale jednak jakoś co chwilę zza chmur nad nami wyłazi słonko i jakoś tak jest dziwnie. Bo wszystko ono żółte – forsycje głównie – świeci się jak szalone. Jak pokręcone. Jak czarowne totalnie!

IMG_4243

Zawsze mnie to fascynuje, że tutaj Påske, to ferie. A to oznacza czas wolny nawet dla dorosłych. A tak. Od środy wieczorem mamy wolne. Całkowite. Tak serio, to niegrzecznym jest nawet zadzwonić do współpracownika w sprawie pracy. W ogóle jakoś tak telefony… milczą. Ludzie starają się w końcu spędzić czas z rodzina, albo wiecie, zmywają się na jakieś wakacje. Często osobno. Mama tu, tata tam, a dzieci same sobie. Rodzina, to jednak coś, co ma tutaj dziwną definicję. Na Wyspie spotyka się jeszcze te doskonałe, dziwnie zwyczajowe rodziny, ale są tak sporadyczne, że rzadko się je rozpoznaje. Zresztą, ona moda na to by mieć dziecko z kim popadnie… no dobra, już nie zrzędzę. Oto mamy święta, które są li ino wakacjami. Krótkimi, bo krótkimi, ale jednak. Zje się jajo czekoladowe, albo kurczaka wypełnionego pianką i tyle. Czy są modły? Może i są, ale kto tam na nie łazi? Kościół w Gudhjem może se bije, ale zobaczyć tam jakieś obrządki, sorry, ale musicie się umówić, jeżeli chcecie…

Bynajmniej większość sklepów pozamykana!!!

A Wyspa?

Może i u nas stoi ino wóz z jajami drewnianymi, kolorowymi, pewno wypełniony oną samą słomą co na Jul, ale za to w Hasle na każdym rondzie wielkie jajo, metalowe, koronkowe, w którym mniejsze wiszą, wiecie… tak się majtają gwoli wszelakiej świąteczności. Słodkie to wszystko, ale tak naprawdę całkiem nieważne. W sklepach coraz mniej onych oznak świąteczności… już się nawet nie wysilają. Żeby znaleźć kartki musiałam mocno kombinować. A wysyłanie ich to koszmar, ale dałam radę. Bo wiecie, zboczeńcy pocztowi tak już mają…

Więc niech się wam wszystkim jajeczni.

To w końcu symbol życia. Pogański, no ale. Któż o tym nie wie. Że Odyn też wisiał rozkrzyżowany… ech, może zamilczmy.

IMG_3458

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.