„Niby…
… bez urazy, ale co miesiąc były jakieś z nimi wąty!!! Po tym czasie człowiek i inny byt, jakoś tak do tego przywykał. Przyzwyczajał się, a nawet, co istotne, regulował zegarki podług onych ich miesięcznych wybryków, ale to, co się wydarzyło, było czymś nowym. Dziwnie niebezpiecznie nowym.
Najpierw pojawiły się transparenty.
Potem pończoszki zwisające z wciąż nagich gałęzi.
Aż w końcu… one zaczęły okupować kuchnię, stawiać doniczki na parapetach, sprzątać, być miłymi, usłużnymi, wszelako cierpliwymi i opiekuńczymi… Jak nie one. Nic w nich nie było z zadziorności, nic z onej feministycznej oziębłosci. Wprost przeciwnie, tylko ciepło, dziwne matkowanie i wszelaka depilacja.
Coś strasznego.
Wiedźma Wrona Pożarta, jak tylko zobaczyła te transparenty schowała sie w lesie, pod mostem i ostro piła z Małym Trollem. Nie mogła ich znieść. I bez urazy, wcale nie była feministycznie nastawiona do świata, wprost przeciwnie, jak najbardziej była za tym, by sie nią opiekować, by faceci wykonywali wszelakie prace za nią i by wysypywali jej scieżki płatkami róż, tudzież płaszczami zakrywać kałuże i takie tam… ale jednak obciachem zawsze było się do tego przyznać. W końcu jak by to wyglądało. Znaczy Chowaniec oczywiście wiedział. No przecież po tylu latach małżeństwa raczej nie mógł od tego uciec. Akceptował one jej wady i tyle.
I korzystał…
A Królewny zalewały świat miłością… babską, różową, cukierkową i pluszową. Mięciutką, nieostrą dziwnie i mało kościstą, zawsze lukrowaną. Co było nadmiernie podejrzane, ale kto by sie tam dopytywał, jeżeli akurat w piecu rodziły się ciasteczka z czekoladą!”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Egzekutor” – … tom 2. Następna opowieść o Robercie Hunterze i jego intrygującym partnerze – specjalistach z nietypowego oddziały policji w Los Angeles.
Tym razem ponownie seryjny morderca… ale co łączy ofiary? I dlaczego to właśnie one giną w taki, a nie inny sposób? Jak daleko należy się cofnąć w czasie, a może w których miejscach szukać, by odnaleźć sprawcę, by zatrzymać ten potok krwi?
Carter jest brutalny.
Już wiem, po przeczytaniu całej serii, że każda z jego pięciu książek jest ułożona w ten sam sposób. Każda jest krwista, dosadna i dosłowna. Każda obrzydza, bulwersuje, wprost razi krwistością. Każda z anatomiczną dokładnością pokazuje co robi morderca… ale też każda dorzuca jakiś twist. Wkurzają co prawda powtórzenia dotyczące głównych bohaterów, jakby autor naprawdę chciał by każda książka była osobną, jakby nie dowierzał, że ktoś może połknąć całą serię… Jakby chciał uniknąć nazywania tego serią, ale… jak to mówił pewien lew: „Amerykanie to lub prosty”. Może w ten sposób zbrodnia sprzedaje się lepiej? Trochę denerwuje dziwnie suchy styl pisania, jakaś taka bezosobowość cierpienia, ale… nie jest źle.
Za to serio, prawie za każdym razem dość łatwo skumać kto kogo i dlaczego! Ale tylko prawie. Czy tym razem?
Ekhm, no tak.
Nowe do pożarcia… Skromniutko, ale wiecie w kasie pustki, na szczęście były obniżki!!! Przeceny i wysyłka na Empiku to 35 zł!
Nie wiem co o tym myśleć, ale kurcze… wiosna nadejszła. Pogoda cudowna. A oni umierają. Ci sławni, ci tutaj wielcy, ci co naznaczyli Wyspę.
Może to taki dziwaczny czas? Nie wiem, nie chcę chyba nawet tego zrozumieć, ale spoglądając na pąki forsycji, na które wystarczy dmuchnąć, a już będą kwiaty, jakoś tak depresyjnie się człowiekowi robi. Ja tam rozumiem, że wpadki w szpitalu, że coś chyba jednak większe się tam pokręciło, ale… dlaczego? Akurat teraz. Mówią, że przecież wraz z wiosną nadzieja wraca i wszystko się odradza, mówią… oj pewno, że wolałabym zimę, ale wiecie, to ja.
No i jeszcze ten wypadek dwudziestolatka.
Kurde… strasznie to wszystko takie dołujące. Jakby coś jednak nie szło jak powinno. Jakby człowieki nie tylko z głupoty, ale przede wszystkim z jakiejś takiej desperacji sami brali te nożyce i przecinali swoje linie życia. Może już nie potrzebujemy Mojr. Może one trzy zostały zwolnione z roboty? Może teraz wiecie, jak ze wszystkim samoobsługa? Jak z tą pocztą, którą obecnie to najlepiej samemu odebrać od nadawcy. Serio. Jedna z moich paczek się odnalazła. No tak, taka z grudnia!!! Nagle, z końcem maca pojawia się u mnie całkiem nieznany i dziwnie zagubiony, przepraszający mężczyzna, który niestety bornholmskim, którego ja ni w ząb, bo nie dość, że cztery dialekty, to każdy wsio inaczej wymawia… no bynajmniej puka i podaje mi paczkę. lekko zamokniętą. Przeprasza, że przecież on nie zagląda do swojego carportu, dopiero teraz zaczął wiosenne porządki, patrzy, a tam paczka. Miał ją tam prawie cztery miesiące, ale wiecie, dzięki temu, że nadawca zapakował dobrze i obmotał taśmą – róbcie tak, bo ostatnio serio każda poczta ma nas w dupie – z zawartością nic się nie stało!!! HURRRRA!!!
Fajnie dostać christmasowy stuff na wiosnę!
Havgus.
Nadszedł ten czas.
Połowy Wyspy nie widać, a ta którą widać, to jedynie ułuda. Bo z tej strony, której nie widać, to wiecie, no nas nie widać. Mgła zimna, mroźliwa zdaje się otulać człowieka, porywać tylko dla siebie, oddzielać od wszystkiego i wszystkich. Kocham havgus. Kocham tą zimność, wilgoć w powietrzu i one zamazane kontury. I to dziwne wrażenie, że nie ma horyzontu, że góra totalnie zlewa się z dołem i olewa fizykę. W oddali słychać tylko syrenę przeciwmgielną jakiegoś kutra, ale widać… tylko kilka wystających kamieni z tej całej niebieskości. Z onej błękitności szarawej miejscami, niebieskości i bieli.
Cudownie tak.
Spacer brzegiem morza wieczorem, gdy nagle wylazł słońce, gdy nagle wszystko się zmieniło, gdy mglistość bardziej wyraziście się odznacza… wychodzi człowiek, bo przecież po co siedzieć na chacie. Bo przecież kurcze no, trzeba jakoś nabrać onej wilgotności. Musi być dobra dla cery. Nadchodzi przecież z północy. Zwykły havgus. Znowu większość Wyspy niewidoczna, a u nas nagle robi się dziura słoneczna i szaleje wszystko. I świat pije, aż słychać jak ona przeszłość leśna się zmienia. Jakby te dwa parne dni wszystko zmieniły, jakby taka chwila mogła obudzić każdy korzonek i nasionko i przymusiła do roboty, ale by nazbyt się nie pocili, to wiecie… no teraz mamy havgus.
Dla ochłody.
Taka dziwna morska mgła sprawia, że człowiek czuje się tak bardzo bezpiecznie. Bo przecież nic go nie może skrzywdzić, jeśli mówiąc oględnie, wcale nas nie widać! Co nie?
Nic.