„Takiego jeszcze nie było.
Wszyscy to powtarzali dookoła. I w poprzek i w środku. Wiecie. Wszyscy. Takiego wiatru naprawdę jeszcze nie było. Może tylko tutaj, może wyłącznie w tym miejscu, na tej Wyspie. Może dotąd buzował w innym miejscu, tańczył między drzewami, muskał kamienie i odkryte łydki. Motał żyłki rybaków, a czasem popychał jednego, czy drugiego tak, że ten lądował zębami w morzu łapiąc szczupaka dosłownie i w przenośni. No dobra, nie szczupaka, a może tuńczyka? Albo płotkę jakąś?
A może jednak kurcze… tego no, flądrę?
Takiego wiatru jeszcze na Wyspie nie było.
Tak specyficznie słodkiego, przytulaśnego, tak dziwnie pieszczącego wszystko i wszystkich. Tak dokładnego, że Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki spędziła na zewnątrz cały tydzień. Od początku wiania do końca wiania. No nie chciała wracać do domu, dopóki część Wiatru nie wlazła tam też i nie została na noc… ale, gdy przyszło do pożegnać, gdy Wiatr w końcu został zawołany gdzieś indziej przez Bogów Jeszcze Niewymyślonych. Przez tych, którzy są całkiem na wyciągniecie ręki i tylko czekają, by ktoś ich przywołał. Wiecie, znajomych Wiedźmy… więc, gdy został wezwany z powrotem. W to miejsce, które jest pełne zakątków i zawirowań, dziurek i otworków, wyszumień i murszałości, erozji i miękkich falowości, cóż… postanowił, że część jego tutaj pozostanie. Niewielka część, ale w końcu Wiedźma Wrona zasługiwała na jakąś część jego samego. A i on sam, jakoś nie chciał stąd odchodzić.
Odlatywać, zmykać, pakować swoje powiewy i znikać.
Bo takiego wiatru jeszcze nie było.
Ale może był to odpowiedni czas na to, żeby w końcu się tutaj pojawił?
Może?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Świat Dysku Terry’ego Pratchetta” – … kolorowanka. No kolorowanka. No wiem, nie książka. Coś innego, coś do innej zabawy, ale dla mnie zwyczajnie sztuka. Paula Kidby uwielbiam. To w końcu on zobrazował Świat Dysku, przynajmniej dla mnie, niesamowicie. I musiałam to mieć. Nie żeby kolorować… po prostu dla obrazków.
Poza zwykłymi bajerami black and white w sporej książeczce dostaniecie reprodukcje kilku najważniejszych dzieł artysty, co mnie rozwaliło. Nic ino wyciąć ładnie i oprawić, bo sorry, ale no jakoś tak nie stać mnie na oryginał. Ale może kiedyś choć na reprodukcję porządniejszą? No może? Chociaż wiecie, zestaw karteczek?
Chociaż…
… na razie mam kolorowankę nie do kolorowania, którą kupiłam wyłącznie dlatego, bo to Świat Dysku. Ci co kolorują pewno będą zainteresowani trudnością, no więc… trudność słaba. Duże połacie do pokolorowania. Ale też trudność ogromna, jeśli chcecie skopiować artystę. Jeśli chcecie poszaleć, to te wszystkie cienie, te wszystkie załamania i gradienty, wymagają pewnej ręki i sporo czasu zajmą.
A i dobre kredki się przydadzą!!!
Światło i deszcz i ciepło…
No dobra. Zrobiło się ciepło, wyłażą krokusy i wszelakie inne tam hiacynty, a to oznacza, że wciąż nie wiadomo co z tą pogodą? Czy to już tak zostanie? I co z tą wilgocią wszędobylską? Tą niesamowitą? To szaloną? Jak to wszystko będzie współgrało z wiosną, która przecież zwykle też charakteryzuje się opadami, no to nie wiem. No kompletnie nie wiem, czy nas nie podtopi.
Mokro wszędzie.
Ziemia wchłania z radością cebulki wszelakie i wiecie, robi nadzieję, że może za rok coś z tego wyjdzie. Znaczy zakwitnie. No i piły łańcuchowe, motorowe, wiecie, wszelakie sprzątanie, dodatkowe worki od śmieciarzy i powolne roboty ogrodowe. W końcu to już marzec. Nadszedł tak szybko, że człowiek wciąż jeszcze ma na sobie lametę i bombka mu się z ucha buja. Jakoś taki nie tyle nieprzygotowany, co raczej niezainteresowany. Bo nie chce ciepła.
Tak wiem.
Tylko ja się buntuję przeciwko wszelakiej wiosenności i wszelakiej wzrostowości, chociaż na koncie mogłoby mi urosnąć, ale kurde jakoś wiosna chyba na to nie wpływa? A nawet jeżeli, to raczej nie w moich rejonach. Ech! Czuję się taka oszukana. No serio. Jak już listki, kwiatki i cały ten szał z rybami, to czemu kasa wzrostowej akcji na moim koncie? No czemu? Jak wszystko, to wszystko. Sprawiedliwie powinno być!!!
Wpadłam ostatnio na youtuba.
Nie no, pewno, że mam konto. Nawet ostatnio też i na Instagramie i chociaż wciąż nie wiem na czym to wszystko polega, łącznie z Twitterem, ale mam. Przecież z bloga samo się szeruje na wszelkie inne, więc właściwie tylko klikasz i to się gdzieś tam pojawia, ale tak serio, to nie wiem po co. Mam na wszelki wypadek. Wyłącznie finansowy, tudzież cudownego odkrycia mnie, ale cobym nie musiała nigdzie latać i ogólnie być sławna, bo mnie to niezbyt kręci. Wiecie… ale, oglądając youtuba nagle człowiek się dowiaduje, że ludzie kręcą wszystko.
Nie tylko ze sobą.
Co jedzą, co kupili, co robią, jak siedzą, malują się – serio, tyle teraz się warstw na ryj nakłada? Tosz ja na obraz mniej warstw kładę, a miejscami uważam się za dość grubomalującą artystę. Naprawdę staliśmy się ludźmi obrazków? Podobno Twitter upada, bo nikomu nie chce się czytać, Instagram zdobywa coraz szersze rzesze zwolenników… czyli ino obrazki. A potem jakiś hejcik pod spodem. Nawet jeżeli skłamiemy, to przecież nie ma to znaczenia. Opisaliśmy kogoś „winny” i choć to kłamstwo, to on na zawsze winnym pozostanie. Nawet jeśli wyjdzie określenie prasowe, że taki a taki przeprasza za to wszystko… nawet.
Świat jest straszny.
Coraz bardziej przerażający. Urodziłam się w świecie, w którym wszyscy wiedzieli, że to jest propaganda, tamto kłamstwo, a to prawda, której lepiej nie wypowiadać na głos, a teraz… wszystko się zmieszało.
Na Wyspie też.