„Myśleli o tym…
Myśleli o tym, co roku. Gdy tylko jesień otulała Wyspę, gdy liście szeleścić zaczynały w ten specyficzny, smaczny sposób, niczym bekon na patelni, smażony ser i oczywiście wszelakie czipsy… i jeszcze chleb smażony, taki z dzieciństwa, gdy jedzenie było do jedzenia, a nie było wyłącznie jebanym wyrzutem sumienia. I jeszcze jak ciasto, to chrupkie, te części mocniej przypieczone. I jeszcze wafle i nugaty i orzeszki w cukrze. I kakałko. No wiecie, popić trzeba przecież i wszystko co rozgrzewa, co ciepłe i koce. I poduszki i oczywiście grube, marszczące się skarpetki.
Myśleli o tym.
Bo jakoś tak sen nikogo tutaj nie przerażał. Bo sen oznacza zawsze przygodę, z której i tu na dwoje babuńki wróżą, można się obudzić na czas, za wcześnie lub za późno. Wiecie, zwyczajnie tak. A jednak sen korci, kręci i nęci. Bo można w nim tak wiele, a nawet i więcej. Można i być i niebyć i jeszcze… więc może w końcu zasnąć? Może po prostu się nie budzić? Może zacząć od tej nocy, a może od dnia?
Myśleli o tym…
Co roku szykowali się na sen, a potem Wiedźma Wrona Pożarta marudziła, potem tęskniła za liśćmi, do nocy łapała kolory i… nigdy im nie wychodziło, ale może tego roku? Może dziś, lub jutro? Może? Bo to byłoby całkiem fajne, tak najjeść się i śnić. I nie wstawać, nie musieć nie pragnieć. Po prostu być. Sennym, śpiącym i śniącym. Po prostu być. Bo przecież.
Myśleli o tym.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Hatszepsut” – … Ona. Wielka Królowa. Ta, która przyczepiła sobie brodę. Która twierdziła, że spłodził ją sam bóg… jedna z moich ulubionych władczyń ever. Wciąż jeszcze jednak tajemnicza.
Nadig podejmuje narrację swojej biografii wraz z zabytkami. Charakteryzuje reliefy, malowidła, zapisy. Łączy fakty, porównuje je, stara się wydobyć coś z tego, co już wiemy, ale czy odnajduje coś nowego? Hmmm, nie do końca, ale trzeba przyznać, że intrygująco się to czyta. Z jednej strony zwykła robota historyka, z drugiej, jednak opowieść o kobiecie. O tej, która upolityczniła swoje panowanie. Udeikowała je? Zbóstwiła samą siebie? Bo przecież choć władcy zawsze byli bliscy bogom (synowie, następcy, bóstwa ucieleśnione), to jednak ona miała jeden, mały problem.
Była kobietą.
Czyż to nie intrygujące, że czytam to teraz, gdy w Polsce Czarny Poniedziałek? Przypadek, a jednak, może nie? Może kosmos chce mi coś powiedzieć? Na przykład to, że świat się nie zmienia? Że nawet gdy próbuje, gdy już jest prawie okay, to jednak w końcu powraca do tego samego… i baby mają pod górkę? Hatszepsut miała pod górkę. I to nie tylko wtedy, gdy spojrzymy na układ świątyń. Miała pod górkę z powodu narządów posiadanych wewnętrz ciała… bo rozum wiecie, miała jak wszyscy.
Warto przeczytać, ale tylko wtedy, gdy naprawdę kochacie Egipt. Gdy archeologia czy egiptologia były waszą pasją, gdy macie jakieś pojęcie o królestwach, datowaniach i władcach Starożytnego Egiptu. To już nie opowieść dla każdego, to już naukowe rozkminianie faktów wykopanych.
Zmarł gość od rzeźby…
Tak jakoś pomór ostatnio, ale tym razem… padło na kogoś, kto wzbudzał kontrowersje. Wiecie, ogromne kontrowersje i jak znam życie, to sie onych kontrowersji… ech, raczej się ich nie pozbędziemy. Oczywiście chodzi mi o te koszmarki z rond w Rønne. Pamiętacie? Te takie metalowe rusztowania w kształcie prostopadłościanu, które postawiono na rondzie. W przygotowaniu kolejne… Naprawdę koszmarki, naprawdę nie miejsce na nie gdzieś, gdzie powinno się gapić wyłącznie na szosę, a teraz… Głupio tak powiedzieć komuś, kogo już nie ma, żeby sobie je zabrał? Ale jak człek pomyśli ile na to wydali, to jakoś może łatwiej. A może zwyczajnie znowu Wyspa zabrała głos?
Sztuka na Wyspie jest ważna.
Właściwie każdy dom ma jakiegoś artystę: malarza, rzeźbiarza… kogokolwiek. Każdy tutaj tworzy, nie da się inaczej, dlatego mnie coś wkurza… i nie tylko mnie, wkurza to, iż kasę wydaje się poza Wyspą. Że płaci się komuś z Kopenhagi, zamiast wykorzystać tych niesamowitych twórców, których sorry, ale mamy na pęczki! I to ich powinno sie dokarmiać. W tym przypadku czasem wydaje mi się, że ten mój patriotyzm lokalny przynależy tylko mi… że to ja wywalam tańszy kalafior i biorę ten z Wyspy. Że wciąż mi się chce. Że rezygnuję z tego, co poza… że wkurza mnie piekarnia Netto. Zamiast brać od naszych piekarzy, to sobie budują nową? Serio…
A może to tylko moja…
Głupota?
Nie wiem.
Nie rozumiem.
Wiem jedno… od lat spoglądam jak to wszystko upada. Jak wydaje się miliony – dosłownie – na durnoty, zamiast zainteresować się i zainwestować w to, co pod nosem. Co jest tańsze, a nie oznacza to tego, iż jest gorsze. Tylko jak to zrozumieć? I jak uzmysłowić to innym? No jak? W końcu w krwi Duńczyków tkwi, poza dziwną, pokrętną miłością do Ojczyzny, jakieś takie poczucie, że ino to, co hamerykańskie jest dobre. Ino to, co stamtąd ważne, mądre i modne i jeszcze… kurcze, no wiecie, godne bardzo durnych, wyśrubowanych cen! Hmmmm, takie to polskie…
Siedzę sobie w porcie i zjadam lody. Gapią się na mnie mewy i wróble. Gapią się tymi swoimi oczkami, z jednej strony dziwnie te oczki ich proszące, z drugiej drapieżne, sokole takie, krogulcze… niby normalne, że jesz na zewnątrz, oznacza, że się dzielisz… nie da się inaczej. Nie ma takiej opcji, więc się dzielisz. Bo się patrzą na ciebie i masz wrażenie, że zaraz doskoczą co do łapy, wydłubią oczy i język i jeszcze pocmoktają ci z czaszki otwartej i jeszcze…
Najedzą się!
… więc się dzielisz. Nie masz innego wyjścia, zresztą, gdy człowiek patrzy na te domeczki, dachy, te kolory i niebo takie chmurzaste, fale może nie wielkie jeszcze, ale intensywne i silne, to jakoś tak go radość przepełnia i już mu nie trzeba tego cukru i bitej śmietany i może się podzielić. Bo chociaż ma tylko chwilę, to jednak za każdym razem, gdy tu przychodzi coś mu sie w duszy przewraca i macha nóżkami i rączkami i dziwnie nuci i cieszy się, a przecież… to tylko port. Pustawy właściwie, bo to już październik. Z pozamykanymi drzwiami, oknami. Z ciszą jakąś taką i tymi mewami. Garstką ludzi, którzy załapali się na lody – jeszcze przez niecały chyba miesiąc otwarte od 10 do 17. Wpatrzonych w morze. Milczących, uśmiechających się do onych fal czystych, poblasków nagrzewieniowych i burzanów i bałwanów i chmur…
Bo chmury dziś były niesamowite. Szkoda, że przed zachodem się zachmurzyło, bo na pewno bym pędziła z włosem rozwianym i innymi rzeczami też, wiecie, łapać kolory. Bo te mogą oszołomić, a to głupio przegapić. Bo przecież to lepsze niż internety i telewizje i inne tam metki. Bo to natura…
Natura jest super! A ta morska cudownie oczyszcza i nie mówię tutaj tylko o solankowym pillingu! Oj nie! Chodzi o to, co człowiek wdycha, w siebie wciąga. To coś, co wypycha z niego i pozwala wydychać to coś, co od dawna tam siedziało, co obciążało nas, co doprowadzało do szału, co nie pozwalało… odetchnąć. Ale już jest dobrze. Już znowu płyniesz. Już znowu… żyjesz… i żresz loda do spółki z ptakami portowymi i cieszysz się, że to właśnie…
… MOŻESZ.