„Ale jak to?
Tak bez niej, na amen i w ogóle? Ale co teraz będzie, tosz to rozrywka spadnie i w ogóle wszystko inne też. No i czy zastąpić ją? Ale czy się da? Takie wariactwa w końcu raczej trafiają się raz w życiu wszystkich nawet Przedwiecznie Prawiecznych…
I co teraz będzie?
Bez Wiedźmy Wrony Pożartej? Lepiej czy gorzej? A może inaczej i obleśnie? Albo… w ogóle niczego nie będzie? I w ogóle, gdzie ona jest? Czy odeszła na zawsze, czy wróci, czy tylko zniknęła… Pan Tealight popadł w dziwny stupor, stanął pod Chatką Wiedźmy, bez Wiedźmy, i tak stoi. Nie można go ruszyć nawet herbata nie działa. Wydaje się smutny, a przecież jego twarz nie ma żadnego wyrazu poza swoim własny. Wyrazistym i szarostalowym. A jednak… czuć to. Coś w powietrzu, coś w Wyspie. Dziwne strachliwości, niepokoje zdają się piętrzyć, jakby…
… czegoś brakowało.
Czegoś, co musi tutaj być, bo inaczej kiła mogiła i kanał!!! Ale przecież żyli i istnieli przed nią, więc może się uda? Może…
A może to tylko sen? Może się w końcu obudzą i wszystko znowu się będzie kręcić, bo jak nie, to co? Casting, czy łapanka? A nawet jeżeli jedno lub drugie, to kurcze jak? Tak po prostu jak leci, czy jednak wyprawa w dalekie kraje? No i jakie brać? Co przypasuje? I co z Panią Wyspy… dlaczego milczy?
Ojeblik – mała, ucięta główka, tylko siedziała na progu Chatki Wiedźmy i odmawiała wszystkiego poza czekoladą, soczkami i ciastkami. Nawet nie pozwalała się czesać. A już po tym całym poszukiwaniu, to nikogo nie chciała wpuścić do środka. Zresztą, sama Chatka też popadła w dziwną senność i odmawiała komentarzy. Jakby zatchnęła się w swoim smutku, albo wiedziała coś, co umykało innym…
A może to tylko sen?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Nobliwy proceder” – … brutalnie. A niewielu o tym mówi. Wiecie, o niewolnictwie… Zawsze o USA, ale reszta świata…
A przecież byli tam. Wykradani ze swojego świata, zmuszani do życia, traktowani gorzej niż zwierzęta, podnóżki, podpórki, wystroje wnętrza… Afrykanie. Nie pierwsi, którzy dotarli do Europy, ale pierwsi traktowani… tak.
Oto opowieść o wszystkim i niczym. Podstarzała panna decyduje się na małżeństwo z rozsądku, wypada z nobliwego świata, który znała i zderza się… z brudem i smrodem handlu. Dosłownie. Ale to przecież ona, więc ma pomysł, czyż nie… uczyć niewolników. Stworzyć cudowną armię posłusznych… nieludzi. Jednak, jak to czasem bywa, dopada ją miłość i wszystko się zmienia.
Nie, nie ma tutaj wariackich przygód, nie ma cudowności ucieczki i porozumienia. Jest brud i smród i brutalność. Bez pozłotki, bez uniesień. I początek i koniec właściwie… dobija, ale takie były to czasy.
Oto jest opowieść o braku miłości. O kobiecie, która wcale nie jest lepsza od niewolnika, o niewolniku inteligentniejszym od tak zwanych panów i… Anglii, która pragnie niepamiętać tej epoki i tych wydarzeń. O chciwości i wiecznej kastowości… o ludziach.
Widziałam cud muzealnictwa…
I do tej pory nie potrafię się z tego otrząsnąć. Oto… MUZEUM w Jelling. A może raczej zabawa światłem i techniką, a może tylko i aż podróż do Valhalli? Wyobraźcie sobie ogromny kształt łodzi oznaczony białymi patykami, potem biały kościół, obok niego ogromny, kolorowy głaz, obok mniejszy… Niby już powinieneś czuć się zaskoczony. Do tego kopce, cisza i lekkie dźwięki celtyckiej muzyki… groby dookoła, przeszłość tak naprawdę rodzi się tutaj i odchodzi, wszystko cały czas trwa, bo przecież stanowisko archeologiczne to ciągłość…
… a jednak…
Coś majaczy w oddali. Jakiś klockowaty budynek, oszklony, z płaskim dachem, po którym łażą jacyś ludzie. Co jak co, ale na pewno dziwaki, miejmy nadzieję, że nie samobójcy pragnący zaprotestować przeciwko dziełu Haralda Sinozębnego… trochę za późno już na odchrystianizowanie. Nie da się tego odwrócić, zresztą Dania na tym źle nie wyszła. Tutaj i tak wszyscy nadal poganie i młotki Thora mają pod brodami! Nie ma boja. Harald zrobił, co zrobił, ale… ten kraj postanowił inaczej.
Cwani byli, co nie?
Więc o co chodzi z tym budynkiem?
Muzeum?
No fajnie… że za darmo wjazd? Oczywiście, że wchodzę, no weźcie no, za darmo… A ceny w Danii, jeśli chodzi o wszelkie atrakcje historyczne potrafią dobić. Może same muzea zachowuja jakieś normy, to jednak cuda w formie grodów potrafią już powalić na kolana i obejść się smakiem. No ale jednak bezpłatnie. Hmmm, czy to oznacza, że będzie gorzej? A może lepiej? Co myśleć, co zrobić, a co jak nas tam zjedzą, w ofierze starym bogom złożą? Kurcze, no co zrobić…
Zreszta, najwyżej zeżrą i już!
I wchodzimy. Miły człowiek kieruje nas do ciemnej dziury, więc jak nic nas zeżrą. Myślę, że jestem gotowa. Mogę być złożona w ofierze Pradawnym i Przedwiecznym i Pozawietrznym… wiecznym, kurcze no wiecznym miało być… więc wchodzę. W końcu dziewicą już od dawna nie jestem, ten statek nie tylko odpłynął, ale wiecie, zatonął dosadnie i pokrył się koralami!!!
Wchodzimy…
Ciemność nagle rozbrzmiewa głosami. Przystaję, by oczy przyzwyczaiły się do mroku i słucham. Duńszczyzna miesza się z angielszczyzną. Przysiadam w czymś na kształt sali rozmów. Pośrodku ogień… oj wygenerowany techniką, ale jednak ogień… i wszystko jest takie prawdziwe. Czy to przytłumiony zmysł wzroku, czy coś innego, słucham, a potem idę dalej. I chyba w pewnym momencie oniemiałam. Wyobraźcie sobie czerń. Na ścianach czarne palety, czarne postumenty z mapami i przyciskami, na czarności lezy wojownik, z wbitymi elementami uzbrojenia i… wzystkim możecie poruszać. Dotykam siekiery wbitej prawie w serce i krew oraz napis informują mnie, że raczej od tego umrze. Teraz nóż… oj, ino powierzchowna rana, ale jucha się leje, potem włócznia… Ale zabawa! Na ścianach po przyciśnięciu kolejnych przycisków nie tylko latają rysunkowe wrony, ale wiecie, czujecie ich skrzydła na twarzy… i choć trochę duszno, zimny pot oblewa mnie, nie tego gościa od ran. i te mapy, które żyją. Kolory, które pojawiają się z nienacka. I informacje, które jakoś normalnie ładują się do głowy. Legendy i mity świata przed… Dźwięki zdają się zmieniać, kolejne wystawy, dziwny brak tego natłoku znalezisk, jakby to wszystko wciąż żyło, nie było tylko archeologią, ale było wyłącznie prawdą…
Potem… światło się zmienia. Tęczowy most – no dobra, tęczowe schody prowadzące do góry… i legendy. Na ścianach oczywiście opowieści o magii i bogach. Czerwień, niby płomieni, niby wszelkiej łaski… I coraz więcej techniki. Napisz swoje imię runami, ale bez urazy nie patykiem… obejrzyj kamień, inaczej, zrozum…
I wyjdź na dach. By naprawdę zobaczyć przeszłość – takie fajne lornetki tam mają, które sprawią, że przestaniecie widzieć współczesność. Naprawdę!!! Schodząc w dół byłam nieźle oniemiała. Uczyli mnie muzealnictwa, ale nikt nie powiedział, że można stworzyć doskonały obraz człowieka przekraczającego bramy pozaświata! Wchodzącego dosłownie w grobowiec, że wojownicy, niczym hologramy w StarTreku mogą ci towarzyszyć!!! Nikt mi tego nie powiedział… W tym albumie możecie trochę zobaczyć, ale tak serio, to jeżeli macie taką możliwość, jedźcie tam!
Bo przeszłość jest teraźniejszością i będzie przyszłością, warto sobie o tym przypomnieć. Naprawdę! W imię historii!