Pan Tealight i Przystanek Wyspa…

„Autobusowy, Woodstock, pociągowy… właściwie, to jakie są jeszcze przystanki i dlaczego nie ma takiego Przystanka Wyspy? No wiecie, takiego czegoś, co sprawia, że wszystko przystaje. Że nagle wycisza się, że nagle nic nie trzeba, że można tylko oddychać i nikt nie marudzi, że się zbączyło…

Przystanek Wyspa. Jedyne miejsce, gdzie zwyczajnie przystajesz. Zauważasz bzykające się muszki, które jakoś nie potrafią się od siebie oderwać i już tak zostają, zespolone ze sobą na dłużej, może na zawsze. Nic to, że w pobliżu Twojego fisz and chipsa. Nic to, że właśnie wgryzłeś sie w soczystą rybeczkę i cieknie ci po brodzie… nic to. Bo przecież to miłość przecież. Zwyczajna, czy nie zwyczajna. Na pewno nie obchodzą ich ni kondomy ni związki małżeńskie, a może się mylimy? Kurcze, może muszki łączą się ze sobą na zawsze, a nawet jeżeli wydaje się nam inaczej, to przecież nie możemy być pewnymi tego, że to nie ich kolejne reinkarnacje? Może to ona, wielka i niesamowita, sama królowa Wiktoria i jej ukochany książę?

No co?

Już romantycznym być w muszym towarzystwie nie można? Więcej luzów, nie tylko w pasku i gumce w gaciach. Chociaż, czy wciąż jeszcze istnieją gumy w gaciach? Wiecie te takie pękające, nie tasiemki szerokie, nie jakieś haftowane cuda wianki, ale takie, co to pękają raz a dobrze, a galoty lądują w okolicach kostek? Chyba nie już, co nie? A może jednak? Taka dygresyjka.

Bo przystanek, to w końcu przystanięcie. Może i przycupnięcie, przysiądnięcie. Wyjęcie kanapek przeznaczonych na drogę, a na które bardzo teraz właśnie się ma ochotę? Wiecie, taka trochę samowolka. Można usiąść pod zadaszeniem, albo zbrukać trawnik swoim pupskiem. Bo to przystanek, wiele chwytów dozwolonych. Przystanek… ale i poczekajka. Tylko co przyjedzie pierwsze? Dyliżans, karawan, a może jednak podpłynie, nie bacząc na brak zawodowania, jakiś liniowiec. I zagrają na nim i zatańczą, i może jednak będzie miał odpowiednią ilość szalup? No i oczywiście… nie zatonie?

Tylko na co masz bilet? I czy ze zniżką?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_0510

Z cyklu przeczytane: „Białe kości” – … Redondo to nie jesteś. No sorry, ale odkąd poznałam tę autorkę, to jakoś tak inni wszyscy skapcanieli… Może to tylko ja, może zwyczajnie Dolores R. tak na mnie podziałała, ale strasznie…

Strasznie!

Nawet On!

Pamiętam czytanie Mastertona w ukryciu. Wiecie, dziewczynka – nastolatka z horrorami to było cos raczej dwuznacznego. I ten mój rumieniec! Pamiętacie jakie on kiedyś miał sceny… ekhm, no wiecie, na przykład „Węże”? Musiałam przeczytać jego opowieść o Morrigan. Nie było innej opcji, sama bogini fascynuje mnie od dawna, łażą za mną wrony i ogólnie dzielę się na trzy, więc musiałam…

… książka jest przewidywalna. Z papierowymi postaciami. Niby każdy ma swoją historię, niby wszystko się układa, ale klimat żaden. Żadnego dopracowania ino suchość, nawet wtedy, gdy krew tryska, a zbrodniarz… KURDE!!! Wiedziałam! I tak, wiedziałam jak i z czym i w jakiej formie. To cholernie frustrujące!

Kolejne tomy, bo to trylogia, oczywiście dostępne, więc… nie skorzystam. Dla mnie ta bohaterka jest tak nijaka, że najchętniej rozsmarowałabym ją na ścianie i wybrała kogoś innego. A ciąg dalszy, ekhm… sarkastycznie rzeknę: oj tak bardzo się nie spodziewałam. Ojojojojjj!!! Nie trawię oczywistości.

IMG_4277 (3)

Kajakowo…

Polak przepłynął kawałek Bałtyku. W Nexø powitano go kiksami nadzwyczaj zdrowymi, ale wiecie, no nie był to tort. Z drugiej strony jeżeli ktoś wciąż gada o zdrowiu i ubolewa nad kondycją fizyczną ludzkości, to się mu należy. Nie obeszło się bez opowieści o papieżach… nie rozumiem do końca dlaczego, ale kajak nosi dumne imię Pielgrzym, więc przemyślę ona sprawę. W mojej wyobraźni koleś i jego 27 godzin na wodzie, z Polski na Wyspę. Ona samotność, ból mięśni, dziwne zagubienie, te momenty, gdy jesteś sam, kompletnie i tylko sam… może i miałam dziwnie romantyczną wizję onej podróży, może i nacechowaną wyprawami innych na tratwach… Miałam ją, dopóki nie dotarło do mnie, że za kajakarzem płynęła łódka. Pewno, że pewniej, bezpieczniej i całkiem to rozumiem, ale jakoś tak… w tym obrazku czegoś mi braknie teraz.

Po odpoczynku Kamil Sobol popłynął do Szwecji. I fajno! Oby nie wiało, niech wyjrzę… gorąco dziś jak w piekarniku, ale fal zbyt wielkich nie ma. Pewno już dopłynął… dla mnie to coś niewyobrażalnego. Pomyślcie… nawet jak wypłyniecie normalnie, ręcznie, zbyt daleko odsunięcie się od brzegu, nagle dookoła tylko woda, nie przeraża was ona bezkresność? Ta połać wilgotności i domniemane rekiny?

No wiem… wyobraźnia kurza mać!!! LOL

Pokonanie tej odległości między Polską a Wyspą, dla wielu może się wydawać niczym. Nosz przecież o tylko niewiele ponad dobę, całkiem niedaleko, ale… no właśnie ale… zbyt wielu z nas zapomina, że Bałtyk dookoła Wyspy jest bardzo niebezpieczny. Nie wiadomo od czego zacząć? Czy od pływów, czy jednak pozostałości po II wojnie światowej, czy te wszelkie informacje, które wkładali mi do głowy żeglarze… więc jak najbardziej czapki z głów. Choć z drugiej strony, ale po co? No wiem, dziwne pytanie. „Because we can?” Co nie? I fajno…

IMG_0617

Rokitnik zwyczajny…

Czas na zbiory!

Kurcze! Taka sobie roślinka, a tak zachwycająca. Ino przemrozić, a robi się słodka. Podobno całkiem smaczna, a jednak… Oczywiście jak to u nas, możecie sobie sami pluknąć. LOL He he he! Duński czasem jest po prostu tak milusi, że aż człekowi się wesoło robi, serio… To jak? Może rzucicie te dziwne owocki zza granic szerokich, cholernie pryskane i pierun wie czym nawożone, a rzucicie się na takie coś? Trochę kłuje, ale wiecie, damy radę!!!

Czyli czas zbiorów. Podobno pszenica super. Ech… dziwna ta pszenica, bo niziutka taka, bardziej jakiś skalniak z pola niż pole. Nie ma tutaj tych łan wysokich, onych rżysk i tego wszystkiego. Taka odmiana, ale czy to dobrze? Oczywiście, dla wietrznego miejsca lepiej, a jednak, gdy spojrzymy na to ile ludzi musi zrezygnować z powszedniego chleba, zadaje się sobie więcej wątpliwych pytań.

Kurcze, ale dziś gorąco.

Aż chciałoby się na plażę. Ale iśc się nie chce. Oto i absurdalność świata. Mieć plażę pod nosem, a jednak nie móc się wykulać z domu… czy raczej oderwać od roboty. No i te meduzy… już tu są!!! Niewielkie biustów implanty w ryzykowne szlaczki. Boję się ich. No niby nie gryzą, a większość i nie parzy, ale… Tia, zawsze jest ono ale i opowieści o ocieplającym się Bałtyku, zdjęcia z portów, do których dotarły te czerwone parzące stworki… jakoś tak się wzdrygam. Jakoś mnie tak fala ngle muśnie inaczej, a ja już radośnie w powietrzu!

Wyjdę sobie przed dom i spojrzę jednak w morze… Może znowu ktoś do nas płynie, no przecież każdy może, co nie? Przez morze… LOL

IMG_5214 (2)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.