„Zasysała ją, ale nie tak…
Powoli, ale ciągle. Widzicie, poczuła znajomą, zakochaną w niebieskościach duszę i zwyczajnie postanowiła, że pociągnie do końca… Że nie popuści. Że jakoś tak, no da radę. Nie ma się co dziwić. Jak znajdujesz coś, co cię kręci, bierz i ciesz się tym, aczkolwiek nie jeżeli ono coś należy do mnie, bo w ryja. A Wielce Niebieska Dziura zafascynowała była Wiedźmą Wroną Pożartą, więc sobie ją przyciągała.
Na początku powoli, delikatnie, właściwie miękko zbliżała się do niej niezauważona. Niszczyła przestrzeń między nimi, miażdżyła ją, wszelako dezaktywowała, byle tylko dotrzeć i wziąć ją sobie. Bo chciała. Zakotwiczyła się jakoś w jej codzienności i niczym łańcuch kotwicy, oczko po oczku…
Bo widzicie, na świecie istniały różne dziury, a pośród nich najdziwniejszą była ta Niebieska. Ta mocno nietuzinkowa i całkiem jedyna. Ta, która mieniła się bławatkami na krawędziach, a w głębi śniła granatem letniej nocy. Ta, która nigdy nie pytała co zniszczyć… która zwyczajnie miała inne plany.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Przeklęty metal” – … oj nie. A pokochałam Kornewa za jego poprzednie powieści miłością wielką i mocno pożądajacą kolejnych opowieści, więc gdy dowiedziałam się, iż kolejne wydawnictwo daje mu szansę…
I chyba zwyczajnie miałam za wielkie oczekiwania, a może jednak kurcze nie? A może… nosz nie wiem co o tym myśleć, ale mam całą masę ale jeżeli chodzi o ten tom. Począwszy od nieadekwatnego opisu na okładce, serio ten ktoś chyba przeczytał tylko kilka pierwszych stron, na pewno nie całość, po samych bohaterów i w ogóle. A… bo widzicie, bohaterów jest cała mnogość i zwyczajnie się zgubiłam. Tak naprawdę nie mam pojęcia o co chodzi w tym świecie, Dobra wiem, magia i jej brak egzorcyści i ci demonowi, ale poza tym nie rozumiem niczego.
Najgorszy problem? Natłok bohaterów. Nadmierna gadanina, zbyt mało wiadomości, opisów. Nie zdołałam polubić żadnego z tych dziwnych facetów, a już kompletnie nie rozumiem braku różnorodności w nich. I serio, kto tu dobry, a kto zły? Komu kibicować, a kogo potępić? I jak wybrać tego neutralnego…
Oj nie.
Chłodniej niby, a jednak wciąż zdarzają się one pokręcone parności. Ale wiecie, sierpień, czyż nie? Koniec lata, niby żniwa, niby wszystko po kolei, a jednak…
No dobra, odbiegamy od pogody, zajmimy się pocztą duńską. A tak, wystawmy świeczkę! Poczta duńska odeszła od nas śmiercią nagłą, ale jednak spodziewaną. Te burzenia oddziałów, owe zamykania okienek, ten dziwny… wysłać coś większego, co wymaga okreslonej liczby znaczków, albo pokwitowania, dostępne wyłącznie w 3 miejscach na Wyspie. I nie, nie są to oddziały, a raczej malutkie stanowiska, na których serio niewiele uzyskacie… odpowiedzi też. W okienku przemiła, ale jednak już wątpiąca w swe istnienie, pani. Tak, nawet ona tego wszystkiego nie rozumie. Bo nawet jeżeli jakoś łykniecie te podwyżki, które w ostatnich miesiącach tak wywindowały ceny, że łeb mały – 25DKK za zwykły list?!!! – to jeszcze zmiana żółtości na niebieskości drąży problem w patriotycznych duszach Duńczyków. Aż stworzyli zestaw reklamówek z wątpiącymi młodymi Wikingami. Albo czymś w tym rodzaju, męskim rodzaju…
Poczta duńska została wykupiona przes PostNord. Czyli żółte autka będą niebieskie, żółte rowery też niebieskie… skrzynki zostają czerwone, ale… najśmieszniejsze jest to, że ceny się nie obniżą do tych szwedzkich! Nope! Bo i po co? Niech mnie ktoś oświeci jaki był sens w sprzedawaniu się komuś, kto jest tańszy? No jaki? Okay, rozumiem próby obniżenia cen promów, bo te walą już na maskę permanentnie, ale… Nie rozumiem tego świata, kartki świąteczne wyślę ze Szwecji. Jak ktoś wysyła ponad setkę to 25DKK a jakieś 12DKK ma znaczenie. Sorry ma patriotyczności!!!
Wiecie co… naprawdę nie rozumiem świata, a ten, który zaoferuje mi wysłanie mejla z wakacji, albo esemesa oberwie zwyczajowego plaskacza w policzek. Chociażbym miała kurde podstawić sobie stołeczek, albo podskoczyć i sama oberwać z cycka własnego. No sorry. Nie rozumiem.
Łapię się na tym, że niczego nie rozumiem, a jednocześnie nie potrafię odpowiedzieć na zarzuty w stylu: nie kochasz nowych technologii, przecież to cywilizacja itp. Nie umiem. Po prostu nie mogę rozmawiać z ludźmi, którzy nie myślą po swojemu, którzy nie potrafią pofilozofować, którzy nie mają w sobie historii…
I w związku z tym mam przesrane.
… się więc nie dziwcie, że lepiej mi w lesie. Albo na własnym trawniku, obleganym przez szpaki i wróble. Nosz naprodukowało się ich chyba w miliony tego lata. Latają w kółko nad Chatką, by nagle, w dziwnym poruszeniu opaść na mój trawnik… a potem się napirzają oczywiście, bo czemu nie? Leją się, ale pióra nie lecą tak bardzo. Widać, że to one nastolatki, rozpieszczone do granic możliwości i kilku starszych… nawet nie starają się wyglądać na takich, którzy cokolwiek mają do powiedzenia. Dzioby spuszczone, stoją dziwnie drżąc, pewni, że sobie nie poradzą, no ale…
Widzicie…
Świat tak naprawdę jest powtarzalnością zachowań. Pszczelich, ptasich, robalowych i kwiatkowych. Nic nowego w nas ludziokształtnych. Kompletnie, nic nowego. Aż do znudzenia, kompletnie nic… dlatego najlepiej zjeść sobie smażonej rybki, popić czymś wyskokowym, niekoniecznie z procentami, a potem pójść na spacer. Albo poleżeć. Wiecie, małe przyjemności. Małe piękności, cudowne rozbujania codzienności. Mniejsza ilość obcych ludzi, więcej spokojności…
Powolnośc wróci na Wyspę, musi! Owo zapatrzenie się w nią samą, owo dziwne uspokojenie się, ten brak nerwowości… tęsknię za tym. Jesień i zima, najcudowniejsze cudowności tego Mniejszego Krańca Świata. I fale szpaków nad głową i oczywiście to światło, wybaczające każdą zmarszczkę i fałdkę…