Pan Tealight i Mała Skierka Mocy…

„Była niebieska i niewielka.

Oczywiście, że jakoś w towarzystwie Wiedźmy Wrony Pożartej lepiej było być niebieskim, ale gdy przychodzi czas zbierania Calineczek z Gråmyra, to lepiej być niebieskim naprawdę i do końca, jeśli chce się być zauważonym. W końcu Czas Calineczek to tak zajmujący czas, że zdarzało się, iż nasz Wiedźma mniej widzi, że mniej czuje, że tylko w objęciach trzyma ją ona chuć ich łapania…

Małych, przesłodkich, obleśnych, niskich i szczupłych blondyneczek. Doskonałych w zalewie korniszonowej!!! Albo wiecie, lekko podgotowanych, ale jak homary i ważne, żeby nogami w dół… trochę krzyczą, ale to ino powietrze ucieka, bez obawy.

Niczego nie czują…

Wiedźma Wrona Pożarta, gdy Mała Skierka Mocy się objawiła w jej otoczeniu, leżała na kamieniu, co niegdyś był jednym ze Stojących Bogów, a teraz milusio drzemał zanurzony do połowie z lekko zielonkawej cieczy i chrapał. Chyba mu ona nie przeszkadzała, ale… kto to tam wie, jak to z nimi jest? No kto? Ojtam cicho być!!! Ona leżała… a w dole, tuż przed nią, zaraz pod jej nosem, dziwnie takie nieruchome, dziwnie takie spokojne i stałe…

Lilie białe, różowe i czerwonawe i kanarkowe… i czapla.

I Mała Skierka Mocy.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_9134

Z cyklu przeczytane: „Piąty elefant” – … był taki. Niesamowity i piąty. A teraz wiecie, no jest tłuszcz. A nawet tłuszcz z chrupiącymi kawałkami! Taaaak! Chyba łatwo się domyśleć co za kraj zainspirował Pratchetta do stworzenia tej krainy i tej opowieści!!!

Oto opowieść o kobietach, wszelkich maści. I o władzy, polityce oraz Igorach! Kocham Igory!!! Zawsze podadzą nie tylko pomocną dłoń, ale i nogę, wątrobę, czy płucko. I oczywiście to opowieść o wampirach i wilkołakach i o miłości. Tej wiecie męsko-damskiej. I jeszcze o wieściach… tych, które są największe. Ale przede wszystkim oto jest dysertacja o symbolach!

Czasem się zastanawiam, czy można się Pratchettem znudzić? Bez urazy, pewno że człowiek czasem myśli iż przeczytanie czegoś innego byłoby super, ale potem nagle swędzi go pod płaską częścią i… nie nudzi. Jakoś tak. W końcu tylko tutaj Vetinari wie wszystko, psy gadają nibyludzkim głosem, a najsłynniejszy krasnolud winien być królem ludzi, ale mu się nie chce!!!

IMG_8370

Zaliczyłam wpadkę z UPSem. A dokładniej z UPSem i Gandalfem.

Wiecie jak to jest, no bez książek żyć się nie da, Merlin.pl podobno z martwych powstał, no ale cicho o nim, więc… przerzuciłam się na innego maga i… było okay. Serio, naprawdę. Do tego ostatniego zamówienia, które wzięło i zaginęło. Uświadomiłam sobie problem dwa tygodnie temu, no w poniedziałek. Gdy cały ten tracking przestał się ruszać i paczka we wtorek nie dotarła. W środę zaczęło się od Annasza… ale pewno z powodu mej niewiary ni Kajfasz nie dopomógł. Złożenie w ofierze dziewic różanych też nie podziałało.

Oczywiście, że gdy dzwonisz do duńskiego UPS mają cię gdzieś i twierdzą, że dojdzie, dopiero Bornholmski UPS stwierdził, że paczki nie ma. Okazuje się, iż istnieje coś takiego ja fizyczny skan i ten miał miejsce w Niemczech, a to, iż na trackingu widniej Glostrup DK, to ino tak sobie widnieje… nie miał co robić, to se widnieje, co nie? Okay, rozumiem… ale co dalej? No okazuje się, iż możliwym jest, że się nalepka odkleiła. No bajka kurcze, co oni na śluz syfilistycznego smoka to przyklejają? I jeżeli wiedzą, że tak się zdarza, to dlaczego juz tego nie naprawili? No nic… Słuchając dalej, bez urazy całkiem miłej i pomocnej duszy, okazało się, że może i paczka w ogóle nie wyszła z Polski, a ta naklejka sama tak, niczym ten uchodźca wiecie, chciała do Danii…

No nic.

Chowaniec pożegnał się z panią (pamiętajcie, że panicznie boję się między innymi własnie telefonów, dlatego twierdzenie ankieterów, że to JA dzwoniłam bzdurne jest prześmiesznie zawsze) i dzwoni do księgarni G. A tam buba… widzicie, bo nie wiadomo dlaczego mają zamknięte telefony do 14tej… a potem jakoś chyba zapomnieli otworzyć, czy co… Po jakichś dwóch dniach otrzymaliśmy słowne potwierdzenie, że się sprawą zajmą. Nagrywają te rozmowy, więc pewno gdzieś dowody na to są, ale… Mimo zajęcia, odpowiedź na wszelkie jęczenia i tak nie przyszła, dopiero w poniedziałek dostałam mejla, że przez 8 dni będą jej szukać. Paczki się znaczy.

Wkurzające, co nie? Szczególnie, gdy wydałeś kasę, a księgarnia zamiast skompletować paczkę, wysłać raz jeszcze do mnie, a z UPSem załatwiać to już po swojemu… to nie, zwala w pewnym sensie winę na mnie, jak większość ludzi, bo mieszkasz przecież durna ty Wiedźmo daleko…

IMG_9163 (2)

I tak siedzę sobie tutaj na mym kompletnym bezksiążkowiu – no dobra, przesadzam, ale zostały mi 3, więc jestem w strachu… i marnieję.

Siedzę i wpatruję się w owe lilie na Gråmyrze i znaki durnoty ludzkiej, co rozorały to piękne miejsce nie myśląc wcale, durnie nie pojmując naturowości i ogólnie mówiąc wkurzając mnie na maksa. Tia… chcieliście się pozbyć skrzypów? Serio? Patrzcie, jeszczeście je namnożyli!!!

Siedzę i widzę rąbaną, przepiękną czaplę błękitną. No siwą, dobra, ale niczym wykutą z bladego turkusu. Czaplę, która ma gdzieś mnie wiszącą na plask nad taflą, zaczepioną nogami o kamień, cycki wgniatając w to coś, co w mojej opinii kiedyś stało… i wiecie, powoduje, że nagle nic nie skrzeczy, nic spod nóg mi nie ucieka. Żadnych żab… W końcu czaplę wystraszył piesek z tymi, których postanowił wyprowadzić na spacer, ale nie odleciała daleko. Siedzi teraz na iglaku i czeka… aż wszyscy znikną. Na szczęście owych wszystkich niewiele, więc nie ma boja czaplo droga, a jedz sobie te francuskie kuchnie. Może masełka i koperku do udek?

Płaszcząc się nad taflą stawo-jeziorka, co to było na lud, człowiek zaglapia się w one lilie i nie wierzy. Są i białe i takie różowawe. Takie ciemno różowe, a i kanarkowe. Dziwnie nie do końca żółte, ale i nie zielonkawe w pełni… i te wielkie liście. I te ich końcuweczki tykające dna… i ta cała woskowatość. Takie to wszystko bajkowe.

Takie niewyobrażalne, takie dziwnie… moje.

IMG_9266

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.