Pan Tealight i Wakacjonowania…

„No musieli.

W końcu im się należało, czyż nie? Przecież zaspokajali światową niepotrzebności, więc zasługiwali na jakieś wakacje, ale… ponieważ lepiej ich było nie przemieszczać i nie paszportować, a jednak… chcieli wakacji. Jakoś tak. Napatrzyli się w mediach, czy innych fejsbukach? Może zatęsknili jakoś tak za zdjęciami stóp w telefonach, albo… albo chwalipięctwem?

Może? Mniejsza, na pewno musieli.

Dlatego Pan Tealight nakazał wakacje w Sklepiku z Niepotrzebnymi. Odgórnie i oddolnie, z prawa, lewa i stron, które jeszcze nie do końca wiedziały jak chcą być nazywane. Nakazał stroje swobodne, dmuchane materace, piłki w powietrzu, piaski, morza, fale, leśne ostępy i wszelaką zabawę. Zakazał roboty jakiejkolwiek, poza intymnościami higieny i narzucił dietę całkiem luzacką…

I myślał, że to wystarczy. Że się uda w końcu, choć przez chwilę być jak oni. Inni. Ci, których pełne były internety. Ci zdjęcia pokazujący, leżący, byczący się, opalający… oj oczywiście, że pierwsza zaoponowała Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki, bo przecież ona musi swoje prace odbębnić, a leżenie na piachu uznaje za Wizję Siódmą Własnego Piekła, niby po Jadaniu Rodzinnym Za Stołem, ale też przed Uniformizacji Wdzianek Zewnętrznych… Zaprotestowała. Gdy nie zwrócił uwagi zaczęła rzucać z gał jadem, a potem się rozryczała…

I tak się zakończyło wakacjonowanie i wszyscy wrócili do robienia tego, co zwyczajnie… lubią.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_0321

Z cyklu przeczytane: „Niewidoczni Akademicy” – … dwuczęściowo? No ba i na czasie, co nie? Kto tam wygrał? Jakaś Portugalia? Czy inny dziwny zakątek świata? A może jednak Francja? Nieeee…

Oto jest opowieść o piłce. Jak najbardziej nożnej. I o ścisku i jeszcze o przynależności, zespołowości i o tym, jak fajnie być w grupie, bo gdy się mierzyć z inna, to wiecie, głupio tak być samemu. I oczywiście o magii i o mieście…

IMG_8365

Po raz pierwszy w twardej dwuczęściowej wersji! Z dwoma kolorystycznie rozbieżnymi okładkami! I z ma… Bibliotekarzem!

IMG_8367

Oto opowieść o tym, czy jest drużyna. O tym, jaką siłę może mieć owo dziwne stworzenie zwane piłką i o… polityce. Bo przecież nie samą piłką człowiek żyje, a i jeśli się stara, to ta polityka wciąż z piłką jest.

Oto opowieść o ludziach, którzy nie tolerują samotności. O wszelakich, specyficznych zachowaniach i pasji… i jeszcze o zapiekankach i kuchni. I o wielu innych sprawach, które wiecie, wciąż się toczą, mimo iż większość świata w głowie ma tylko oną piłkę. I o krainach innych i o Lady…

Niesamowita opowieść.

IMG_8366

Wieje, świeci…

Znaczy lato w pełni. Lekko może i duszno, ale plaża świeci pustkami. A tak… fale. Może i za spore, może i mało bezpieczne dla tych, co wola wariacić się w wodzie, ale jednak… warto. Warto po prostu wyleźć z nudy i zagłębić się w gęstą ciecz. Gęstą, ciężką, pełną zmiażdżonych wodorostów, oleistą prawie. Niesamowicie ciepłą, a po burzy to wprost energetyzującą. Włazisz i widzisz pierwszą falę. Z cudownie przystrzyżoną, białą, odblaskową grzywką. Nosz jak łupnie, to flaczki w środeczku się człowiekowi masują niczym na najbardziej wypasionym łożu do tortur. Potem od tyłu, z boczku. Jak tak pouderza w człowieka kilka razy, to jakoś można przemyśleć nagle wszystkie sprawy i wywalić z siebie to, z czym serio nie uda się zmierzyć.

A potem kolejna fala i kolejna. Siedzisz na płyciźnie i pozwalasz się im majtać. Poniewierać. Jakoś tak pillingujesz sobie wszystko. Ale doprawdy wszystko! Uwierzcie mi. Zdejmując strój pod prysznicem, już w domu, nie tylko wysypałam z siebie pół plaży. Oj nie, dzisiejsze spotkanie z solanką było łapczywe. Ściągnęłam też masę wszelakich wodorostów, łącznie z brunatnicami! Jak to się potrafi w człowieku umościć. Jak potrafi wleźć i nie wyleźć, jak to wyciągac trzeba…

Zaskakujące.

Nadmiernie mocno rozumiesz nagle jak bardzo ławo fale mogą cię wciągnąć i zawładnąć twoją cielesnością. Pierdnicznąć tobą o kamień, o piasek, albo i o coś więcej… tak po prostu. I już nie będzie niczego i nie będzie nikogo…

A tak, burza była.

IMG_9809

Bo widzicie, na Wyspie rzadko grzmi.

Jakoś tak, może to rozmiar, może jednak nie przyciągamy tych piorunków, może jednak wszystko pożera woda? Może… nie wiem, fakt pozostaje faktem, że u nas często nie grzmi, znaczy sporadycznie, a właściwie czasem przez cały sezon nic, kompletnie nic. Nie żebym narzekała, pieruńsko sie burz boję mimo wyjaśnień z dzieciństwa na czym to wszystko polega… Jakoś wiecie co? Wolałabym, gdyby serio były to olbrzymy grające w bile, czy coś tam. Bo te wyładowania i inne testy do mnie nie trafiają.

Mniejsza.

Wczoraj w nocy grzmiało, waliło i się błyskało. Raczej nie nad nami, raczej gdzieś po bokach, raczej nie aż tak mocno, ale grzmiało. Pewno i szybko minęło, raczej też dużo nie padało, raczej… ale jednak. Była burza. Trzeba wpisać w annałach. A jak burza i fale, oznacza to, że statki się znowu chowają po jednej stronie Wyspy. Tym razem widać je z Gudhjem. Stoją sobie i czekają na trochę lepszą pogodę, na mniejsze fale może, na wiatry mniej dokuczliwe. Ogromne stwory z metali wszelakich, ale i żaglóweczki, stateczki i te wszelkie cudowności, co wyglądają jak ten kawałek toaletowego papieru na twarzy skaleczonego goleniem mężczyzny.

Takie to intrygujące, fascynujące nawet, że po jednej stronie napierniczają Wyspę fale, a po drugiej cisza i płaska tafla morza odbija błękit niebieskiego ponad wszelką wątpliwość niebia. Można się zapatrzeć w owa niebieskość, zatopić się w niej, a jednak… wciąż ciągnie cię na owa drugą stronę.

Czy zaryzykować permanentny pilling ciała? Łącznie ze sferami aż nadmiernie intymnymi, czy jednak… zostać tutaj?

IMG_9434

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.