„Była srebrnouszną, która śniła opowieść o Niebieskookich, dziwnych tworach, ludzkokształtnych, a jednak, nie ludziach… Była tą, która dzwoniła uszami, której wiatr nie dmuchał, ale prawdziwie grał na wiszących z małżowin sreberkach… Była… też tą, która jako jedyna na Wyspie natrętnie i nagminnie gubiła swoje kolczyki. Serio, nie miała pojęcia dlaczego tak się dzieje, ale fakt to fakt…
Wyspa była usiana jej kolczykami. To miejsce na przykład, z którego skradziono Wielką Jabłoń, było tym, które zgubiło długą, srebrną gwiazdkę. Na plaży Słimu zniknęło kilka kolczyków, między innymi te ukochane, kwiatkowe… A tam, no za rogiem, to dziwnym trafem poszły się paść te szkliste…
A może… a może jednak wcale ich nie gubiła? Może uciekały od niej, od tych uszków, natłoku, od ciągłej, telepoczącej się pracy, od brzęczenia i smerania? Albo… był niewidzialny, ale i całkiem niewielki złodziej, który uwieszał się na nich i po prostu ciagnął, ciagnął i ciągnął i wyciągał? Czy one tęskniły wtedy za nią? Za Wiedźmą Wroną Pożartą? A może… próbowały do niej powrócić?
Bo ona tęskniła…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Panowie i damy” – … one. Elfy. Piękne, cudowne, wzruszające, poruszające, dominujące, ale jakże słodkie. Niesamowite i…
STRASZNE!!!
A tak, oto w końcu przyszedł czas na to, by wybrzmiała prawda! Prawda o nich samych. Zaklętych w kamiennych kręgach, złośliwych, utrzymujących ludzi przy życiu tylko na czas zabawy. Popatrzcie w niebo, czyż nie spadają z niego płatki śniegu mimo… lata? Mimo tak radosnej chwili, jaką jest ślub byłej czarownicy i błazna? Tylko, kto uwierzy w jazgotanie starszych dam: Niani Ogg i Babci W.? No kto?
Niesamowita, zakręcona, pełna subtelnych wtrętów z przeszłości, opowieści niedopowiedzianych o życiu tej najstarszej, o jurności średniej od jeża i o niej, najmłodszej, która… która właśnie nie do końca jest pewna, czy chce być królową. Ech, te kobiety!
Oto są czarownice i magowie, siły natury i byty wszelakie, falliczne kształty i takie tam… wiecie, no przecież wszystko ma w sobie dwie kulki i armatkę, czyż nie? Ekhm, prawie wszystko! Oto jest i magia i głowologia, przygoda, emocja i dyskretne puzzle, które dopełniają ich historię… wiedźm!
Jak zwykle należy uważać na możliwość zmoczenia się podczas lektury!!! LOL
Karetki…
A tak, główna zmiana na Wyspie w sezonie, to karetki. W zwyczajny czas raczej ich człowiek nie słyszy. Kompletnie. No może raz na kilka miesięcy. A teraz, z powodu Turyścizny i oczywiści ukropów, są… ich dziwny dźwięk wdziera się w tą całą naturalną naturalność niczym jakiś alieni dźwięk. Przynależący do innego świata, całkiem niepasujący do wron zrzucających mi na głowę jakieś dziwne, nie pierwszej świeżości, nie do końca opisywalne szczątki… Do ćwierkolenia, świergolenia, do tych wszystkich ptasich treli, kolejnych miotów ptaszyn pod naszym dachem, w kominku od wywietrznika, w dziwnych zakamarkach…
Aż człowiek nagle przypomina sobie o własnej śmiertelności. O bólu, cierpieniu, o tym wszystkim co jest i co będzie… bo przecież ból przeszłości już jakoś stracił na ważności, więc… karetki.
Po raz kolejny w gazetach problem uchodźców…
Problem?
A może jednak coś więcej? Bo przecież… No dobra. Jestem biedna, byłam, ale mieszkanie na Wyspie było tą jedyną sprawą, dla której warto było rzucić wszystko, sprzedać… a tak, zwykły człowiek nie może przecież ot tak się przeprowadzić, co nie? Nawet w EU, nie da się. Tralalalalala!!! Jeżeli spyliłeś wszystko, załadowałeś resztę na autko i wyjechałeś, nagle uświadamiasz sobie, że po pierwsze wynajem to koszmar na Wyspie. Koszmar finansowy oczywiście. W sommerhusach spać cały rok nie można, na dodatek też nie masz autka, bo ponownie musisz za nie zapłacić tyle ile w Polsce… więc żyjesz na kwaśnych jabłkach z ogródka i kluskach z mąki, wody i soli. Można? Można… warto, jeśli robicie to dla tego, co kochacie… w końcu Wyspa jest piękna, czyż nie? A uchodźcy? No cóż, w dziwny sposób ludzie pustyni nie doceniają wody! Mają gdzieś chłód drzew, spokój i pokój. Nie chcą Wyspy… i to wkurza. Poinformowani o przeprowadzce trzydziestolatkowie tak się wkuli słysząc słowo Bornholm, że pobili wszelkie służby…
Cóż… wkurza mnie to. Bo sorry, ale jestem z tych, co wiedzą jak to jest, gdy człek się boi i gdy nie ma niczego do jedzenia, i gdy pojawia się ten ktoś, kto chce ci pomóc, to bierzesz wszystko co ci dają i całujesz ich w zimne pięty…
Widać, za mało byłam biedna?
Kocham ten wieczorny chłodek. Jakąś taką północność w powietrzu, którą Wyspa kończy czerwiec. Już za progiem lipiec! Gotowi na urlopy, czy jak ja, zwyczajnie jakoś tak lubicie pracować i… nie lezycie na plaży? Serio!? Co ludzie widzą w smażeniu się na piaskowej podkładce? I czernieniu, czerwonieniu i różowieniu? No co? Czy po prostu nie toleruję nadmiernego ciepełka, gorąca szczególnego, czy może…
… aż taką jestem dziwaczką?
No co! Kocham zimno!!!
W powietrzu oczywiście wisi sobie parny żar i człowiek czuje, dość wybitnie, że ten dzień raczej spędzi bezproduktywnie. Szczególnie, gdy już od w pół do siódmej remontują człowiekowi carport. I sąsiadowi, którego ustrojstwo styka się głośno z moją sypialnią… więc, no wiecie, w hałasie człek i tak nie ruszy… nie da rady. Trzeba wstać, i zabrać się do roboty. Można by uciec od hałasu w las, ale gorąc za bardzo przeraża… i ten południowy wiatr. Tia, południowego wiatru nie rozumiem. Gorącego, dziwnie piaszczystego, takiego wiecie, bardziej piling niż ino podmuch… pustynna to rzecz, to wszystko. Lekko dusząca zapachem piramid, mumii i pradawności papirusowej. Słychać w niej krokodyle kłapanie, trąbienie słoni i strzykanie w żyrafich szyjach…
Afryka!
W wietrze jest wszystko. Naprawdę! Każda kraina, każdy inny świat, każde wspomnienie, marzenie, myśl jak najbardziej pokręcona. Wiatr ma gdzieś granice, trochę plącze się w górach, ale zwyczajnie GPS mu ostatnio trochę się rozstroił. Kocha gry komputerowe i naturalne, zwiewne krainy. Ma oczywiście też fetysze… szczególnie damskie uda jakoś tak mu działają na wyobraźnię… a jednak tutaj, nad Wyspą, jest jakiś jeszcze bardziej dziwaczny. Maca każdego, wdziera się w niewinność Turyścizny, szczególnie ten południowy… bo północy, to już nie…