Pan Tealight i Narodziny Bogów…

„Ogólnie mówiąc…

… ona była jedną z tych, a może jedyną, która budziła Bogów. Tych zapomnianych, porzuconych, tych mało przebojowych. Nie tych, co to teraz są na topie, żadnego mainstreamu, jak zawsze. Tych innych. Wiecie, tych całkiem innych. Coś w niej jakoś tak ich wołało, jakby wysmykiwała sie z niej lina przyciągająca, wołająca, nucąca na tyle wkurwiająca melodię, ze trzeba było w końcu wstać i pacnąć grajka. Dlatego wstawali i to robili. A ona, no cóż, ona zwyczajnie przyjmowała swoje przeznaczenie. Albo, coś w tym mało pochmurnym mniemaniu.

Czy robiła to świadomie?

Dla wielu nie miało to znaczenia. Dla innych wielu miało to znaczenie, a ona nie wiedziała. Znaczy, może dokładniej. Nie wiedziała… kiedyś. Kompletnie sobie z tego nie zdawała sobie sprawy. Po prostu wiecie, jak zwykle chodziła tutaj i chodziła tam, wspinała się na drzewa, właziła na płoty, skracała sobie drogi, wpadała na zapomniane głazy, a potem wracała w wąwozy. Wiecie, te wiosną zakwiecone. Oj, ale to były kolory. Wszelakie pastele, niczym zgromadzenie Najwyższych Bogiń Wszelakości. Coś niesamowitego, coś wielkiego, coś powalającego… taka zapatrzona w te kwiaty, dziwnie nie zwracała uwagi na pnie o ludziowych kształtach, na kamienne fiutki, wszelkie zakrzywione dłonie wyłaniające się spod mchów…

A one się budziły.

Czy sprawiało to jej gadanie, a tak, zawsze gadała sama do siebie, albo do tych wiecie, Mocno Niewidzialnych? A może jednak coś innego? Nucenie pod nosem? Ten dziwny zapach, który czasem się do niej mocno przyczepiał i nic nie miał wspólnego z higieną? A może dziwne nakrycia głowy, którymi karała ją Królowa Matka Zła? Tego nie wie, ale oni się budzili…

Niby nic wielkiego, ale… Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki to nader uczuciowa osobowość i uważa, że jak już budzi Bóstwa, to winna im jest jakichś, no wiecie, zwyczajowych wyznawców!!! Nawet jeśli miałyby one je zjeść. Serio! Jak już sie obudzili, powinni dostać jakieś dziewice!!!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_0361

Z cyklu przeczytane: „Czas żelaza” – … masakra. Powiem Wam, że czasem człowiek juz traci nadzieję i… pojawia się coś nowego. Pojawia się szokująca powieść, dokładnie trylogia, ale wiecie i trylogię trzeba zacząć od początku. A ów początek jest aż nadmiernie obiecujący!

No dobra, zakochałam się i tyle!!!

Oto opowieść z nie do końca wiadomego okresu tej części świata, który zwiemy Wielką Brytanią. Poznajcie naszych bohaterów: wojownika, wojowniczkę, dziewczynkę i świat, który oczekuje najazdu Rzymian. Zawieszony w niepewności. Pełen wciąż swoich bogów, swoich wierzeń i swoich własnych tradycji. Druidzi stoją obok władców, zwykli ludzie obok tych, którzy nie sa w stanie wpasować się w jakiekolwiek definicje. Fatum zdaje się mieć własny pomysł na tą opowieść…

Świetnie opisana, waleczna i krwawa, dosłowna, ale bez przesadzonych i przydługich scen walki, mądra i szalenie… akuratna. A tak, świat tamtych dni mógłby tak wyglądać. Naprawdę! Zatopienie się w owej przeszłości doprawdy nie pozwala sie oderwać od stron. Czytacie, przypalacie obiad i zawalacie terminy… ale nic to. Bo drugi tom już w księgarniach, a trzeci na dniach!

Nic to!!! Czytajcie, bo warto. Czytajcie, jeśli lubicie przygodę, historię, magię, fantasy, ale i gdybania na temat tego, co by mogłoby być…

IMG_0713 (3)

Gorąco, sucho, ja pitole!!!

Chyba nie pamiętam takiego lata, by serio jakoś tak nic nie rosło. Przez tą garść lat, gdy dane jest mi dosadniej spoglądać na zmieniające się pory roku, jakoś tak… no nie. Pamiętam najfajniejszą zimę, pamiętam tak deszczowe lato, że drewno pleśniało, a to co materiałowe pokrywało sie intrygującym, lekko zielonkawym kożuszkiem, ale takiego nieurodzaju, to nie pamiętam. Koniec czerwca, a spora część zbóż już dziwnie żółta. Na dodatek brak maków i bławatków, które przeniosły się na jedno, jedyne pole, pełne…. rzepaku!!!

Na szczęście ogłoszono właśnie urwanie chmury!!!

Oficjalna strona pogodowa, znaczy wiecie, te tam prognozy, cuda wianki i całe te wróżby sróżby…. przewidywane ulewy dla CAŁEJ Danii!!! Całej? Skacze sobie człowiek z radochy, planuje już, co zrobić z czasem, którego nie wykorzysta na podlewania tych ogródkowych szczątków, a nagle… doczytuje mocniej, zauważa pewne niedokreślenie na rycinie, pewne niezaciemnienie… No oczywiście! Jak zwykle!!!

Cała Dania nie włącza w siebie Wyspy.

A tak, Dania jako taka uwielbia pomijać Wyspę. Wiecie, nie dopisywać, usuwać z magnesów krajowych, przycinać, lekko mrużyć oczy i ogólnie mówiąc… olewać. Nie wtedy, gdy trzeba zwalić gdzieś odpady radioaktywne, ludzi niechcianych, tudzież napiętnować wszelkie specyficzne zachowania… A tak, moja piękna Wyspa, to takowy wiecie, chłopiec do bicia!!! Niestety… Aczkolwiek nie wtedy, gdy mamy wakacje. I chociaż większość uznaje za nacjonalistyczne wakacje na Ibizie, czy innych Majorkach, to jednak, spora część Duńczyków ląduje wciąż tutaj. Zapominając o braku dotacji na drogi, o dziwnych zachciankach rolniczych, czy też… owej niesamowitej inności, której nie da się wepchnąć pod jeden wskaźnik. Wiecie, po prostu korzystając, zużywając, a potem jak wracają do tych swoich Kopenhag, zwyczajnie zlewając…

IMG_4290

Tak, jak najbardziej jestem zgryźliwa, zjadliwa i wkurzona!!!

Po pierwsze wraz z Turyścizną wzrasta śmiecenie. Spora część z przyjezdnych osobników w dupie ma wszelkie prawa i powinności, jak na przykład rozbijanie namiotu gdziekolwiek. Nie, nie wolno. Są miejsca, nawet kilka darmowych, co więcej, są takie fajne drewniane chatki w Almindingen, gdzie można się rozłożyć tylko ze śpiworem, macie miejsce na ognisko i ogólnie mówiąc jest milusio… ale jednak nie. Na co to komu, lepiej przecież rozłożyć się gdziekolwiek i kurna zdeptać młode drzewka. Nosz bo przecież myśmy Turyścizna, co nie? A już tumany rzucające pety, czy spore papiery na ziemię, nosz kuźwa miodowa mać!!!

Co bardziej wkurza?

Darmowa Turyścizna!!!

Oto są oni. Osobnicy, którzy decydują się wydać małe, cudowne, okrągłe NIC na wakacjach. Czyli wiecie, wszelkiego rodzaju sępy, mamuty i kurzu tumany. Co to serio wolą wydać na jebany błyszczyk, lakier do kłaków i wypasione sprzęty, zamiast dać zarobić tym, co po nich będą musieli przywrócić wszystko do życia. I nie, jak najbardziej nie mówią tutaj o Polakach. Ojojojojojojjjj… co jak co, ale wszystkie nacje są w tym względzie takie same. A już Niemcy potrafią przywieźć i swoje pyry! W worach!!!

Nie wiem co się dzieje z ludźmi poza tak ich zwanym domem. Serio. Dlaczego zmieniają się w świnie, prosiaki i wąsate flądry? Może to sprawa genów? A może jednak zwyczajowe, wszelako swojskie niechlujstwo? Może to, iż wakacje dla większości oznaczają… bycie nieludziem? Może… Nie wiem. Nie rozumiem tego, podobnie jak nikt nie rozumie, z Tubylców, dlaczego moje wakacje spędzam tutaj. Na Wyspie. I nie, nie tylko dlatego, iż mam fioła i przerażają mnie podróże, tudzież ogólnie mówiąc mnie nie stać, albo azaliż… no nie wiem, coś innego.

Ale tak serio? Na co mi coś innego? Plaże są. Pogoda jest. Znajome kąty, a jednocześnie możliwość wyłączenia netu – jest!!! Czyż nie jest to maksymalnie ekologiczne? No pomyślcie. He he he!!! Tylko ten gorąc!!!

IMG_9831

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.