„Chyba tak to należało nazwać, naprawdę…
Chyba?
Bo widzicie, może nie była goła, jak tradycja chyba nakazuje, ale kamień był. Hmm, aczkolwiek kamień był jeden ino, choć sporawy, i miał koliste wgłębienia, ale nie był kręgiem z ostrymi szpicami wbijającymi się w niebo, który oddzielał wszystko od wszystkich innych i nie prowadził do zarażenia profanum baj sacrum, ale jednak… Było miejsce. Odpowiednie, choć z kamieniami deficyt, ale było, chyba… i była ona. Błagalnica. Prosinnica. Owa, wiecie osoba zdecydowana, by zrobić z siebie pośmiewisko i cyrk wielki, ogólnie zabawę dla innych, nie bojących się podglądać, a i nadmiernie wierząca, bo przecież bez wiary by się nic nie dało zrobić, kompletnie… Osoba i miejsce i oczywiście byt jakiś, który nie poczułby się tym wszystkim obrażony. Tak, to jest bardzo ważne. Bo widzicie, zdawałoby się, że owe bóstwa wszelakie i inne tam duchowości, sprawcze i tak dalej, to jednak no jakoś tak mają nie po kolei pod kopułą. Sami pomyślcie te ofiary, co nie? Tosz przecież rozumiem, że nie chcą tulipanów i stokrotek, a i serce bijące może jakoś inaczej się do tego składać, ale jednak… Serio? Truposze i to cięte odpowiednio? Albo te tam wyrocznie z flaczków! Podobno potem to ktoś zjadał, ale i są przypadki takich się marnujących! A jednak… wciąż to robili. A owe duchowości wciąż to przyjmowały? A może nie?
… ona tańczyła.
Tak, Wiedźma Wrona Pożarta w imieniu spadającego deszczu tańczyła. Prosiła, błagała i takie tam…
Albo miała atak jakiś.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Ciekawe czasy” – … są ciekawe!!! No wiecie, wszyscy znamy to powiedzenie: obyś w ciekawych czasach żył… Znamy, czy nie? Ale czy poprawnie ono powiedzenie interpretujemy? A kto tam wie. Jedni uważają, że ciekawe czasy sa dobre, większość ino puka się w czółko.
Ja się pukam. Jam jest większość!!!
Jeśli czytaliści dwa pierwsze tomy serii, to znacie i Rincewinda i Dwukwiata. Tak, w tym tomie ponownie się spotkają. Tak, znowu jest dziwnie. Tak… jak najbardziej coś jest nie tak, ale jednak starsi panowie znowu gryzą i są WIELCY! Bo wiecie, jeśli kraj z innej strony Dysku błagam Patrycjusza o pomoc, to on owej pomocy udziela, nawet jeżeli pomoc ona domaga się sprowadzenia Maggusa! Wielkiego Maggusa, który ma zmienić pewne, wielce waleczne sprawy…
Czy Rincewind jest waleczny? No wiecie, Bagaż jest!
Jak zwykle Pratchett idealnie przypominam nam mity i sprawy wstydliwe z wstydliwej historii człowieczeństwa. Czepia się wojen, dziwacznego pragnienia gromadzenia złota i innych tam kosztowności, walk wszelakich, przemocy i dziwnego niezrozumienia dotyczącego religii. Ale tym razem dostaje się też tym, którzy uważają, że zawsze mają rację, tym, co to natrętnie pokazują swoje albumy z wakacji i… no wiecie, gdy też w tym udział biorą magowie, to wiadomo, będzie wybuchowo!
Trochę nowości! Wiadomo, praca to praca, co nie? LOL Mamy i to i tamto, a to się już kończy, a to dopiero zaczyna!!!
A jak się nie było na Targach Warszawskich, to się można pocieszyć LOL
… torbami!!! Wiecie, tak serio, to nie lubię zgromadzeń ludzkich, ale lubię, kocham materiałowe torby, bo plastiki mnie wkurzają i robią mi pryszcze!!!
Port w Nexø…
Byliście? Tak, to owo miejsce, do którego zawija Rzygolot z Kołobrzegu!!! Owo mityczne stworzenie, dziwnie nie do końca działające na burzliwych wodach Morskości Dookoławyspowej. Mieszanka smoka, krakena i całkiem niewinnego płazińca, serio!!! Szczególnie jak te rowery spuszczają, takie to wszystko malutkie. Takie nieprzystające do ogromu promów. Dziwnie zagubione…
Tak, oto jest port.
Spory bardzo. Port z miejscem na łódki, ze sporym basenem remontowym, suchym dokiem, w którym niegdyś była ta drewniana łajba, co się w końcu twórcom znudziła i tymi ogromnymi, srebrnymi silosami, czy co to tam jest. Z ową żółtą ścianą muzeum, z działkiem poczernionym, bombką, co już nie buchnie, jakimś śmigiełkiem, tudzież tym czymś co kiedyś napędzało łódki… z dziwnym parkiem po prawej, który widać jak się wpływa, bo przeciez tutaj wszystko jest takie… płaskie. Serio, to własnie wyróżnia to miejsce – płaskatość. Maleńkie domeczki, śliczne niesamowicie, ale i te mnogości wszelkich baraków. No wiecie, tych co przechowują łódki, czy inne rzeczy, towary, czy co tam jeszcze. Nie zaglądałam…
Po lewej płaszczyzna wielce tam plażowa. Ale jeszcze wcześniej Smrodliwy Rezerwat. Serio warto nie oddychać zbyt głęboko w tamtych rejonach, serio!!! Ale jeżeli lubicie takie klimaty i wszelkie podglądactwo, to polecam niewielką, ale wystarczającą, dość nieźle zbudowaną widokową wieżę. Bo wiecie, chyba ptakom nie przeszkadza to, że się na nie gapicie, gdy one brodzą, a nawet chodzą po wodzie… składają jajka, tylko latają, nie przebierają we wrzaskach i całkiem nie dbają o smrodek rozkładających się wszelako dumnie, morskości.
Ptaki…
… ciekawe co one myślą, gdy słyszą, jak wiatr w/na masztach gra. Bo tutaj, w Nexø słychać je najbardziej, najmocniej. Może i przez ową płaskość, może i przez ciszę, szczególnie niedzielną, może i jest w tym coś więcej?
Muszę przyznać, że słuchanie owej muzyki, szczególnie w bardziej wietrzy, sztormowy dzień, szczególnie, gdy niebo się zbuntuje i wiecie, wciąż będzie dość niebieskie i słoneczne… osz kurde jak połączenie Halloween i Jula! No serio. Z jednej strony temperatura i wianie, z drugiej te potępieńcze dźwięki, a jednak niebo błękitne, jakby snieżne, jakby… W tym porcie jakoś wszystko się ze sobą splata, niczym wiecie, te tam warkocze cebulowe. I czasem zapachnie odpowiednio też.
Z portu oczywiście od razu trafiacie na rynek miasta i w inne intrygujące miejsca, ale o tym kiedy indziej. Na razie po prostu popatrzcie na te wszelkie łódeczki małe stateczki. Nie znam się na nich kompletnie, są dla mnie wciąż magicznymi ptakami, którym serio dziś akurat latać się nie chce. Bo przecież i kto je zmusi? No kto? W tym porcie zderza się ta mechaniczna konsumpcyjność, tymczasowość wycieczek i to dziwne parkowanie… wiecie, na dłużej. Z suszącymi się ręcznikami, z oczekiwaniem…
I strach o to, jakie będą fale. Bo przecież tutaj tak płasko, a mewy tak często kłamią, gdy się je zapytać o prognozę pogody na tym tam dalekomorzu.
Pączusia? Bo od niedawna w porcie stoi różowiutkie autko, w którym za 10 koron możecie nabyć donuta, ale nie tylko. Uważajcie jednak, bo chociaż godziny otwarcia są przedstawione, to gdy tam dotarliśmy interes się właśnie zwijał i… że tak powiem tyle z pączusia. Ech!!! A już myślałam, że zadam kulinarnego szału na Facebooku! No wiecie, te smaczne foty i tak dalej… ale nic z tego. Człek się musiał obyć smakiem. Ech, serio czuję się zamieciona pod klientowy dywan, a z drugiej strony, może zwyczajnie dziewczynie nie chce się tam siedzieć w niedzielę, jeśli wszędzie takie pustki.
Szczególnie w przypadku odkrycia maryśki w Tejn taki donut może wydawać się potrzebny, czyż nie? LOL A tak… Chowaniec będąc w robocie, która ponownie wymagała od niego błąkania się po Wyspie i dżetlagowania… widział policjantów z doniczkami. Przypomniało mu się Breaking Bad, zaśmiał się w duchu, a potem w gazecie przeczytał, że… no miał rację!!!