Pan Tealight i Wiedźma Zagraniczna…

„Nie żeby tak mogła zwyczajnie.

Nie żeby jakoś tak po prostu możliwym było, żeby sobie gdzieś pojechała. Nie. Wcale! NIGDY! No przecież jak ona sobie to wyobrażała, co? Znalazła miejsce, które pokochała na zabój, zawsze, a na dodatek jeszcze odnowiła się jej pępowina, i takie obrzydliwe tam… ale jednak, chciała coś zobaczyć. Coś? Jakby jej nie starczało? No co może Wyspa o tym myśleć? Co?

Coś?

Coś… małpa jedna!

Prosiak z rusztu! No ale przecież, no ale może jej pozwolić? Może zwyczajnie tak popuścić sznurka, lejce przestać ciągnąć, jakoś tak zwyczajnie i niech leci. Przecież daleko nie poleci. I tak ją wybuja i tak będzie się czuła jak kupa, więc czemu nie… to w końcu tylko jeden dzień i kawalątek nocy. Wyspa kiedyś żyła bez niej, czyż nie? Mało z tego pamięta, bez zamętu, bez owego potrząsania dzwoneczkami, ale kiedyś to coś było. Było… Wyspa pamięta. Niech płynie do tej Szwecji…

Wyspa i tak będzie w niej.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_3300

Z cyklu przeczytane: „Wyspa strachu” – … skandynawsko. No wiecie, popularność skandynawskich kryminałów wciąż na topie. Może trochę zmalała, może nie jest to już nowość, ale wciąż mają wielu wielbicieli.

Gotlandia… to tutaj toczy się akcja kolejnej historii z Północą w tle. Wiecie, pełnej specyficznych ludzkich zachowań. Poprawności, ale i dziwnej prawdziwości w narracji. Oczywiście wszystko zaczyna się od zwłok i starszego pana, bo przecież czemu nie. W owej otoczce świata, który dzieli swoje dni pomiędzy miejscowych i przyjezdnych, pomiędzy sezon turystyczny i czas poza nim… Znalezienie zwłok w takich okolicznościach przyrody to nie codzienność… i nasz bohater, gliniarz, właśnie na to liczył gdy przeprowadzał sie tutaj z rodziną.

Inspektor Broman mnie nie urzekł, nie powalił. Nie lubię go. Jakoś tak nic w nim mnie nie pociąga i nie trąca. Zdaje się być jednak ożywczym powiewem, jeśli spojrzymy na innych, literackich detektywów. Poprawny i wiedzący czego chce. Bez dziwnej przeszłości, ale czy na pewno? Do tego ten świat, zderzenie niewinnych z okrutnymi zbrodniami… poraża. Ale… jednak nie czyta się tej książki jakoś tak dobrze, jakoś tak płynnie. Trochę miejscami zdaje się, że inspiracja Theorinem jest aż nagminna, ale z drugiej… może tak tylko mi się wydaje? Może… w końcu to dopiero początek, a zbyt dobrze wiem jak dziwne mogą się innym wydawać wyspy.

IMG_2000

Człowiek wyjeżdża, opuszcza Wyspę na chwilę, sekund pięć i wiecie co, zderza się z tym światem dość boleśnie. Nie, nie chodzi mi o małe miasteczka i wioski przy wybrzeżu, one wciąż wyglądają jakoś spokojnie i znajomo, ale te miasta… większe i wielkie, przerażają. Ale… to pewno tylko ja, wciąż ściskająca w sobie obraz Szwecji sprzed nastu lat. Dziwnie wolnego świata brnącego ku zagładzie, w którym wszyscy brali wspólne prysznice. I wiecie, jakoś tak czuli się wolni…

Tego już nie ma. Czy jestem sentymentalna? Pewno tak, ale czy jest to właściwe wyłącznie dla wieku… pewno jest…

Na prom wsiada się o świcie. Pięknym świcie, ale wiecie, zależy kto jak tam sypia… wciąż obiecuję sobie sesję zdjęciową z takim świtem, ale o czwartej nad ranem to ja zasypiam. A przez te jasne noce serio kiepsko mi to idzie… ale może? Może jednak? Olać spanie i wybrać się w trasę dookoła Wyspy?

Może…

W końcu dzięki takim momentom nagle sobie uświadamiam, że może jednak warto zarwać kolejne noce i wypuścić się na poszukiwanie światła, słońca i świeżutkich pędów zbóż wszelakich, które wyglądają serio jak jakieś niesamowite twory z innej planety. Puszyste i pełne oczekiwania na twoje wnętrzności. Bo przecież muszą się czymś żywić, co nie? No muszą!!! A poranność wszelaka, właściwie ledwo zauważalna pośród tej całej jasności, sprawia wrażenie tak delikatnej, niczym wiecie, nowonarodzony prosiaczek. Niby wie, że już wylazł, ale wciąż ma nadzieję, że może tak naprawdę nikt go nie widzi? Może jednak wsadzą go do środka? Tak to jest z tymi porankami o tej porze roku na Wyspie. Inaczej, bardziej zaskakująco, mniej presji, bo w końcu i tak jest jasno…

Ale co tam… świat przecież jest niesamowity wciąż i ciągle…

IMG_2923

Wciąż są takie miejsca na Wyspie, które nie do końca znam, albo zaledwie wiem, że… istnieją. Jak ta kopuła w Allinge, albo cząstki wybrzeża, które zachwycają, jak tylko się odważysz tam zajrzeć. A serio warto zleźć z utartych ścieżek i…

… dać się porwać inności.

Kopuła w Allinge jest rzeczywiście niesamowita i warto ją sobie obejrzeć dla widoków z niej, zapachu drewna i pewno dlatego, że sorry, ale jak czegoś nie wymyślą, w ramach użyteczności jej, to oczywiście ją zburzą. Tak to tutaj działa. Wiecie, jak z krową co mleka nie daje… szast prast i po wszystkiemu. Szkoda kopułki, bo tak fajno połyskuje w słonku, morze z niej widać i pewno jak sztorm jest, to nieźle śpiewa, ale… cóż zwykły człowiek zrobić może?

Wybrzeże w kierunku Hammershusa jest dość niechodliwe, no przynajmniej przez ową cząstkę pomiędzy Allinge i Sandvig, choć trudno tutaj wyrazić jakiekolwiek „pomiędzy”. Bo wiecie, jak Gudhjem i Melsted, wszystko tutaj zlewa się w jedną całość, ale w okolicach Sandvig czuć coś takiego jak w Międzyzdrojach. Ową dziwną, lekko mnie rozstrzeliwującą, niesamowitą nieciągłość. Domki zwykle uśpione, samotne i łaknące człowieków, którzy oczywiście przybywają pomieszkać w nich wyłącznie w okresie letnich wakacji… te trawiaste trawniczki, którymi zajmuje się ktoś inny. Dziwną pustkowość i morza szum i owe koszmarki architektoniczne, które wkradają się pomiędzy śliczne domki, jak ta czarna kostka z drewna… ech…

Czy jestem tradycjonalistką? Hmm… nie! A może tak?

Ta część Wyspy zawsze kojarzy mi się z większą wakacyjnością. Co dziwne, nie plaże, nie lasy, nie te wszelkie utensylia, ale właśnie Sandig i Allinge, no i Tejn z tą swoją dziwną atmosferą zbyt wielu kościołów, hoteli i sommerhusów… jakby zawsze był tutaj ktoś, kto wart jest nawrócenia, albo ktoś, kto mocniej imprezuje. No i teraz mają swoją własną tajską knajpkę. Hmmm… ze złotymi cudami przy wejściu i widokiem na tą niesamowitą, długą plażę… białą… spokojną.

Ciekawe jak to wygląda o świcie… i pomyśleć, że kiedyś mieszkałam tutaj przez miesiąc. Cały czas padało…

IMG_2020

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.