Pan Tealight i Trzydniówka…

„No dobra, niby to była legenda, ale mawiają, że w każdej, a i w bajce każdej jest, owa malunia prawda, więc czemu nie? Może i tak było? Może było naprawdę i w całości, a może jednak nie do końca? Któż to może wiedzieć? Kronikarzy przykrył wiekuisty kurz, ich członki rozsypały się w pył i opadły na jaskrawe skrawki pokruszonych kronik. I tyle tam z tej przeszłości. I tyle tam z tej przyszłości… Nikt niczego nie wie, nikt niczego do końca nie może być pewnym i wiecie, może i tak lepiej? Może i nadmiar wieści, nadmiar mądrości, wiedzy i wszelkich szczególików nie pozwoliłby nam cieszyć się teraźniejszością? Ową buła ze zwykłym masłem i ogórkiem, albo małosolnym ogórkiem, malinami z krzaka, truskawkami, młodymi ziemniaczkami i czekoladą i kolejną książką ukochanego autora i jeszcze spacerem, prezentem, wisiorkiem z kamyczka i samymi kamyczkami, tak samotnymi na plaży… I snem, oj tak, dobry sen to potrafi serio miło zmanierować cały dzień. I paczka, prezent przesłany pocztą, długo wyczekiwana niespodzianka, niby niespodziana, a jednak nie do końca… No wiecie, proste życie, czyli duszenie miłych chwil do końca, do ostatniej kropli, aż się owe Chwile przestają odradzać i umykają od nas gdzie Pies Je Lizał.

Przeszłość nas naznacza, teraźniejszość woli sobie z nami nie robić fotki, a przyszłość dobrze wie, że stanie się najpierw jedną, potem drugą, że ogólnie mówiąc niespodzianek już nie będzie, więc olewa sprawę i nie czeka. Oj nie, przyszłość to na nikogo nie czeka, jak ten pociąg, w którym biletem był ten zielony kamyk… kurcze, rozumiem różnorakie płacidła, ale kamyk? No chyba, że jakiś szlachetny, wiecie, kamyk z pagonami, zapaską i przepaską i piórkiem w czapeczce…

Że do sedna sprawy? No przecież już przechodzę… Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki rodziła się całe dni trzy.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_8655 (2)

Z cyklu przeczytane: „Tak słodko” – … było „Tak blisko” i „Tak krucho”, więc czas na dopełnienie trylogii. Na coś romantycznego, nieprzesadzonego. Coś dla młodszych dorosłych, coś dla późnych nastolatków, czyli opowieść…

… o miłości.

Bo przecież o to chodzi. By znaleźć swoja połówkę. Boyce i Pearl chyba już znaleźli. Tylko, czy ona o tym wie? I czy on wciąż ma nadzieję? Bo przecież tak wiele ich różni. Ona jest taka grzeczna, a on… wprost przeciwnie, a jednak od zawsze coś ich do siebie przyciągało. Tylko, czy mogą ze sobą wytrzymać?

Trzeci tom serii to przeplatanka. Najpierw on opowiada, potem ona i znowu. Czas nie ma tutaj znaczenia, ciągłość chronologiczna nie istnieje. Retrospekcje i dzień dzisiejszy zdają się ze sobą mierzyć o to, kto własciwie prowadzi tę opowieść. Przyznam, że niektórych może to zniechęcić, ale… nie warto rzucać książki po pierwszych stronach. Warto się za to wczytać. Głęboko… w końcu okładka obiecuje słodycz, a i tłumaczenie urzeka elegancją. Warto… tak na wiosnę.

IMG_1678

Błękit nieba, te fale takie kobaltowe, gdzie niegdzie zawirowania piaszczystości nadają im turkusowej lekkości. I oczywiście skały i wciąż jeszcze gołe gałęzie, wszystko to sprawia, że chcesz stanąć na szczycie jednej z tych skał i zapatrzyć się w dal. Może i dojrzysz tam Szwecję, ale przecież nikt cię nie złapie na podglądaniu. Po prostu stać i być częścią tła, horyzontu, tudzież dla innych zawirowaniem mocy, czy wookim? No wiecie, zależy jak się wygląda, tutaj nie ma się co obrażać, każdy jest, kim jest… a zresztą… kto tam ma czas na przeglądanie youtuba czy innych instagramów, by dojrzeć swoje niezbyt apetyczne fotki. No i tutaj u nas jakoś Turyścizna jak już to foci siebie, albo widoczek, ale częściej siebie. Czasem się zdają wszyscy takimi mikrymi Koreańczykami z telefonikami, ale tak serio, to strasznie sporadycznie. Nie ma się co obawiać, że ktoś roześle Wasze fotki po sieci. No dobra, może zrobi, sama mam kilka artystycznych i wyrazistych, ale jednak nie wypuszczam ich w świat.

Czy Wyspa zapewnia prywatność? A bo ja wiem? Z jednej strony to Dania, więc wszyscy wiedza wszystko o wszystkich, jakoś tak wystarczy wbić adres i numerek z żółtej karty i już jest. Nikt sie chyba z niczym nie kryje. Nawet wszelakie złoczyńcy często sami oddają się w ręce policji i wiecie, no proszą o łagodny wymiar kary, naprawiają wszelakie zło i tak dalej. Płacą za szkody, sprzątają po sobie. Może to rzeczywiście efekt tej narkotyczności… no cóż, nie oszukujmy się, każdy ma problemy. Niektórzy uznają za odkrycie sianie cebuli na polu – a tak, mam na nią oko z Chatki, taka wiecie ekologiczna uprawa dla maluczkich, wielki wynalazek… a inni no czekają ino na dostawy z kontynentu. Sama się dziwię, czemu SKAT tak często sprawdza moją pocztę i to, bez urazy, ale tą całkiem i czysto europejską. Czyli niewymagająca sprawdzania!!!

No ale prywatność chyba jest. Można łazić na golasa można i do wody na gołego, poza plażami wiecie, strikte dziecięcymi, gdzie raczej ludzie tego unikają… Może jednak tak jest, że wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą, więc nie ma czego ukrywać? Na przykład dobrze wiem, że sąsiedzi mnie nie lubią, bo nie dość, że jestem z innego świata, czyli Złym Świrudłem, co to sie tutaj nie narodziło, ale też zamotałam ich planami skolonizowania tej ulicy. No zwyczajnie chcieli całą rodzinę wprowadzić do socjalnych domków. Taka wiecie, uzurpacja terytorialna… a tu nagle z listy wyskoczyliśmy my i pupa z planów. A miało być pro rodzinnie.

IMG_1742

Ogólnie mówiąc wiosna…

Chociaż przyznam, że jakaś ta wiosna jest długa w swej początkowości. Trzy lata temu były hałdy śniegu, a teraz? Od dwóch miesięcy kwitną i marzną wczesnowiosenne kwiatki. Czuję się mocno skonfundowana, no sorry! Niby w dzbanku kwitną mi forsycjowe cuda, ale… niby i cieplej i sporadycznie ino chłodem zawiewa, ale ja jestem zwyczajnie niereformowalna. Nie kręci mnie wiosna radosna, dobra, może jak zacznie szaleć kwiatowo wszelaka krzewina, przemyślę tę opcje, ale mi tam się wciąż ckni za mrozem.

Przed czekoladernią tłumek niewielki, ale raczej miejscowi. Ten przyszedł z psem, tamten z dziećmi, no wiecie, co kogo kręci. Tu i tam spacerujące pary tudzież rodziny nawet… na tych trzeba uważać, bo często dzieciaki nazbyt blisko drogi podlatują, a tutaj wiecie, możliwości ostatecznego spotkania aż nazbyt wiele. Trzeba uważać… tylko w lesie nie trzeba. No dobra, może troszkę, bo jednak gdzie niegdzie korzenie, gałązki lekko sporawe, a co najważniejsze, to jednak i podmokłości. Odkryłam dziś takie stawy, strumyczki i wszelkie bajorka, że aż chce się być ptakiem i kurde gniazdować, a potem wpadłam w kamieniołoma. Przerażająco to zabawa, ale jednak zabawa. Mimo iż wiekszość Tubylców od poniedziałku ma wolne, to jednak niektórzy jeszcze szaleją w robocie i łupia sobie głazy. A są one cudowne. Piękny ten granit, aż chce się go wyszlifować. Ten koło Hammershusa jest srebrzysty, a może jasny i stalowy. A może jednak to taki kolor, jaki ma szron, wiecie, krystaliczny, nie do końca biały, raczeh prześwitujący, a jednak nie do końca, jakby pamiętał wszelkie zaprzeszłe ludziny a i lasy i puszcze i tajgi, tundry i bizony też, nawet smoki i dinozaury i ludzi… dobrych!!! No wiecie, wszystko to dzikie, zwierzęce i pluszowe miejscami…

Ogólnie mówiąc ferie jak nic. Pogoda śliczna, samochodów na ulicy tyle, że ja, mikry Tubylec uświadamiam sobie swoją maluczkość i dzikość. Odzwyczaiłam się od aut. Przez tyle miesięcy można było się zdrzemnąć na drodze i nikt mnie nie budził, a teraz to w te to wewte. Raz Niemcy, raz Szwedzi, potem troszkę Norwegii i znowu Niemcy. Wiecie, mają wakacje. Tutaj na Północy większość i tak ma wolny cały tydzień, więc dlaczego sobie nie poszaleć. I wypocząć…

… czy co tam teraz ludzie robią, jak mają wolne? Bo wiecie, wszyscy wynajmujący domki to sie pytają o WIFI. Widać w dziczy ich priorytety się nie zmieniają.

IMG_6342 (2)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.