Pan Tealight i Tańczące Dąbki…

„Że podglądali?

Ale gdzie tam? Jak można tak insynuować? No wcale nie podglądali, no przecież nie!!! Zwyczajnie… prowadzili badania terenowe. No przecież ktos musiał, dla dobra nauki i przyszłych tam pokoleń i wszelkich mądrości i w ogóle, czy wspominałam już o nauce? No dla wiedzy wszelakiej, rozwikłania tajemnic Wszechświata i, jakie tam jeszcze zwykle wymówki się stosuje? Oj, przecież Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki to i tak ślepa była, wiec trudno nazwać to podglądaniem, gdy się niewiele widzi, co nie? Jak nic… NIEWINNA!!! Ekhm, a reszta? Eeeech, no wiecie, jak się nie ma telewizorów… No i dodatkowo pragnie się poznać świat, trza korzystać ze wszelkich zmysłów. Nawet wzroku. Bo z dotykiem to wiecie, bardzie ryzykowne. Za patrzenie to może jeszcze ino postraszą i ino przepędzą, za dotykanie, to już jak nic czapa!

Dlatego siedzieli w krzaczkach, całkiem gołych i się trzęsących, blisko polanki, niedaleko bezczelnie zwalonej sterty drewienek i wraz z większością magicznej społeczności Wyspy oglądali balet Dąbczaków. Pięciu wyrośniętych, całkiem męskich, obtoczonych we fluorescencyjnym mchu, dębów. Ich powykręcane malowniczo gałęzie mamiły czas i przestrzeń, cicha muzyka, która płynęła z rozerwanej części Welonu okalającego Wyspę, sprawiała, że wszystko wydawało się jeszcze bardziej niesamowite. I jeszcze ta mgła. Wzięła się nie wiadomo skąd i nie chciała odejść, wprost oblepiała panów korzastych, lekko stąpających korzeniami po wilgotnej ziemi…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_0275 (2)

Z cyklu przeczytane: „Ciało” – … pierwsze. Początek. Przejście od romansu do zabijania. A tak, Tess Gerritsen zaczynała od romansu. Jakoś tak. Z czasem zrozumiała, że kryminał przyciąga ją bardziej… i właśnie tę powieść uznaje za swoją przejściową. Opowieść o miłości, ale mało nachalna, raczej opowieść o dwóch osobach, które się odnalazły poprzez nowy narkotyk pustoszący ulice…

Ona i on, lekarz i bogacz. Kurcze, nie ma dostępnych opcji odwrotnych? Oj, no pewno, że jestem zazdrosna! W końcu jej się udało. Znalazła kogoś, kto może być jej partnerem, ale najpierw zbrodnie. Tylko kogo obchodzą narkomanie? I co wspólnego z tym lekiem ma jej nowy znajomy?

Kat Novak prowadzi śledztwo, by uratować tych, którzy nikogo nie obchodzą. Tłem dla zbrodni jest oczywiście polityka, jej były mąż, oraz jej przeszłość, bo właśnie do niej musi powrócić, by zrozumieć wszystko.

On też…

Romansidło, miejscami zwodnicze, ale i zbrodnia. Tutaj każdy może być tym, który jest winny najbardziej! Do tego uczucie, zazdrość, wszelakie związki i to, co dać może tylko ten, który zdolny jest dac wszystko… Bardziej dla pań, ale może i niektórym panom przypadnie do gustu? Kto to wie?

IMG_6668

No tak… foczki. Oj pewno, że są słodkie i śliczne i w ogóle, ale trzeba coś jeść. jak na razie foczki sobie wpieprzają rybki, albo zwyczajnie robią z rybek konfetti, więc… więc pora zacząć je jeść. Ale kurcze dziwnie jakoś. Jakby owe morskie mocno krowinki, nie były jakoś jadalne, czy coś? Nosz kurcze, bez urazy, ale czy nie lepiej jeść foczki, dużo ich strasznie, ekosystem się przewala, a one żyją sobie przecież, wolne pływają i bzykają, to czemu nie? Tosz to zwyczajne polowanie. Jak zjedzenie zajączka, czy coś? Chociaż nie, zajączki to raczej nie, bo ich mało. Żadnych pasztetów, no chyba, że z lisa, tych troszkę można zjeść, czy bażancika, ale zajączki zostawcie, niech się napłodzą, za to króliki… Cóż, może i święta za progiem, ale co do królików to smacznego!!!

Pęta sie toto wszędzie i płodzi… jak króliki!

Kilka słonecznych dni i już wszystko kurde pączkuje. Zielone i brązowe stożki wysupłują się z gałęzi i kurde żyją. Nagle wszystko to, co sprawiało wrażenie całkowicie niezywego, zaczyna się zmieniac. Wiecie, jak w tej przypowieści o prawdzie i suchym kijku, co to zakwitnął. Nosz kurde, świat się od razu jakiś inny staje. Zielone wciąż trawki się zfioleciły krokusami i co jak co, ale czuję już w powietrzu czosnek. A tak, u nas od tego się zaczyna, chociaż musze przyznać, że nie wiem, czy czosnek jako taki w ogóle zanika. Niby zielone płowieje i białe kwiatki znikają, ale zapach jest jak grzybnia, zawsze jakoś obecny. Może i sporawa warstwa liści wciąż jeszcze jest widoczna, ale czuje już człowiek te zielone szpice trawek. Już tam są. Wszelakie przejawy życia. Owej zielonkawości, płodności i pierun wie czego jeszcze…

Wiosna.

Jak nic świat pędzi jak oszalały nawet tutaj. Z jednej strony wszystko jakoś tak wolniej do nas dociera, wolniej tak jakoś sie poruszamy, nawet ci co biegają, to raczej rekreacyjnie, a nie na czas i sprinterowo… ale dopadła nas ta wiosna. Może i lekko mglista, może te roślinki wszelako powoli się wyciagają spod warstwy liści, ale jednak się wyciągają. Krokusy to mają takie łodyżki jak te jesienne zimowity! A ludzie… ci też jacyś tacy wyciągnięci łażą to tu, to tam i zaglądają krzakom pod ogon. Znaczy pod korzeń. Jakby czegoś szukali? Może te jajka, co u nas na Bokulu co roku rozrzucają w tym roku jednak rozdają na większym terytorium? Może i przez dłuższy czas, a ja o niczym nie wiem? No jak tak można?!!!

Wiosna…

IMG_0324

Świat Wyspowy serio się zmienia. Przewrócone przez wiatry drzewa powoli zmieniają się w pyłek, wszystko się odradza, nawadnia i wszelako ubogaca. Jest gotowe do wszelkiego przeistoczenia, ale ja chyba nie… jakoś tak całkiem i w ogóle nie potrafię sobie wyobrazić, że znowu nadchodzi czas Turyścizny. Jakoś tak nie mieści mi się to pod kopułką. Wcale, a wcale!!!

Znowu mają otworzyć sklepy, znowu zapełnią się porty, znowu na ulicach więcej będzie aut i rowerzystów. Takich, co się nie witają przejeżdżajac obok, co patrzą na ciebie lekko jak na zagrożenie, bo przecież może już widziałeś to miejsce, do którego oni dopiero zdążają? I zaraz przywalisz im ze spojlera? I co wtedy? No nic, po prostu nic kompletnie. W końcu uśmiechnięte, lekko zmęczone ryjki nie sa spojlerem, wcale a wcale, co nie? Ale mniejsza, jakbym nie wiem się zapierała, sezon nadejdzie i tyle. Ciekawe jaki będzie? Jakie będzie lato? Jakie będą białe noce?

I w ogóle…

Jakoś tak nie da się już przespać poranków, jakoś tak słońce budzi człowieka, szeroko otwarte okna domagają się umycia… ekhm! I na dodatek ta cała ciepłota. Może i nocami przypadkowy mrozek coś tam pobieli, ale dnie domagają się coraz częściej wystawiania pyska do góry. I coś świerzbi mnie w palcach, chcica mnie dziwka ogarnia, coby rozedrzeć ziemię i wysypać ją jakimiś ziarenkami, by wzrastało więcej i więcej. By kwitło i bzyczało pszczółkami i się znowu motyliło…

Zaczynam mieć dziwne sny. I jakoś nie mogę tego zwalić na pełnię. Sny o różach urwanych, których nie mogę włożyć do wody, o przeprowadzaniu wywiadu z dziwnymi śpiewakami w dziwnym jęcyku, pokazywaniu im zabytków, a na dodatek spóźnianiu się na spotkania, bo za bardzo zajęta byłam… przedzieraniem się przez zaspy i oczywiście pięknie ośnieżone gałązki i zwodnicze pniaczki. O co w tym wszystkim chodzi? Co znowu moja Piękna Wyspa kombinuje? No co?

IMG_0303

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.