„Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki szła przez Wyspę. Szła ostrożnie, lekko pochylona, balansując na pobielonych skałach i lodowych, zdradliwych kałużach. Szła nie bacząc na ludzi, ale zwracając uwagę na psy… nawet baczną. To z nimi się witała, z nimi potrafiła rozmawiać. Szła… ciągnąc za sobą małą chmurkę wypełnioną specjalnymi śniegowymi płatkami. Jej buty były przemoczone, szalik ciągnął się za nią niczym nieposłuszny piesek, czepiając się co rusz jakichś gałęzi i kolców, kamieni i co bardziej namolnych porostów.
Chmurka unosiła się nad nią całkiem nie bacząc na sznurek. Poruszała się to w tą, to w tamtą, jednak nie roniła płatków. Może chowała je na później? Na jakąś specjalną okazję? A może jednak… zwyczajnie była aż nazbyt skąpa? A może w rzeczywistości nie chodziło o to, by coś opuścić, ale by coś wciągnąć w siebie? Kto to może wiedzieć, jak to jest z chmurkami? Chyba tylko one same… Po co jednak ciągnać za sobą chmurkę, jeśli nie ma się zamiaru niczego z niej wypuścić? Niczego w nią schować? Czy wyprowadzanie na spacer chmurki działa jak w przypadku psów? Czy jednak z chmurkami jest bardziej jak z ludźmi? Chodzą, patrzą i chłoną?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Miecze cesarza” – … ale baja! Serio! Przyznaję, że nie miałam wielkich nadziei. Gorzej, ostatnio mocno się przejechałam na powieściach fantasy, więc… raczej się bałam, ale jest nieźle! Więcej, jest super! A to dopiero pierwszy tom „Kronik Nieciosanego Tronu”.
Wejdźcie do specyficznego świata, choć i znajomego. Mamy tutaj różnorodne społeczeństwa i osobowości, mamy też władcę, a raczej go… nie mamy, bo cała historia rozpoczyna się w momencie jego śmierci. W momencie, w którym wszystkie jego dzieci, rozrzucone po świecie, otrzymują jedną wiadomość… ale czy rzeczywiście wszystkie? I czy tak naprawdę coś nie zaczęło się wcześniej? Jakieś cienie, trupy, dziwne zachowania… Córka i dwaj synowie.
Czy naprawdę są w stanie władać Annurem? Zróżnicowanym światem, w którym tajemnice są wszędzie?
Ta książka, mile ciężka i obszerna, jest nie tyle przebogata, co aż ocieka smaczkami. Niczym tłusta szynka nadziana boczkiem, słoniną i jeszcze z zasmażką. Mamy tutaj i żołnierzy i fanatyków religijnych, mamy i mnichów i podziały religijne. Każdy bohater to inna osobowość i nie mówię tylko o nich, głównych postaciach. Tutaj każdy, na kogo się natkniemy, coś w sobie ma.
Fascynuje.
To tylko pierwszy tom, a już mnie mają. Wciągnęłam się. To jest to, na co długo czekałam. Obszerna, skomplikowana historia, która wymiata codzienność z mojego życia. Pełna pasji, napięcia, walki. Pełna życia! Niesamowicie różnorodna. Tutaj pod każdym kamieniem coś się kryje, wszystko ma znaczenie…
Co będzie dalej?
Czekam na dalszy ciąg rozsmakowując się w języku tak opisowym i plastycznym, a jednocześnie „dorosłym”, znowu wierzę w fantastykę…
Rzucić wszystko i iść czochrać się w śniegu, czy nie? Być owym dorosłym, ciągle zapatrzonym w pracę, czy jednak olać sprawę i moczyć dupsko? Zbudować bałwana, a może całą armię? Może w rzeczywistości ułożę z nich makietę chińskich wojowników? Wiecie, terakotowi żołnierze w bardziej wodnistej wersji? A może po prostu zbuduję kogoś/coś większego?
Może olać życie i w związku z białym puchem, no dobra, obecnie lekko zmrożonym, ale to przecież wciąż śnieg, zwyczajnie olać codzienność i zostać w lesie? I może zbuduję sobie igloo? Nigdy żadnego nie zbudowałam. Może czas spróbować? Bo przecież to zaraz stopnieje i znowu trzeba będzie wrócić do codzienność. A codzienność, nawet w takich okolicznościach przyrody, to przecież wciąż… codzienność. Może zastąpić ją śniegowymi anomaliami w moim człowieczeństwie?
Śnieg sprawia, że wszystko się zmienia. Nawet tutaj, gdzie nic nie jest takie, jak w innych miejscach. Wycisza, nastraja, zatrzymuje. Nagle z jednej strony idziesz, twoje nogi się ruszają, mokną i zbyt często się ślizgają, ale głowa jest w całkiem innym miejscu. I wcale nie chodzi o to, że właśnie pupskiem ucałowałeś ziemię, a raczej lodowisko pod śniegiem, na całkiem skalistej nierówności. Było się nie gapić na zaśnieżoną Szarą Mrówkę. Znaczy Gråmyr! Ale jak się nie gapić, jeżeli ślady wyraźnie wskazują na to, że ktoś wlazł na taflę, szurał łapami, grzązł w śniegu, a potem… chyba zniknął, bo ślady się urywają, jakby poderwał się w powietrze, a może jednak utonął? Ale takich śladów nie ma również, to co? Zniknął? Może to tylko zagłębienie w ziemi, lekko kamienne, z pozostałościami stojących niegdyś skał, z liliami latem, szeptami jesienią… które było skarbnicą lodu w przeszłości… ale jednak owo zagłębienie przyciąga. Nie tylko mnie. Też niezłego, sporego, białawego miejscami psiaka z małym przyjacielem. Cóż, psiaki też chcą na dwór i w śnieg. Wcale się im nie dziwię.
Moje miasteczko, czy raczej wioska, może osada… zaśnieżona. Czy ma to znaczenie jak nazwiemy skupisko domów? Jak opiszemy względną pustkę? Raczej nie… a jednak tak wielu przywiązuje do tego tak wiele. A dla mnie, w tej chwili liczy się tylko śnieg i to, że Wyspa mnie totalnie przemoczyła i raczej potrzeba mi będzie trochę jakiegoś paracetamolu na gorączkę. Może w końcu dopadła mnie Wyspowa Grypa? A pewno, istnieje coś takiego jak wirus specyficzny. No dobra, obecnie dostępny i dla innych terenów tgo umiarkowanego świata, ale wciąż… można być dumnym?
Ale wiecie co… może i wielu się dziwi, że tak można mieszkać, żyć. Wiecie, w pewnym odosobnieniu, chociaż co to za odosobnienie, gdy ma się internety? A jednak, wciąż się ludzie dziwią, bo przecież hipermarketów i wszelakich giga centr handlowych tutaj nie ma? Czy bez nich nie da się już żyć? Zatkanych dróg, bo tutaj korek, to trzy auta przed Tobą na światłach… Dlaczego tak bardzo wszystkim się wydaje, że Wyspa jest nudna? Czyżbyście nie umieli bawić się… sami ze sobą?
Sami z Wyspą?
A tak właściwie, to jak się bawią ludzie na świecie, no wiecie… zabawiają? Co jest teraz największą rozrywką? Nawet nie wiem. Przepływają mi przed oczami nazwiska jakiś polityków, dziwnych postaci z takimi, czy innymi tyłkami, z cyckami, albo bez nich, a ja nie wiem do kogo owe części ciała należą. Dziwnie tracę umiejętność śmiania się z obecnych żartów. Może rzeczywiście żyję w dziczy? Ale co złego w tym, poza zawieszającą się konwersacją i odpowiadaniem na „Halo”: is it me you’re looking for? Okazuje się, że to nie odpowiedź, na którą wszyscy czekali…
Wyspa zmienia, naznacza i sprawia, że czasem sobie odpuszczasz, ale i my mamy problemy. Całkiem spore.
Uchodźcy… chociaż tutaj chyba już ich tak niewielu nazywa. No… może poprawna ponad wszelką miarę, a przez to totalnie niesprawiedliwa prasa. Ponieważ Wyspa ma niewielu mieszkańców, poniżej 40000 co to jest!… no więc rząd wpadł na pomysł, by utworzyć tutaj nowoczesne getto, czytaj: wioskę dla imigrantów. Na razie wszyscy są przeciw, ale kto by tam słuchał głosu ludu. Zresztą powiedzieć dzisiaj NIE w tym temacie, to jak stryczek na szyję uwiązany przez tak zwaną Opinię Publiczną. Cóż… miejmy nadzieję, że jednak nie zwalą nam na głowę tego problemu. Już ledwo sobie radzimy z tym, co jest. Może jeszcze dorzucicie te odpady radioaktywne co? A może w ogóle nas wysadźcie potem, kilka problemów z głowy jak nic! Współczesność chyba nie trawi spokojności i naturalności. Czytania, pisania, tworzenia i bycia…
… mówienia: HI napotkanym osobom, nieznajomym, a jednak przecież w pewnym sensie znajomym… przecież użytkujecie tą samą ścieżkę, czyż nie? Stąpanie po tej samej ziemi sprawia, że w pewnym sensie się znacie, czyż nie? Więc do cholery jasnj podnieś ten papierek, nie śmieć, nie niszcz… to też twój świat. Niszcząc tę ławkę nie będziesz miał na czym siedzieć, zakładając ładunki pod bipczącą rzecz możliwe iż kiedyś ktoś nie obudzi twojego serca…
Wyspa ma problemy. Takie jak cała reszta świata, a może i większe, bo tym, którzy są łagodni łatwiej wcisnąć każde zatrute ziarno. Odosobnienie sprawia, że łatwiej też zamieć coś na taką wyspę. Na jakąś oddaloną skalistość… ot zwyczajnie tak. Bo przecież to tylko wyspa. Jakieś miejsce poza miejscem, które ktoś uznaje za swoje.
PS. Kościół Latającego Potwora Spaghetti chce być uznany za… religię w Danii. No wiecie, czemu nie, jak wszyscy to wszyscy!