Pan Tealight i Związek Przerywany…

„Na drzewach tworzyły się już teraz spore, gołe miejsca. Jesień dostawała nieźle po dupie przez te wiatry. Jakoś całkiem chyba nie podobało się im to, że wciąż na gałęziach wisiały, i to zielone, liście. Ogólnie mówiąc, chyba miały dłuższego PMSa, bo wkurzone były nieśmiertelnie. Całkiem w tym roku jesienność i kolorowość im przeszkadzała. Ale było takie miejsce na Wyspie, tuż zaraz przy Stawie Ostatniej Prawdziwej Dziewicy, gdzie klony, buki, dęby i wszelakie inne cuda liściowe ogałacały się wolniej, rzadziej, sporadyczniej… ni wiadomo dlaczego… No bynajmniej właśnie w tamtym miejscu siedział Pan Tealight i rzucał zielonymi jabłuszkami w drewnianą piramidkę z konarów. Naprawdę miał wiele do przemyślenia i nie chodziło wcale o Wiedźmę Wronę Pożartą, no przynajmniej nie tym razem.

Tymczasem na spokojnej tafli stawu kładły się barwy i liście. Spadały w owym zawierzającym pływom powietrza zachwycie, po raz pierwszy i ostatni, płynęły, tańczyły, żyły po raz ostatni, bawiły się… jakby tak naprawdę odbywały swój ostatni spacer, a może tylko i wyłącznie wieczór kawalerski? Te wybrane upadały na powierzchnię wody, a tam Mistrz Niewidocznego Napięcia sprawiał, że nie tonęły… znaczy dopóki kurcze mu się nie znudziły, no wiecie. Układały się w mozaiki, tykały wciąż obecne liście Zapłakanych Lilii… idylla wprost. Nawet wtedy, gdy spotkało się na drodze Ojeblika – małą, uciętą główkę, która to się toczyła, to podskakiwała kręcąc sobie liściowy wianek; Wiedźmę Wronę Pożartą zapatrzoną w obiektyw i Wiedźmy z Pieca, które kombinowały coś z grzybkami i raczej nikt nie chciał się im narazić, czy nawet dotykać, oddychać tym samym powietrzem…

A on siedział i miał ze sobą ponownie Związek Przerywany. Coś tam pomerdało te nitki utrzymujące jego w nim, coś poprzerywało większość z nich, coś je splątało. Coś znowu było nie tak, jakoś tak inaczej, nieskładnie, jakby zgubił cząstki siebie, jakby poupuszczał jakieś łatki, nakładki i śrubeczki… Jakby… Zdarzało mu się to. Tak po prostu, niezwyczajnie, tak raz na wiek, a może wieków kilka? Zdarzało… ale nigdy nie wiedział jak udawało mu się doprowadzić wszystko do ładu. Samo się robiło? A może jednak to on robił coś, a jeżeli? A jeżeli teraz tego nie zrobi, a jeżeli…

A potem grzybek wysmyknął się jednej z wiedźm, tej z miotełką na plecach, taką od kurzu, pierzastą, różową, ciapnął Pana Tealighta w ucho… i wszystko znowu  było nienormalnie. Ale wiecie, znajome nienormalnie.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_6478

Ciemność…

Napada człowieka nagle. Szarość, ciemność, dziwne zamglenie. Po tylu dniach całkowietej światłości… co ja plotę dniach, nocach nawet! Po tak długim okresie naświetlenia, nagle jakoś tak ta ciemność zdaje się intrygującą. Obcą może, ale pociągającą zarazem. Taką odpoczynkową! Oto są prawdziwe wakacje… zezwolenie od natury, od Wyspy, na wszelakie: zaspałem do roboty, niechcemisię, to może poczekać. Jakby w końcu ktoś przytulił człowieka, tak naprawdę, pokochał bezwarunkowo do końca i nie olewał. Jakby ktoś rozumiał. Bo widzicie tutaj światło to nie jest takie hop siup. Lamp niewiele, domy też słabo rozświetlone, ino tealighty i te wiszące zaraz nad czaszką lampy… wiecie, bujane takie, w które zawsze każdy się walnie. Ogólnie mówiąc, oszczędzanie. Lampy na drodze wyłączają, więc lepiej serio nie rezygnować z domowych wieczorów. Naprawdę. Trzeba robić to co trzeba, gdy jest jako takie światło. A potem… zwyczajnie zająć się sobą w domowych pieleszach. Szczególnie, gdy tak wieje, jak dziś. Gdy coś duje na zewnątrz i nawet najstraszniejsze trolle siedzą u mnie pod łóżkiem. Boją się! Krasnale też. Ludki podziemne najzwyczajniej w świecie, a raczej jak co roku, wprowadziły się już na strych. Za to duchy siedzą pod lodówką, do końca nie rozumiem dlaczego akurat tam, ale wolę nie pytać. Jeszcze odpowiedzą i co wtedy zrobię? Przecież

Psychiatra daleko!!!

No bo wiecie, tutaj religia jest doskonałym odbiciem tego, o czym wszyscy wiedzą, ale głupio tak to powiedzieć na głos: że może i ekspansja chrześcijaństwa miejsce miała, ale tu na Północy to większość najzwyczajniej w świecie ściemniało!!! W kościołach masy wszelakiej domy, reszta pusta i pewno w końcu ktoś je przemieni na jakieś tam wille letnie dla gościów z kontynentu. Msza w nich raz na miesiąc, a i tak wtedy nikogusieńko tam. Ale bez obrazy, wszyscy tutaj duchowi i pogańscy na wskroś. Dzieciątka mają postrzyżyny, a na konfirmację dostajesz młoteczek i gra gitara. Thor ma się dobrze, Odyn tyż nie tylko na Islandii. Elfy są, duchowość i przeszłość, może i odrobinkę pokrętna, może i szalonie zaskakująca, może i ekshibicjonistyczna, gdy przychodzi do statusów na facebooku… ale wciąż jest.

IMG_3180 (3)

Na kilka dni spojawili się turyści. Wiecie, no taki czas. Ferie ziemniaczane, zeskok z przeszłości, gdy dzieciątka jeszcze miały zajęcie jakieś poza tak zwaną szkołą. Potaty zebrać, przetwory dokręcić, zima idzie. Autobusy obcięte – znaczy nie, że chodzi ktoś i ciacha je na pół, po prostu mniej ich i tyle. Wszelkie cuda wianki ograniczone do tego, co skołowaliście sobie przez lato. Oto czas na to, by rozpocząć zapisywanie dni pełnych słonka. Czy na szmatkach, czy w rzeźbie, w obrazach, czy ceramice… handmade wrze i kwiczy. Znaczy jak najbardziej ma się dobrze. Bo przecież jakoś trzeba skołować cuda na kolejny sezon. Ludzie nagle uwielbiają swoje domy, a jednak… wciąż jeszcze gramolą się ścieżkami i dróżkami. Jakby nie obchodził ich ni deszcz, ni wiatr, ni zimno. Jakby coś ich rozgrzewało? Mam pewne podejrzenia, ale moje badania ludności autochtonicznej wciąż są w powijakach!!! Trzeba by się przebić przez tą uśmiechniętą otoczkę, ale czy to prawda? A może tylko ściemniają? W końcu nigdy jeszcze nie widziałam wyspowej wigilii. Podobno serio śpiewają i tańczą dookoła choinki…

… ale jakoś ta etnografia mi wciąż umyka.

Szaro i dziwnie śnieżnie, choć wciąż nie pada. Zimno i może, ale i tak kurcze wciąż nie wierzę w tą całą chłodność. Jakby słońce miało wyleźć za chwilę zza chmurki i powiedzieć, że tak tylko żartowało. Albo lepiej, wylezie, spoci człowieka w kurtce i potem pochwali się chmurkom twoimi zdjęciami, jak to starałeś się ściągnąć z siebie wszystko, ale ci się nie udało, a pocąc się wyglądałeś jakbyś się zesikał. W końcu słońce na pewno też ma swojego facebooka. I twittera!!! A może i Wyspa ma media społecznościowe dla małych części powłoki ziemskiej? Może czasem się gromadzą w sieci wysepki i pokazują jakie to dziwaki na nich mieszkają? Hmmm?

Szokujące!!!?

IMG_6221

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.