Pan Tealight i Jego Instynkt…

„Przygotował się.

Zaprawdę przygotował się o wiele lepiej, niż kiedyś, chociaż nie do końca owo kiedyś pamiętał, bo… uderzył się wtedy w głowę i przespał kilka tygodni. Ale narobił się. Miał i ciastka, jej ulubione, wszelkie rodzaje i galaretki i ogórki małosolne i kiszone i pizzę, no i andruta i tort śmietanowy i jeszcze cały wóz białej czekolady, ale żadnego szajsu, najlepszy staff. Poza tym miał zwyczajowo, zestaw pluszaków – cztery worki, trochę kamienie, sreberek i piętnaście walizek, samochodzących, wypełnionych ciężkimi tomami. No i oczywiście miał też coś specjalnego: Wielkie Zwolnienie z Bycia Sobą. Ogromną ulgę i przyzwolenie na leżenie brzuchem do góry i nicnierobienie, które jednak zezwalało na podjadanie wszelkich ziaren i orzeszków, zielonek, picie i wydalanie, no i czytanie, oczywiście i czytanie… Ale zwalało z ramion owo obciążające, obowiązkowe się umartwianie, ranienie i całą tą pieruńską, wpojoną kobiecość, której nie mogła z siebie wyplewić. No i jeszcze karnet na Przedwczesne Zakupy Julowe w Miejscach Czarownych – czyli wiecie: hipermarkety, IKEA i takie tam. No i pięć pizz, ale oryginalnych i jeszcze serek, znaczy Tuptaka Straszącego Pluszowe Misie i… i właściwie było tego wszystkiego tyle, że z sezamków zbudował niezłą willę na polu, które już spało… był gotowy.

Znaczy wszyscy byli. Całe Białe Domostwo było gotowe… i co? No i kurcze ona tej gotowości nie zauważyła. Gorzej, zwyczajnie olała ich domek sezamkowy, nie pomacała pluszaków, a na widok słodyczy tylko zbladła i uciekła. Czyżby Instynkt tym razem zawiódł Pana Tealighta? A może to tylko jej wina?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_8194

Z dobrych nowin… w końcu trzeba od czegoś zacząć, a żarty mi ostatnio nie wychodzą. Cierpię na książkowy dół (Merlin zrobił mnie w koni i nagle nie wysyła książek za granicę) to i wiecie, na humorze mi zbywa, bynajmniej, jeżeli chodzi o owa dobrą wiadomość, to od przyszłęgo roku w końcu będzie psychiatra na Wyspie!!! Mniam! Psychiatra!!! Nie żebyśmy planowali go zjeść, bośmy tacy dzicy, ale dotąd na badania trzeba było jeździć do Kopenhagi, więc wiecie, łatwiej. Nie ukrywajmy, jak ktoś u nas chory, to od razu helikopter i lecimy zwiedzam dalszą, zamorską okolicę, więc raczej nikomu się do chorowania nie spieszy. Lepiej wskoczyć do wody i się popluskać. Pójść do lasu z pieskiem, albo bez pieska, w końcu nie każdego stać na podatek od psa, wysoki… za koty za to kurna płacić nie trzeba, a srają gdzie popadnie i śmeirdzą. Ostatnio jak te króliki, co się podobno namnożyły tak z powodu braku lisów – oj te lisie kołnierze – koty też jakoś zwiększyły objętość i stada i każdej jednostki. Ten rudy z naprzeciwka, to kurcze chyba niedługo piernie i zrobią się z niego co najmniej trzy koty. Żeby nie było, to facet!!! A w tym wymiarze jeszcze kot jest kotem, a kotka wiecie… istotą nadmiernie upierdliwą i w marcu szczególnie głośną. Ciekawe, czy zwierzaki też sie cieszą z nowego psychiatry? Hmmm? Może i one dostaną kolorowe pigułki na te listopadowe dni i noce i na te grudniowe i stytczniowe bez śniegu… chociaż ja wciąż liczę na śnieg. Oj, nic na to nie poradzę, taka ze mnie durna, nadzieją się kierująca istota widać!!!

Ciekawe jak to jest z zającami? No wiecie, czy one lubią króliki? Czy akceptują ich inną kicalność i krótsze uszy i tą jakąś taką napuszoną puszystość? Nie wiem. Z jednej strony powinny czuć jakąś tam bliskość, są takie podobne, a z drugiej… może tylko nam wydają się podobne? Może królik do zająca mówi: ty mutancie? A zając do królika: tu upasły nieskoczku? Bo widzicie, jeszcze nigdy nie widziałam ich razem… nawet na talerzu. Chociaż same króliki na talerzu jak najbardziej, w sosiku, albo taką wiecie, króliczą łapkę miałam kiedyś. Ale to było cudne. Jakoś jako dziecko nie nosiłam w sobie opowieści o ekologii, królika się jadło, futerko się zakładało, małe króliczki kochało, a potem… życie. No więc miałam tę łapkę, wiecie na szczęście. Milusia taka była i nie uczulała w ogóle, nie tak jak te współczesne, plastikowe zabawki i.. pewnego dnia, a dokładnie wieczora, gdy banda dzieciaków ciągnęła mnie przez zaśnieżone pola ona mi się zgubiła!!! Do dziś czuję dziwny, atawistyczny żal po niej.

Ech!!!

Ciekawe co psychiatra na to?

IMG_6157

Zwyczajowo rodzina na Wyspie pisze 4 listy na rok. Podejrzewam, że tak naprawdę nikt już ich nie pisuje, tylko ja, a wiecie, jak zsumowano liczbę wysłanych listów czy kartek i podzielono je przez rodziny, to tak jakoś wyszło. Moja wina, jak nic!!! Jak nic zwalą wszystko na mnie… ale i tak poczty pozamykane. Stanowisk pocztowych też już nie ma od kilku lat, a teraz dodatkowo zamykają sortownię w Nexø, co oznacza, że listonosze będą mieli więcej uciążliwej roboty z jeżdżeniem z Rønne… Ale czy tak naprawdę będzie to więcej pracy, a nie zwyczajowej rozpusty? Wolności, która pozwala wciąż podróżować po Wyspie? Dlaczego tak myślę? Bo wiecie, Wyspa jest piękna. Tutaj zwyczajowe, uciążliwe plewienie ma w sobie coś z wyprawy po smoka, księżniczkę i M1 w wysokiej wieży. Podnosicie się, prostując zbolałe plecy, bo te rąbią jak w każdym miejscu na świecie, i widzicie morze. Ową dziwnie spokojną, niczym wyrytą, ciemniejszą paskowatość horyzontu, albo wzburzoną, ruchliwą, czy też nocą dziwnie oświetloną, pełną maleńkich choineczek z błyskających lampek. Te pola, łąki, lasy, zmiany na niebie… przecież wszystko tutaj takie piękne, więc może bycie listonoszem, to tak naprawdę magia w najczystszej postaci?

Oczywiście, że się upewniłam, a pomógł mi w tym artykuł w gazecie – wywiad z naszym Listonoszem!!! Ha ha ha! A tak, poza zwyczajowymi zdjęciami na urodziny, ślub, czy jakiekolwiek inne osobiste uroczystości i z życzeniami, mamy też wywiady z mieszkańcami. Nie tylko tymi, których świat uznałby za celebrytów, jak artyści, ale z tymi, których my uznajemy za celebrytów, jak nasz Listonosz, który jest przesympatyczny!!! Nawet jak wrzuca ino rachunki! I który szczególnie uważa na roztrzepanych, dziwnie uradowanych odbiorców paczek jak ja… i zamyka moje drzwi, gdy nie mam wolnej ręki!!! Chociaż, może to chodzi o to, że ma dość mego widoku?

A tak, mamy własnych celebrytów na Wyspie. Mamy nie tylko artystów, ale i ulubionego sklepikarza, pana, który w śpiewającym autko rozwozi lody, czy tego z kiełbaskami, no i oczywiście listonoszów. I wszelakich dostarczycieli!!! Bo tutaj wiecie, zwyczajność jest piękna i nagradzana!!!

IMG_9601 (2)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.