Pan Tealight i Dupa Nieblada…

„Właściwie, gdyby to była zima, śnieżna jak owa pamiętliwa 2010, byłoby pewno łatwiej. No i Wiedźma Wrona Pożarta, która była znowu w owym dziwnym stanie, w którym łapała cienie, utwierdzała je w przekonaniu, że są ludźmi, bardziej żywymi bytami niż ona sama i zjadała je… byłaby bardziej skłonna do pomocy, a jednak… Cóż, byli gotowi zrobić to nawet bez niej. Nadal nie wiedzieli z czego, ale sama idea była taka wzniosła, no i zawsze mogło to przynieść jakieś finansowe, tudzież celebryckie, popędliwości, na które liczyły nowo uformowane w związki Panny Niekoronowane, spragnione blichtru, diamentów i jakiegokolwiek chłopca. Ale bogatego… no i oczywiście przystojnego, choć niekoniecznie, no i zabawnego, choć też… no dobra, chodziło o kasę, diamenty, okręty i dużo butów, czego Wiedźmy z Pieca nie potrafiły zrozumieć.

Chodziło o pomnik.

Pomnik, monument, wielkie tam kamienne najlepiej coś, zauważalne ze wszystkich mniej lub bardziej równoległych światów… żeby dać świadectwo wszelkiej marności świata, no i, ale to wyłącznie Ojeblik – mała ucięta główka – miała taką definicję, by po prostu dać innym świadectwo, gdzie tak naprawdę wszystko ma. Chociaż nie ma, ale wiecie, ino anatomicznie, bo tak naprawdę, to…

… więc chcieli ukulać dupę.

Zwyczajną dwupośladkową, wiecie taki model raczej codzienny, podstawowy, nieowłosiony i dla każdego, aczkolwiek w trochę większym rozmiarze. Taką nie do końca wysportowaną, bo przecież nie dupa w życiu winna być najważniejsza, ale też nie nadmiernie galaretowatą, coby się wariaci nie zjechali, no i nie zaczęli używać jej w niecnych celach, wiecie. Za miękka, to jednak za bardzo ściągająca problemy. No i dziurę miała mieć. Ale bez urazy, się coś wyrzeza, jakieś drzwiczki do niej, ale coby spore były, bo wiecie… oczywiście pomniczek ów miał mieć tż w sobie aspekt zasobniczy. Czyli, to co chcieć w dupie mieć chcesz… możesz!!!

Ofiary miały być przyjmowane 25 godzin na dobę, by uwzględnić wszelkie załamania czasów, światów, no i rozterki miernicze tych, co serio mieli pojebane kalendarzyki małżeńskie. No i wiecie, własny interes. Co do pobierania opłat za wrzuty jeszcze nie wiedzieli kogo wybiorą na Dupnego Licznika Przedziałka, ale to mieli przegłosować… i oczywiście lombard mieli założyć. Koniecznie!!!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_2689

Z cyklu przeczytane: „Nethergrim” – … niepewność. Oczekiwanie. Tak jakoś zawsze jest, gdy na rynku księgarskim pojawia się opowieść, która ma nam zastąpić cykle… wiecie, te w których bohaterowie już dorośli, świat się wyczerpał, autor ma już serdecznie dość i bohaetrów i stworzonego świata. Niczym znudzony bóg nawet nie chce ich potraktować piorunami… chce zapomnieć.

„Nethergrim” to początek nowej opowieści, która ma w sobie wszystko: młodych, zadziornych bohaterów, magię, sprawność fizyczną, przyjaźń, zło i dobro zaznaczone mocną kreską… No i legendę. I oczywiście coś, co sprawia, że wszystko musi zostać odgrzebane, znalezione i ubite.

Prosty język, zwyczajowo złożony świat, mapka, która popędzi waszą wyobraźnię i postacie, które pozwolą wam w niego wejść. Lekka, może i miejscami trochę naiwna, taka, jakich było wiele, z nowym światem, nowymi strachami i cudami… dobra powieść dla młodszego czytelnika, który wciąż jeszcze tworzy swój świat, który szuka inspiracji, nauk, jak postępować w trudnych sytuacjach, jak walczyć, co ważne, a co nie. Ot z jednej strony lekko może i moralizatorska, ale kto to tam zauważy, gdy najważniejsza jest przygoda? A to właśnie o nią tutaj chodzi…

IMG_9499

Nadal na plaży…

Boskość Wyspy jest wielka, wielorodna, no i ogólnie mówiąc bogacie wszelaka. Pozwala tym, którzy poddali się jej miłości – oj pewno, że to brzmi nawiedzenie, ale jakie jajca mówić to i rechotać się w duszy!!! – rzucić robotę i pójść na plażę. Tam najpierw pluskać się niczym pozbawiony w końcu pieluszek berbeć, a potem uprawiać dzikie, całkiem niedziecinne – aczkolwiek, gdyby pomyśleć głębiej… – harce z Chowańcem Małżonkiem. Bo tak. Pozwala im poleźć w las i odnaleźć tam wszelaką swobodność i spokojność, piękno zapodziane w ptasich trelach, soczystość jagód, gówienka, które z czasem serio sobie poradzą, więc do cholery drodzy psów właściciele przestańcie wsadzać je w owreczki i wywalać w krzaki! Polecam łopatkę, kawał drewienka, no i zakopać! Weźcie kurna dajcie se w lesie siana z woreczkami. Pies, czy koń, człowiek czy kot, zrobią kupę i zawsze można ją zwyczajnie i po prostu zakopać! Wot i ekologia!!!

Serdecznie sugerujemy!

Na plaży zaś nadal się wszystko piaskuje i oczywiście oczyszcza. Wielkie i mniejsze wodorosty tworzą tymczasowe rzeźby. Leżę jak ów na brzeg wywalony wieloryb i cykam owe jeżykowate twory. Piękne takie, niby brązowe, a czarniawe, niby pomarańcze, a jednak inne żółcienie. Piękne to takie, ale trzeba uważać, bo fale dziś takie mocno nieprzewidywalne. Trzeba się nauczyć oddychać i pod wodą i pod piaskiem, a na dodatek zawsze trzymać aparat wysoko, bardzo wysoko, ponad wszelkie powierzchnie niszczące, ponad wszystko… a wcale nie jest to łatwe, gdy w końcu wypatrzy się w żółcieniach i kremściach, w dyskretnych krwawościach i brązach, w kryształowych szkliwościach… muszelkę. Taką nie niebieską, taką nie małżową popularną, czarniawo srebrzystą, ale ową składaną, falista i białawą. Połówkę, która pewnikiem, gdy sporo większa, robiła za owo tło dla narodzin tej penwje Wenus… a może była to całkiem inna muszelka? Bynajmniej, gdy się ją znajdzie, warto zaszaleć i zachować owo uczucie na dłużej. Ową wapniowość, perłowość przeszłą, te fale, cudowność… wspomnienie domu, życia, mnożenia siebie na innych…

Morskość ma to do siebie, że nie przemija. Włazi w człowieka i już jakoś tam zostaje, niczym wspomnienie owych pytań z dzieciństwa: co wolisz? góry, czy morze? Jakby nie było trzeciej opcji?! Bo widzicie, ja to wolę Wyspę!!!

IMG_2638

Wieczorne niebo zachwyca kolorami, onieśmiela. Jakoś tak stoisz pod nim wsłuchany w lekkie uderzenia fal o brzeg i zwyczajnie wszystko to jest sztuką. Tak wielką, że nie chcesz już unosić dłoni z pędzlem, nie chcesz mieszać kolorów, nie szukasz, nie dociekasz, po prostu patrzysz w świadomości dozgonnej własnej maleńkości. Patrzysz w jaki dziwny sposób kolory, o których mówiono ci, że nie pasują do siebie, jakoś potrafią się wzajemnie dopełnić… Tworzyć nowe. Po prostu żyć razem bez dziwnych, kolorowych animozji. No i tak stoję. Pewno, że znowu robię zdjęcia, bo coś w środku mnie twierdzi, że nie można tak trwać tylko i się gapić, że przecież ten szczurzy trans, owe wyścigowanie mam już wpojone w krew i każdy oddech. Nie da się tak po prostu tylko być w tym całym pięknie, musisz coś robić… nie umiem po prostu… być.

Nudzić się też nie umiem.

Patrzę na gromady ludzi leżących na plaży, na owych siedzących, błąkających się między domkami, dziwnie zahukanymi, no i pewno, widzę tych z telefonami. Oj kląć muszą straszliwie, gdy w nazbyt wielu miejscach raczej nie ma zasięgu. Na przykład w pobliżu Vang. We wszelakich zagłębieniach pozostałości po wydobyciu kamieni, w owych ciemnych zakrętach kamieniołomu, gdzie niedawno pojawiły się zdjęcia, gdzie dojść można po tym dziwnym, przerażającym mostku… bleee… mój lęk wysokości trwa! Oj jak najbardziej, tam telefony usypiają też. Ale jeżeli się odważycie, jeżeli… przejdziecie, odnaleźć można z łatwością zagubione ścieżki i murki. Nie tylko stary młyn, nie tylko wspomnienie, nie tylko… legendy, duchy i trolle, nie tylko… Jakaś taka wszelaka zmienność, ale i stałość. Zaprzeszłość, ale i ciągła zmienność przyrodnicza. W załamaniach radosnych w barwach skał wciąż siedzą mewy. Te białe, starsze i te wciąż jeszcze młodziutkie, zmiennie brązowo-szare. W oczach wciąż jeszcze mają strach i niepewność. Spoglądam na nie, one na mnie, zawsze jednym okiem, a potem wszyscy razem patrzymy na owe niebieskie dzwonki. Takie drobniutkie, takie piękne, wrażliwe, a jednak wybierające sobie do życia szczyty skał, niskie trawy i wszelaką wietrzność. Świat jest pełen niespodzianek i niedomówień.

I niespodzianek jeszcze i więcej…

Może i nie mam wakacji w ciepłych krajach i może nie mamy tutaj zbyt wielu palm, ale wiecie co… chyba mnie nie ciągnie w plamy. Jeszcze mi ktoś kokosem przywali i co wtedy? Jak ja będę wyglądała taka przywalona?

IMG_2639 (2)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.