Pan Tealight i Domowy Przywynajm Nissenów…

„Chyba w końcu Lato… tego sezonu brodaty, zadziorny mężczyzna z wyraźną brzuszną nadwagą, chudymi nóżkami i gołym zadkiem, którego nie był w stanie okryć przykrótki podkoszulek z napisem: I’ M sexy and you are not… podkasało przyrodzenie i postanowiło, eee zaświecić. Oczywiście od razu też podniósł się raban na trawniczkach, gdzie porażone zmiennością pogodową i chłodem kwiecenia odmawiały współpracy. Twarde szyje i tępe głowy nie chciały się dać ściąć.

To wtedy ludzie, zwyczajni, całkiem wyspowi i tubylczy miejscami, a nawet całkiem wierzący w różne różnistości nikczemne, zaczęli przybywać do Białego Domostwa w sprawie pomocy. Jakiejś takiej doczesnej i natychmiastowej. Bo przecież jeżeli nowoczesność daje dupy, to jakoś trzeba do magii powrócić. A Pana Tealighta znali wszyscy. Wiedźmę Wronę Pożartą też, ale kto by się tam zbliżał do baby z pluszowym niedźwiedziem o rozbieganych oczach, prawe przy kostce, lewe w okolicach karku… i gadającej do siebie… Zresztą ona często syczała na tych, co stawali jej na drodze, pluła i kopała… a Pan Tealight nie.

To wtedy szary w odcieniach Przedwieczny postanowił coś ukręcić. Jakiś nowy interes, coby kasa na nowe skarpetki i herbatę była. A może i na dżemik jakiś? Z czegoś całkowicie nielegalnego i pradawnego? I udał się do Nissenów. Wybrał Klan Landrynka, który to, płodny i niezborny leciutko, wysoce nieprawdopodobny a jednak namacalny… osiedlił się niedawno koło mostu i często gromadnie moczył sobie stopy i prał tam onuce, gawędził, kopcił i wciąż czymś cmoktał. Dogadali się i w ten sposób powstał pierwszy nie niesamowity interes. Przywynajm Nissenów.

Czy w ogrodzie,
czy w oborze,

ufaj jemu,
on pomoże.

Czy w łożnicy,
czy też w stani,
on nie brzydzi,
on się zajmie!!!

To wtedy ponownie chudziunka i mocno niewyraźna, świeżo wybudzona z ostatnich wypadków, Zwyczajność Nienatury doznała poważnego wylewu, paraliżu i zasnęła na kolejne wieki.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_3815 (2)

Z cyklu – POKARM NADJCHAŁ – i cieszy. Bo w końcu to papier, to książki, to słowa… to nowe sny, bo głowa powariuje od takiej zmienności.

IMG_9460

Lato.

Znaczy wiecie, w końcu chyba można schować kurteczkę do szafy. Chociaż no nie wiem, ale nie marudzę!!! Bo mi dobrze z pogodą, która nie wypaca ze mnie ostatnich kropli wody. A pływać można przecież zawsze i to bez meduzów, czy innego, jakże dziwnie nieruchliwego, galatowego tałatajstwa.

Jednak na pewno mamy lato, nowych ludzi na ulicach, nagle nie zna się już kazdej mijanej twarzy, nagle wszystko jest jakieś inne, bardziej zatłoczone, ale i… pootwierane. Czy kurze bingo, czy miejsca nieznane, oto czas na odkrywania. Ostatnie, to maleńki park w Svaneke. Wiem, może się wydawać dziwnym, że w takim miejscu, tuż nad falami, gdzie rośnie cudowny zagajnikolas przy barwnej, choć wyłączonej już, latarnii… gdzie wspaniałe skałki, młode łabędziątka, które wcale nie wyglądają na brzydali… makolągwy dziwnie ogniste na tle owych wszelkich niebieskości nasłonecznionych… a tam, za dwoma pasmami kolorowych chatek… Park. On, jakoś tak się go męsko czuje mimo okrągłej fonatnny w srodku, mimo owej maleńkiej wielkości, tych drzewek z powiązanymi koronami, jesionów powykręcanych, czy czego tam jeszcze. Oj tak, tutaj, z jednej strony otoczone nasypem, czy raczej wzgórzem nadmorskim, z drugiej pilnowane przez domki i wąskie wejście, z tym miejscem przeznaczonym na wytchnienie, z ową szemrajskością, tym cieniem, ochronką przed skwarem… jeśli ów taki miałby zamiar przybyć… męskim się zdaje. Jakby był wojownikiem, który na chwilę przysiadł, otarł pot z czoła, krew pokonanych z niego skapuje i granici się.

To taka perełka zieleni.

Nie skalana właściwie kweiciem poza stokrotkami. Pewnie wiosną bieli się koloruje, ale teraz w początkach lata tylko zieleni. I spokojni się. Bo mimo bliskości wszelkich zamętów wodnych otchłani, jakoś tutaj aż nazbyt spokojnie, jakoś tak dostojnie i zmysłowo. Jogowo i medytacyjnie. Jakoś bardziej myślowo niż ruchliwie. Chociaż przy niezłej gonitwie myśli można oszaleć od tej ciszy nagłej. Ptasiej tylko muzyki. Okien wysoko stojących domów, które dziwnie podejrzliwie na nas zerkają.

A może to jednak całkiem inny świat i w końcu się zgubiłam? A może to jednak bliskość odmienionej przychodni zdaje się być tak leczniczym?

A może… no nie wiem? Leki?

IMG_3862 (3)

Wychodzisz z domu i czujesz się nagle turystą.

Jakoś tak. Nagle możesz mieć wakacje. Jakoś nie można się oprzeć po prostu odrzuceniu codzienności, gdy wszyscy dookoła są na wakacjach. Można się zamknąć w domku, ale po co? Zewnętrze piękne takie, Sol over Gudhjem od jutra!

Po co?

Może i to wydarzenie wyłącznie na miarę duńskości, ale wyobraźcie je sobie. Błękitna granatowość portu, widok na fale, z drugiej strony milusio różnobarwne kamieniczki, mur pruski, te dachy niby ceglane, większość drzwi otwarta, zapraszająca. Pod białymi, cienkimi namiocikami gotują się smakołyki. Dookoła wszelaka zielenina. Tu kupisz, tam sprzedaż, a tu popróbujesz. Tutaj wygranie Sol over Gudhjem znaczy więcej… niż tylko coś. To sława nad sławami. A samo Gudhjem, cichutkie, spokojnie dostojne, zdaje się mu przyklaskiwać. I chociaż nie znoszę tłoków, to może w tym roku dam się przekonać i sobie coś obejrzę? A może nie? Może tylko wystawię łeb za okno i po prostu się zaciągnę… powącham?

Bo wiecie… mimo otwartych sklepów, maleńkich przydomowych stoisk, gdzie wciąż tylko wrzuca się drobne do słoika lub pudełeczka i w garść bierze się swoje teraz skarby, wolę jednak iść w las. Albo między skały. W ową rozgrzaną sosnowymi igiełkami pękalność. Bo szyszki wciąż jeszcze pykają. Jakby miały problemy dietetyczne, czy coś? Wolę wąchać i słuchać, bo przecież wszelakie ptaszencje wciąż za friko dają koncerty. Bo przecież nadal coś wisi w powietrzu…

Oczekiwanie…

Czy tylko na to jakie będzie lato, czy jednak na to, jaka będzie zima? A może ma nadejść coś, co… zwykle nie nadchodzi? Chociaż chyba nadchodzi cyklicznie co lato… A może po prostu zbyt wiele myślimy? Oj tak, całkiem możliwe, że to wszystko nie ma znaczenia, a spacer ma! Spacer ma zawsze znaczenie i na dodatek można odwiedzić wybudzone z zimowego snu sklepiki. A są one przesłodkie. Większość z nich znajduje się w starych rybackich chatkach. Wciąż jeszcze natknąć się można na śledziową łuskę, na skarb ogromny… zajrzyjcie do antykwariatów po fajną kotwicę albo zabytkową skrzynię, może po pirackie z Barbadosu? Albo nie, wybierzcie maleńką galeryjkę i obrazek, który na zawsze będzie miejscem schowanych wspomnień.

Nawet jeżeli mieszkasz na Wyspie… nagle zobaczyć możesz wszystko inaczej. Na chwilę. A potem… wrócić do codzinności.

IMG_3816 (3)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.