Pan Tealight i Rajcujący Korpusik…

„Właściwie nikt się jakoś nie zdziwił, gdy o poranku Ojeblik – mała, ucięta główka – przytargało bezgłowy korpusik. Prawie kadłubek, ale jednak przy nóżkach i rączkach raczej wskazujących na męskie… no korpusik. Przytargała go główka i ułożyła w swoim pokoiku na swoim posłaniu nie mogąc zrozumieć dlaczego… on jest przy niej taki nieżywy. A ona… wprost przeciwnie.

Nikt nie mógł jej powiedzieć, no nikt nie był w stanie, bo to jak powiedzieć szczeniakowi, że ganianie za ogonem nie ma sensu… odebrać ukochaną zabawkę, nadzieję i możliwość marzenia… ale wszyscy się zastanawiali skąd go ma. Wszystkim się ów korpusik zdechły zdawał takim znajomym. Jakby go znali, na pewno widzieli kiedyś. Te porwane porcięta, dziwnie jarzeniówkowe buciki w typie pepegi. Owe szczupłe, ale silne ciało i dłonie dziwnie małe. Tak małe, że przez chwilę szukali Wiedźmy Wrony Pożartej, ale ta znowu całowała się z kamieniami, więc bez urazy… nie ona. A już niektórzy z nich mieli nadzieję… Bo nawet ta bluza i torba, chociaż nie, ona przecież ma inną… i raczej był to chyba facet. Hmmm…

Ale kto?

Ojeblik tylko tuliła Rajcujący Korpusik i nic nie mówiła. Ani jak bezręcznie całkiem dotargała go do Domostwa, a nie dlaczego i kiedy go jednak trochę przetrze i antyperspirantami natrze, bo zaczynał jakoś wonieć… wiecie tak całkiem żywo, nie że zgnilizna, czy coś… zombie może? Nie!!! Jakoś tak zdechle, ale i żywo zarazem, jakby naprawdę coś w tym jeszcze się tliło…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_0177

Z cyklu przeczytane: „Srebrzyste wizje” – … boję się. Boję się, że więcej nie będzie. Że ona przestanie pisać, że nagle zniknie. Bo chociaż mogę wracać do tych książek, chociaż tak naprawdę nie pozwalam im z siebie wyjść… to chcę też nowego. Świadomości, że on może mnie zjeść, ale na razie tego nie zrobi, bo wiecie, a niedźwiedź Bu choć pluszaty zęby mieć może…

Nie rozumiecie?

Ech!

To znaczy, że nieznajomą Wam jest Namid i Thaisia, Simon Wilcza Straż i wieszczki krwi i AROOOOOOO!!! Bo czy można nie znać tylko autorki? Takiej, która obydwu płciom pozwala być sobą. Kobietą na humory, mężczyznom na złości. Pozwala żyć intuicją i naturą, oddzielać dobro od zła, ale i uznawać szarości… zjadać ludzi i lubić niektórych z nich. W końcu Namid wiedziała co robi…

Trzeci tom serii… niesamowitej. Tego pisania, które znamy z „Czarnych kamieni”. Spokojności i człowieczeństwa. Prostoty zwierzęcej i naturalności. Żywiołów ucieleśnionych i… wszelkiej intuicyjności. Człowieczeństwa, które jest zdolne odrzucić własne wady i zwierzeceństwa, które pragnie poznać to, co niegdyś tylko jadło… poświęceń, walki o siebie samego, walki o świat i decyzji, które mogą wszystko zmienić. Czy zjeść ich, czy jednak… polubić?

To już trzeci tom, a ja ponownie, jak przy poprzednich łkałam z każdą kartką wiedząc, że mimo narzuconej sobie OKRUTNEJ powolności czytania… i ta opowieść się skończy. Ale przecież bohaterowie ze mną zostaną, muszą!!! Nie pozwolę im odejść – NIGDY. Nawet misiowi Bu! Nawet tym, którzy jednak zakończą swoje życie… Bo przecież w tej historii jest wszystko: i śmiech i łzy i potknięcia tych, których uznaliśmy już za świętych. Naturalnie…

„Pete i Eve wyglądali tak, jakby właśnie kucyk kopnął ich w głowę. Simon nie chciał, żeby tak wyglądali. Lepiej byłoby dla planu, który właśnie nabierał kształtu w jego głowie, żeby ich mózgi nadal pracowały.”

Polecam Wam nie tylką tę serię, ale wszelkie dokonania Autorki! Spróbujcie. Może i Was ujmie prostotą i naturalnością? A jednocześnie… niesamowitą wyobraźnią czerpiącą nie tylko z mitologii… ale i cze goś nieuchwytnego…

IMG_8475

Deszcz pada…

I cieszy. Cieszy mnie i moje nieśmiałe ogórki. Suszki muszki i oczywiście ziela wszelakie co to się plenią jak szalone między kamieniami i kwitną. Oj ale to jest radocha, jak kwitną. Niby Wyspa słynie głównie z lawendowych kłębuszków, ale prawda taka, że pełza po kamieniach i mięta czekoladowa i truskawkowa, odmiany wszelakie szałwii i innych cudów. Tymianki i wszelakie ropuszki, znaczy się tam te no… rozmaryny! Upadek w takie zielsko to po prostu cudo pachnienia. A i pszczółki inaczej jakoś pachną i bzykają, gdy się karmią takim zielskiem.

Dzicza…

Może i Turyścizna pomarudzi, że ukropu nie ma, że słonko chowa się za chmurkami, ale czy ich interesują ogóreczki? Oj nie. Ale Wyspa wie, że nie da się zadowolić wszystki i serio olewa to szerokim strumieniem i pluskiem. Pada na samotną piwonię i maczki, co to mają coraz bardziej zjadliwe odcienie pstrokatości. Pada na kamienie, które serio są w stanie przykuć mnie do plaży na szerzej rozumiane FOREVER. By je głaskać i macać i przebierać niczym w tych definicyjnych powiedznkowo ulęgałkach… A z drugiej strony leżeć na nich, bo jakaś dziwna niemoc mnie ostatnio opadła i w końcu chyba byłabym w stanie tylko leżeć i pachnieć. Ziołami. Ale najpierw muszę się w nich wytarzać. Po prostu. Jakby w końcu schodziła ze mnie ta zeszłoroczna gorączka. Owo dziwne przegrzanie. Jakby tylko chciała opływać owym letnim chłodem tak po prostu…

… tak zwyczajnie.

Sct. Hans… płonie. Znaczy, bez urazy, raczej próbuje. Przy smętnie wędzącym dymnie ognisku tulą się do siebie zmarznięci ludzie i mokną. Kolorowe kapelusze parasolek się poroztwierały… No cóż, wiecie, z pogodą nie wygrasz, a ta w tym roku wyraziście mało letnia. Ale ognisko być musi. Na szczycie siedzi wiedźma i bardzo utyskuje na to wędzenie, bo za nic miotła jej nie chce odpalić, coby na ten Bloksberg się wybrać. Wiecie mają tam wiedźmy wielce zlot i żarcie i śpiewy i hulańce… ale by napędzić miotłę to trzeba neistety ogienia wielkiego, a przy tej pogodzie to ino se wiedźma spodenki odświętne pod kiecką uwędziła. Z drugiej strony będzie pachnieć jak szyneczka na Jul!!!

IMG_4311 (2)

Oglądam, a raczej robi za tło rozpraszające myśli, program o możliwości istnienia syren, a dokładniej jakiegoś morskiego życia nibyludzkiego… i wiecie co? Mówią o Bornholmie! No patrzcie! Ja tam głęboko wierzę, że mamy i syreny i syrenów i olbrzymy, skrzaty i trolle, ale co tam. Teraz posłucham o tym NAUKOWO!!! Ha ha ha. Z drugiej strony… przecież to racja, że bardziej ludziska zbadali Księżyc niż nasze dna morskie. Wolą je zaśmiecywać, niż kurcze zabawić się w płetwowszelakonurków. Oj wiem – ciśnienie – ale jakoś brak powietrza im nie przeszkadza w kosmosie, to dlaczego? Dlaczego nie bada się morskiego dna, które jest aż tak tajmenicze, że… mogłoby mieć tam ludziopodobne stwory. No przecież tyle jest rzeczy na niebie i pod nim, o którym się nawet królom nie śniło… A może tylko im się śniło?

Aż szkoda uwierzyć, że w tych pięknych toniach nie ma czegoś więcej. Czegoś nieuchwytnego, czegoś, co sprawia, że lekko drżymy skacząc w fale. Czegoś, co wyjaśnia pozostawione w wodzie narzędzia i dziwne pozostałości ludzkich odzień tuż przy linii dzielącej wodę od Wyspy

W końcu natura pustki nie lubi!

Może i mamy lato, ale chłodek przemiły nadal mnie pieści i rozleniwia. Najchętniej schowałabym się pod kocem i zwyczajnie przespała wszystko… śniąc. Nie wiem dlaczego. Może chodzi o ową niską słoneczność, a może nastałą letniość, ale jakoś nie chce mi się. Nie latam dookoła, nie staram się nie przeciągam własnych strun. Może w końcu zwyczajnie potrzeba mi wytchnienia… niemyślenia? Ale czy w takim miejscu da się tak długo? Bo przecież tyle mam do zrobienia, zobaczenia, zmacania, tyle mam do dokonania i uwypuklenia… tyle mam.

IMG_6775 (2)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.