„Zwykle Wiedźma Wrona Pożarta, zwana przez pluszaki Ptaszydłem, nie alienowała się od wszelakiego ptactwa – czytaj wron. Gdzie ona, tam i one. Szare w szczególności, czarnookie, puchate i specyficznie głośne, a jednak czasem… ciche i atakujące z nienacka. Badb!!! Oj tak, oto i była ona. Ale on… pojawił się nagle. Chociaż może zwyczajnie był tam od zawsze, ale jakoś tak nie doszło do poznania? Ekhm, nie wiadomo, na razie przynajmniej, bo może uda sie go w końcu zmusić do jakichś rozmów? Może… na razie ino lata, biało-szaro-stalowo-czarna włochata, rozwrzeszczana kulka, wielkości śreniego psa… i dziobie. A jaki czerwony na ryju!!! Nosz jak nic problem alkoholowy, albo problemy z ciśnieniem. Mówię wam, źle z nim będzie.
Na razie, jeszcze, siedzi dumny za kratką z siatki z wielkimi oczkami i patrzy się na nią… na Wiedźmę. Nastroszył czub, dziób lekko przetarł piórami. I gapi się w nią… jakby nie zauważał tych wszystkich pobocznych kur, jakby… może i miał misję wynikającą z jakiegoś poplątania z połamaniem, nadmiaru jaj, kwoczek i całej tej żeńskości, ale dlaczego tak bardzo się gapił. Dlaczego owym patrzeniem się ujawnił i piórkiem pozostawionym na progu Białego Domostwa i… kupą.
Siedzi tam i myśli, jak to fajnie by było, gdyby ją w panierkę wsadzić, doprawić podstawowo solą i pieprzem, wyluzować uprzednio, umyć i opalić, potem ponownie w przyprawy, może i te bardziej orientalne, może i lekko pikantne, panierkę i na głęboki tłuszcz. Oj jakże skwierczy Wiedźma… do tego frytki, sałatka, no i kubełek. Musi być kubełek. W końcu i tak lubi niebieski…
Pan Wkurzacz ma wciąż takie marzenie. Wciąż też siedzi za kratkami z siatki z wielkimi oczkami, w Starym Gårdzie… jak się oczka powiększą, albo puszczą, wiecie, jak w rajstopach z dawnych czasów, pogubią… co wtedy? Ile w Ptaszydle jest tych udek i skzydełek? W końcu to magia… A Wy nie oceniajcie. W końcu każdy winien mieć marzenia, czyż nie? Nawet stare kogucisko!!!”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Cuda!!! Może i nie mogłam być na Targach Książki – zresztą sorry, ale tłumy, ludzie, ściski i ogólnie mówiąc spotkania cielesne, to nie dla mnie… ale i tak coś mam! Dzięki cudownemu Furiatowi, może go znacie, cztery łapy, ogonek, dużo skóry… no i oczywiście dzięki Sil z bloga Słowa duże i małe, i ja mam coś!!!
Bo jestem zboczeniec na magnesy!!!
I kartka!!! DZIĘKUJEMY!!! Kochani jesteście!!!
Coraz więcej słońca…
… nie żeby cieplej było, bez przesady. I nie żebym marudziła, w końcu co jak co, ale dla mnie zima może trwać większą część roku. Kocham śnieg… a jednak te niespodzianki. Znaczy kurcze, niezapominajki. Ten rok serio do nich należy. Pożarły fiołki i wszelkie tam wiosenne wczesne wyrostki kwiatowe, a jednak… to one panują. Człowiek nawet nie wiedział, że pamiętliwe umieją tak bardzi się mutować i są tak wytrzymałe!!! Próbowaliście kiedyś trzymać je w wodzie. No wciąż siedzą tam i tylko zmieniają kolor na lekko rżowy. Taki jak te płyny wszelakie na niestrawności, czy coś w ten deseń. Ale… trzeba w końcu to przyznać, niezapominajki opanowały Wyspę. Idzie sobie człowiek w prawo i w lewo i co chwila są one. Grupują się w dziwnie drażliwie, zbrojne i waleczne podgrupy i ino czekają, kogo by tutaj ułapić i nastawić po swojemu. Wiecie, na niebiesko go przerobić, dowalić mu kilka płatków, a potem… pozwolić mu zapomnieć. Bo widzicie, wszystko tutaj kręci się wokół myśli, wspomnień… może one się nimi żywią? I tymi marzeniami, które umykają, wiecie, wtedy, gdy kurcze już zasypiasz i nazbyt ciężka głowa nie pozwala zapisać, odrzucić snu, bo przecież to sen, już czeka, już otwiera drzwi i welonu uchyla. Głupio tak odpuścić. Zresztą, może to jednak nic.
Głupi pomysł, może jednak straszna pomyłka?
Może zawsze powinno się jednak… nie spać? A może te sny jednak wrócą? Może te pomysły pozolą na chwilę odetchnąć? A może tyko się wydają takimi ważnymi? Może tak naprawdę nic w nich nie ma?
Może… to tylko sen?
A te niezapominajki? Jak mogą być takie malunie i takie ogromne. Jak mogą tak patrzeć na człowieka, jakby nie tylko wiedziały, ale i dość dobrze podsłuchiwały. Jakby były w posiadaniu tej Wielkiej Mądrości, ale też i Świadomości, która pozwala im się uśmiechać z tym wyrazem płatków głośno dowodzącym, że: my wiemy, ale nie powiemy… nawet gdy śpią.
Może Wyspa to sen?
Ech! Chyba coś mi nastrój się zmienił na taki bardziej szalony. Chyba jednak na przerażająco szalony… bo zaczyna mi się wydawać, że tutaj, tylko tutaj, czas często przystaje. Robi sobie kanapki, spędza wieczór na plaży, albo na skałach. Tak po prostu jest tylko dla siebie. Nagle bierze wolny weekend i zwiedza stojące kamienie, albo tak po prostu błąka się po Almindingen. Tu skoczy na lody, tam znowu przysiądzie, by wypisać kartki do znajomych, znaczki z Królową nakleić…
… a właśnie, czy ludzie wciąż listy piszą?
Jak ja? Kochają kupować kartki, może i nie liżą znaczków, bo teraz są te samoprzylepne i nie trzeba po Królowej jęzorem latać, ale jednak. Wciąż jest to zabawne!!! Czy zastanawiają się co napisać? A potem te kartki, jeśli ktoś niezbyt zwyczajny, błąkają się w książkach, albo między pitami i po wielu latach przywracają uśmiech na twarzy, która nagle przypomina sobie… przeszłość?
Kocham pocztę. Starą, może i skostniałą, może i totalną przeszłość, choć używają samochodów, nie koni już… ale rozpoczęcie dnia od pudła książek, czekoladek z innego krańca świata – wciąż przecież można dostać coś, co nie jest popularne na całym świecie – magnesu z innego zakątka, którego, całkiem możliwe, że sama nigdy nie zobaczę… albo listu. Z tym charakterem pisma, po którym widać dokładnie kto jaki jest, z tymi zawijasami, dorzuconymi rysunkami. No i pocztówki!!! Niby zdjęcie, ale coś innego, niż to samo na Facebooku. Takie to wszystko bardziej osobiste, bardziej niesamowite i magiczne. Skryte, a jednak jakże tłumaczące, z dziwną łatwością, kto jest kim gdzieś tam, gdzie teraz tylko jesień, a nie wiosna. Gdzie śnieg, a skały mają bardziej wygładzony styl… no i gdzie są palmy. Bo co do meczetów, to wiecie… ekhm.
Kochałam w świecie różnorodność. Szkoda, że tak się ją morduje…