Pan Tealight i Damulka Wszelakiej Smrodliwości…

„Mgła.

No kurcze, tak to serio jeszcze nie było, by Nadmierna Wrażliwość Zawstydzonego Nawożenia przeobraziła się w natarczywą mgłę. Wciskającą się we wszystko i na zawsze odbierającą zdolność własnego aromatów wydzielania. Po prostu sprawiającą, że nie tylko wnętrze, ale i zewnętrze łączyło się we wzajemnej w kir odzianej mroczności, by cierpieć. By łkać i cierpieć. By łkać, cierpieć i smucić się. Zwyczajnie zasmradzać wszystko to, co już smrodliwe a i to, co wciąż jeszcze pachnące.

Nadmierna Wrażliwość Zawstyczonego Nawożenia oczywiście wiedziała, że śmierdzi. Powiedzmy sobie szczerze, że nie tylko wiedziała, ale ogólnie miała problem z zaakceptowanie swojego wnętrza, zewnętrza i tego, co się za nią ciągnęło, co naznaczało innych, prowadziło do torsji całe otoczenia i w ogóle… ale co miała zrobić? Przecież taka była! Była ekologią. Boskością wzrastania i owocowania. Tym magicznym płynem, który pomagał wszystkiemu wzrastać. Ową mocą… wydzielin zwierząt przeżuwających, która to dość kanibalistycznie karmić miała…

Oj wiecie… śmierdziało.

Nie pomagały na owo śmierdzenie ni dziwne napary Ojeblika – małej, uciętej główki, ni maści Wiedźm z Pieca, ni nawet napar wykręcający zmysły, który ostatnio produkowały Uszczerbnięte Księżniczki. Nawet te wynalazki, które to sprawiały, że zwłoki dawały się kroić bez krzyków w ulubionych serialach Smoka z Komina, nie dały rady. Śmierdziało wszystko i wszyscy. I te jabłuszka z zagranicy i te marchewki i nowalijki, które pojawiły się w lesie i czosnek misiowy, a i nawet kwiatuszki, które Podniebni Spawacze mieszkający w Podziemnych Ziemiach… robili ostatnio w słodkim cieście z sosikiem z mleczyków. Świeżo uprane ciuchy śmierdziały i przedmioty nigdy się nie zderzające z rzeczywistością zewnętrznego świata…

Śmierdziało…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_6340 (3)

Z cyklu przeczytane: „Próba ognia” – … yyy. No właśnie. Opowieści o Salem cała jest masa. O Proctorach, wiedźma, no i oczywiście o samej Titubie. O tych wszelako magicznych, albo ino obżartych nadmiernie ziarenkami ze sporyszem ludziach, którzy… widzieli. Albo tych, którym się tylko wydawało, albo po prostu i zwyczajnie mieli zwidy i nadmiernie byli religijni.

Tym razem jest jednak trochę bardziej inaczej. Bohaterką jest młoda dziewczyna. Nieprzystosowana do życia. Zawsze chora, zawsze zagubiona, a jednak spragniona codzienności. Może i ma siostrę, na którą może liczyć, ale co do matki, to raczej nie. No i miłość… ma ją, czy nie? A może to wszystko jest tylko ułudą? Może rzeczywiście istnieje inny świat, w którym mogłaby… być!!!? Czymś więcej, kimś prawdziwszym. Ale czy tamten drugi świat to prawda? Czy to, co tam czuje, przyjaźnie, które nawiąże, zgroza, która się pojawia, naprawdę mogą ją zranić? No i co z tą magią? Przecież ona urodziła się w dość zwykłym świecie, jest normalną dziewczyną…  może była?

Miła, przygodowa opowieść. Coś dla nastolatek, coś o magii i miłości, coś na dobrze spędzone chwile. Prosta opowieść o poszukiwaniu siebie, o odnajdywaniu się w innym środowisku, niesamowitej krainie, ludziech niby takich samych jak ci, których znasz, a jednak… tylko zewnętrznie. To nie tyle opowieść o światach równoległych, co zwyczajnie przygoda dla wrażliwych. Raczej dla dziewcząt, chociaż, może i chłopcy powinni do niej chociaż częściowo, zajrzeć…

IMG_9888

No śmierdzi.

A raczej od tygodnia tak wali, że trudno utrzymać nie tylko własny aromat w ryzach, ale i dziwnie spogląda się na wszelakie nowalijki. Bo wszystko zielone i wschodzące, nagle już nie pachnie niewinną wiosnowością, ale po prostu gównem wali!!! Nie no, ja rozumiem ekologię i tak dalej, ale kurcze ten aromat natury wypala mi oczy, śluzówkę w kupówkę zamienia, a o oddychaniu to w ogóle trzeba zapomnieć. Ani nos ani usta, ani skóra. Nosz koszmar. A i w domu głupio tak mieć okna pozamykane, bo przecież wiosna, co nie? Wyjść nie wyjdziesz, siedzieć nie usiedzisz, więc miotasz się jak ten kurczak w potrzasku pomiędzy rosołem, potrawką, a kotlecikami z piersi. Wiecie, czasem zwyczajnie, no dobra, nei czasem, ale zawsze… natura rządzi!!! Nie da się tego przeskoczyć, obejść się też raczej nie uda, a przywyknąć… Niby nos powinien przywyknąć i co?

I kiła mogiła moi państwo!!!

Przy takiej mocnej aromatyzacji Wyspy, trudno odnaleźć ową spokojną morskość i bryzowatość i leśne ukojenie, i w ogóle. Samego siebie, wiecie. Ale warto poszukać. Bo przecież smrodliwe pola to ino smrodliwe pola, może i w przeszłości robiono to inaczej i mniej waliło, ale… pamiętam dziwny wieczór i chłopca, który bardzo chciał ze mną zatańczyć, a mi się zrobiło niedobrze, po śmierdział jak otwarte wrota obory. Bo wiecie obora i stajnia różnie śmierdolą. Do dziś mi głupio, bo na pewno się krzywiłam tańcząc, ale dałam radę, więc i to jakoś udźwignę. Poraził mnie tutaj lat kilka temu taki smog nawożenia, wypalający wszystkie komórki, sprawiający, że nagle uczysz się oddychać pod wodą i skrzela sobie hodujesz… że zniosę to jakoś.

Muszę!!!

No i przecież jeżeli Wyspa jest moją bajką, to i na to będzie sposób. Gdyby tylko kurcze, jakoś ten zapach nie przenikał nawet zawalonego nosa, zatok, a nawet kompletnego bezdechu!!! Jak to kurcze się dzieje?

Że on tak włazi w człowieka?

IMG_6322

Bajka…

Wyspa nie epatuje swoimi opowieściami. No pewnie, że jest Krollek, ale poza nim i kilkoma głazami… nie ma tego wiele. Każdy z porzuconych głazolców uważa się za szatańską sprawkę. Czyli wiecie, to odpada. Oczywiście sama Wyspa podobno została upuszczona na wody przez szatański przypadek… ot miał se Szatan najpiękniejszą cząstkę ziemi, gdzieś z nią sobie leciał, anioły go napadły i się chłopak wystraszył facetów w sukienkach z aureolkami i zmutoowanych dziwnie… te skrzydełka. Pewno GMO pomyślał, z tym mieć wspólnego nic nie chcę, więc upuściło się mu Wyspę. Potem żałował strasznie oczywiście, ale już nie udało mu się jej podnieść. Nic z tego, było, minęło. Rzucał więc kamieniami i niektóre nawet w kościoły trafiły… wiecie, te anioły to od razu chciały se budować coś, no i wiecie, Szatan ma poczucie klasy i piękności architektonicznej krajobrazu, a reszta świata nie dbała o to… więc chciał wprowadzić zen jakowyś, ale nie wyszło. Widzicie, głupio tak walczyć z gościami w sukienkach, co mają srebre loki i złote, no dostaje się genderycznego pomieszania… oj taki z Szatana widzicie jest mężczyzna prawdziwy i czaruś i szarmancki gość.

Poza tymi opowieściami są oczywiście trolly wszelakie i skrzaty. Ogólnie mówiąc tak zwane podziemne ludki. Chociaż do końca nie wiadomo czemu podziemne, bo przecież kurcze one lubią na powierzchni decydować o to jak ludzie żyć mają. Zwykle wybierają jaskinie, dziury w pniach i różne takie, wielkie skały, które całkiem możliwe, iż są trollami, ino śpią. Wiecie… kiedyś, całkiem możliwe, że się obudzą, ale… czy na pewno? Właściwie, każdy głaz tutaj jest czymś więcej. Nie kamieniem, nie odłamkiem większego, ale bytem żyjącym, oddychającym, a może i nawet… wdychającym? A może właśnie się poruszyła tam noga? Łapa? Głowa? No i są jeszcze duchy, ale w te mało co kto wierzy, chociaż cała Wyspa zdaje się tłumaczyć światu, że taka jest w codzienności swojej uduchowiona.

A może…

Może tak naprawdę wszyscy tutaj jesteśmy ino bajką? Jeżeli tak, to nie czekam na happy end, ja chcę ever after i tyle!!! Bo dlaczego nie? Bo kurcze czemu, czyżby mi się nie należało? I jeszcze smoka chcę, stadko puchatych potworków, no i może… nie no latanie może nie, ja widzicie się boję wysokości, no i na wodzie rzygam, no i ogólnie mówiąc, raczej… no dobra, to te siedmiomilowe buty!!! A tak w ogóle, to zostawcie mnie w mojej bajce, bo mimo braków w sezamkach, to cudna jest. Może i tego i tamtego mi brakuje, ale przecież, żyję w bajce. Może i ona ostatnio trochę śmierdzi nazbyt mocno i wyraziście, ale to wciąż bajka…

IMG_9525 (2)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.