Pan Tealight i Niebiesko…

„Dziwnie najpierw się krzątała, targała włosy, kolczykami dzwoniła, potem z inaczej dziwnym niepokojem odmówiła snu – co było gorzej niż alarmujące – aż w końcu powlokła się na spacer. Razem z aparatem pełnym mikrotrolli i chochlików, razem z torbą i miśkami, po prostu odpowiedziała na wezwanie Wyspy. Nie żeby kurcze zawsze to robiła, o nie. Nie oszukujmy się, co do tego zawsze była nieusłuchana, ale tym razem… tym razem jednak poszła, gdy Ona wołała.

Wołała… ech!

Ojeblik to aż zatkała sobie uszy woskiem ze świeczki, tak się przeraźliwie Wyspa darła. Pan Tealight podejrzewał, że Chochel – chochlik pisarski Wiedźmy Wrony Pożartej brutalnie ją wyciągnął, byle tylko Wyspa przestała. Bo w końcu ile wrzasku można wytrzymać? No i aromatu. Bo widzicie… tak się pola dookoła Chatki Wiedźmy dopraszały zraszania, że Niebiańskie Nachmurkowe Krowinki musiały popuścić i tyle. Potem po polach przejechał się Traktorowy Czesacz Wyziewów… i już, chlebek rosnął. Mocno rosnął, ale dookolność spowił smród tak przeraźliwy, że Wiedźma musiała wydostać się z tej chmurki…

Krzyki, zapachy i wszelaka nieintuicyjność zawiodły ją najpierw do lasu, gdzie dokarmiła i Trolle i Żarłoczne Wampirycznie Zawilce. Napoiła się wodą ze świeżych brzozowych liści i wygłaskała krzaczki się jej czepiające, a potem… poszła nad wodę. Nad to wszystko, co zwyczajnie od początku chciało ino ją ucapić. Ułapać, uwiązać, zniewolić, przykleić, pociąć jej skórę, naznaczyć ją swymi pazurami, by w końcu zwyczajnie się przez te otworki w nią wedrzeć. Może i gwałtem, ale przecież nie protestowała zbyt bardzo. A może i w ogóle… zwyczajnie nasączyć, wypełnić, wymienić wnętrzności, a ich ochłapy oddać potwrom morskim, a potem zastąpić wszystko to, co jest nią… albo raczej, co nią naprawdę było? Ekhm…

I wiecie co… zrobiło to!!!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_4402

Z cyklu przeczytane: „Utopia” – … inteligencja. Sztuczna, prawdziwa, niemożliwa. Jak to jest? Tak naprawdę. Czy możliwe jest stworzenie człowiek inną, niż ta najbardziej dopuszczalna norma?

Czy można zbudować mózg?

Utopia czaruje…

Od samego początku książka wciąga i mami. Po prostu nie możesz się oderwać. Wiesz, że coś się stanie, że coś się wydarzy, ale co? Niczego nie można być pewnym… a przecież najpierw jest pasja! Nie tylko pasja tworzenia, ukochanie swojej pracy, ale przede wszystkim to miejsce. Kopuła na pustynii, pod którą mieści się magia. Gdzie możliwe jest wszystko. Gdzie iluzja może być czymś więcej, a ułuda bolesnym przypomnieniem naszej własnej martwości. A jednak… wchodzimy. Bo tylko tutaj możemy w końcu spełnić marzenia. I może nazywają to parkiem rozrywki, ale…

Powieść jest przejmująca, dokładna i niesamowita. Oj pewnie, że wolę Childe’a i Prestona razem, ale tym razem Child udźwginął problem. Zresztą, spoglądając na jego inne powieści, jak na przykład „Projekt Kraken”, chyba naprawdę pasjonuje go SI. Sztuczna inteligencja. I chyba swoje wszlekie marzenia i pytania dotyczące tego tematu przelewa właśnie w powieści fundując nam nie tylko rozrywkę, ale i elementy nauki oraz konflikty moralne. Chociaż akurat tych drugich w „Utopii” nie ma wiele. Jest raczej fabuła, akcja pędząca do przodu jak rakieta, mimo niewielkiego odcinka czasu, rozwija się w retrospekcjach i rozmowach. Nie nudzi, nie grzęźnie wyłącznie przy głównej postaci, ale rzuca nam uczucia tych… którzy są w środku wydarzeń.

Naprawdę warto!!!

IMG_8863

Niebiesko…

Tak zwyczajnie i niezwyczajnie. Jakoś tak się udaje Wyspie niebieścić wszystko. I nawet jeśliś sam wewnętrznie niebieski w tej chwili, to jednak pasuje. Wszystko do siebie zwyczajnie pasuje. Jakby dopełniało się i niebo i ziemia, i wody i człowiecze troski, oraz umysłów zawirowania… Jakby w końcu wszystko było w domu, dobrze posegregowane, a jednak pozostające w stałym kontakcie mimo osobnych szufladek dla każdego zachowania i stanu skupienia. Niebiesko tak jest. Oszałamiająco czyste słońce wciąż nie parzy, tylko lekko grzeje. W ten dyskretny sposób, który sprawia, że chcesz w nim siedzieć. Chłodna bryza pieści i nie pozwala się zapocić. Nawet tutaj w lesie, nawet tam na plaży, nawet gdzieś na skałach…

Zaskakująca jest za każdym razem ta Niebieskość, bo chociaż człek wie, iż odcieni może mieć aż tyle, to wciąż nie dowierza. Wciąż nie jest pewien, że owa niebieskość istnieje. Że jest tutaj, a może raczej tylko tutaj? Bo przecież w innych miejscach świata ona nie może być taka sama. Nie może… nie może mieć tylu odcieni, lekko zielonkawych i ciemnych, burzowych, owych lekko żółtawych, albo z domieszka lukrowego pudru i posypki różowej. Może nie być… tak jasna, że aż biała i tak ciemna, że aż niebieska. Tak bardzo granatowa, tak niesamowicie niezapominajkowa. Tak przerażająco tymczasowa, albo inaczej, stała, ciężka, nieulotna.

Niebieskość włazi w człowieka i bardzo dobrze się w nim bawi, bo widzicie… chociaż feeling blue nie uznaje się za radosność, to Niebieskości przecież nikt nie pytał o zdanie?!!! A może pytał i zapomniał jaka była odpowiedź? Po prostu nie dbał. Bo przecież niebieski dla większości jest tak zimny, mroźny, dziwnie odpychający… tak wielu nie widzi w nim nic więcej, a jednak…

IMG_0054

Kąpie się człowiek w niebieskich chmurkach, mgiełkach i kwiatkach, w falach oczywiście dość wyględnie, bo przecież wciąż zimno… chociaż jak tak siedzisz na tym drobniutkim niczym mielona sól piasku, to zdaje się, że mógłbyś wleźć w morze. Po prostu wleźć i już… bo takie czyste i niebieskie…

Taka ułudnie złudna ta Niebieskość cała. Wlezie na Wyspie w człowieka, zmieni go i nagle już nic innego nie jest ważne. Niby już nic innego nie ma znaczenia. Tylko te strumyczki i rzeczki, te morski odmęty w przeróżnych odcieniach i mazy na suficie… niebie znaczy. Kurcze, kładziesz się na piasku nie bacząc na małe muszki, które się wykluły w brunatnicach i na ptaszki oczywiście, nie bacząc na piasek, który stanie się zaraz częścią ciebie na zawsze, znaczy wiecie pilling dobra rzecz, czyż nie? Leżysz i patrzysz w niebo. Niby niebieskie, a jednak… jakże nie do końca oddającym wrażenia jest owo zbyt krótkie, zbyt niewielkie słowo. Nazbyt codzienne, nazbyt takie niewystarczające. Nazbyt małe, skończone i proste.

Leżysz na plaży i mimo wszelkiego życia na falach i dookoła ciebie, czujesz się sam. Sam w sobie, w swojej własnej Niebieskości. Jakby przeniknęła do ciebie, do środka, no i nieźle posprzątała. Tylko jak teraz znaleźć w sobie samym to, co znajome? A może po prostu lepiej odpuścić i niebieskowić się? I od nowa się poukładać, zrozumieć, albo zrezygnować z czegoś starego…

A tutaj macie mały film o Niebieskości!!!

IMG_1777

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.