Pan Tealight i Dzień Sosnowej Boazerii…

„Bo tak…

… jeśli chodzi o Pana Tealighta, to wiadomo po sprawie z Choinką i po tym romansie z Panią Zimą, po tym jak go rok temu wystawiła nie tyle do wiatru, co i do grzmotu i wiwatu, to biedny Przedwieczny i Wiecznie Rozszczepiony jakoś nie kochał. A może raczej kochał, ale po prostu nie ujawniał swych preferencji? W sprawie reszty pensjonariuszy Sklepiku z Niepotrzebnymi, to czekali na kwiaty, walentynki, luźne organy ludzkie w mniej lub bardziej rozłożonej opresji… czekoladki, ciasteczka, diamenty i złoto… Srebro, niewolnice związane i przybrane ino w płatki dziurawca, dziewice chętne na stos, dziewice chętne na ołtarz…

… po prostu dziewice…

Do tego kwiaty, bo wiadomo, chociaż większość żeńskich osobników się do tego nie chciała przyznać głośno, ni na papierze, tudzież klęcząc obok spowiednika w drewnianej klateczce – MOJA WINA!!!, to jednak bez kwiatka nie podchodź!!! A już najlepiej bądź przygotowany i ogólnie mówiąc, koronka, litania i psalmy trelowane Siłom Najwyższym… nad tymi, co zapomną. Męska rzesza wcale nie była mniej wybredna, oj nie!!! Choć twierdzili, że po prostu chcą dostać serduszko. Może być i wiecie, od świni, konia, czy owcy, ale jednak! Serduszko żwawe i bijące, takie czerwoniutkie, wciąż jeszcze lśniące życiem, chociaż i widać na nim oznaki rytualnego ostrza Majów… ekhm, no wiecie w Sklepiku żyły nadzwyczaj dziwne osobistości.

… więc Pan Tealight z racji bycia sobą, starał się ten dzień przetrwać w swojej leśnej samotni. Maleńkim domeczku o zazdrosnych barwach, które kradły blask wszystkiemu, i do którego jakoś nikt nie chciał wejść. Tam, za brudną szybką wpatrującą się w morze, skulony na podłodze, rozmyślał o nich wszystkich. O czasie, który przeminął i owych damach jego serca, tudzież serc wszystkich, bo kto tam wie jaką miał w owej swej miękkiej szarości anatomię? O czasie zaprzeszłym i Wiedźmie Wronie Pożartej Przez Książki, tulącej się poddańczo do Chowańca swego, który tym razem dał jej serduszko i zwyczajną niezwyczajnie, Marzycielską Kałużę. By mogła się w niej zawsze taplać, zawsze ochłodzić i zawsze zwyczajnie schować tam sprawy, których nie chciała nikomu pokazywać…

Czyli wiecie, głęboką…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_2301

No cóż, jeśli chodzi o miłość, to na Wyspie jest.

Cudne pary w wieku siwawym spacerujące za rączkę po lesie, cudowne pary w wieku mniej siwawym starające się nie patrzeć na własne, rozrabiające dzieci. I pary inne, no wiecie, ale te raczej w mieście, więc nie wiem… bo ja tam wolę w lesie. Na dziko i w naturze. Gdzie wiadomo, że kleszcz cię w dupsko użreć może, ale jakby co, to gdziekolwiek wyleziesz, nawet jak się zgubisz, do domu trafisz. Co prawda nagusy spotykane, ale to wiecie wyłącznie słoneczne kąpiele, tam żadna miłość…

Krzaczek z krzaczkiem się splątał, drzewko z drzewkiem gałęziami, wzajemnie się posmyrają, tylko troszkę wiatru im potrzeba, albo pniami, mocno ściśnięte, wydaje się, że tańczą… ale może się wcale nie wydaje? Kamień z kamieniem, kamień z drzewem, które stwierdziło, że kocha, więc je przepołowi. Pół dla mnie pół dla ciebie. Ty kochaj kamień i ja kocham kamień. A w sklepie kwiatki cięte wyszły. No na szczęście przebiśniegi gdzie niegdzie już są, więc boja nie będzie… tylko kto komu te kwiatki w tym świecie silnych kobiet daje? W tym świecie samotnych ciągle, co to czasem tylko, na starość zwyczajnie postanawiają, by ze sobą zamieszkać, bo tak taniej…

Wyspa

Może wystarczy tak naprawdę nam Ona? Tylko i wyłącznie. Jej miłość, nasza do niej, jej do nas… te powiewy, co zdolne są poruszać nawet tymi, nieużywanymi organami? A może jednak… kłamstwo wielkie? Któż to tam wie na pewno? Dzieci z włosami białymi coraz mniej, mawiają, że ot genów wina, ale może… miłości?

Na Wyspie nie stroją się w czerwone serduszka ni drzewa ni pojedyncze lampki, ni patyki krzaków wciąż jeszcze śniących, ni pałki wodne. Nie, u nas serce znajdziesz w kamieniu umiejętnie wyryte. Albo on sam w takim kształcie ci się topornie stoczy do stóp. Albo w pniach nie tyle rzezane ze strzałą i inicjałami, co dziwnie w oderwanej korze odciśnięte. Jakby ktoś chodził z wielką pieczątką i gliptykę miłosną uprawiał. Albo jak dziś w krzemieniu z dziurką, korą białą rąbinięte… albo w pniu, w jego samym wnętrzu, gdy już obalisz drzewo, gdy przetniesz zobaczysz serce…

IMG_7535

A może wszyscy już i tak w Fastelavn wpatrzeni?

Bo w końcu Walentynki to tylko te kwiatki i czekoladki, a ostatnie ostatki to jednak buła z lukrem i nadzieniem, jak się trawi. Tłusta i grzeszna, rozpustna i cokolwiek pewno niereformowalnie niedzisiejsza. Bo wiecie dziś to się ma jeść ino trawę. I to jeszcze tylko wtedy, gdy krowa odmówi jej zjedzenia. Jakoś taki ostatnio jest ten świat. Jakby pomieszały się mu naturalne stopnie i nagle

… mysza zjadała węża…

Codzienność na Wyspie lekko wymarta, z czego podobno co niektórzy zrobili już sobie pole do siania narzekania. Tylko czy z narzekania coś wzrośnie? Czy da się je ściąć? A może i wysiać ponownie? Czy plony z tego będą, bo coś się mi zdaje słodkie bułki, to raczej nie? A może sieje się narzekanie, by po prostu móc powiedzieć: a nie mówiłem, że… A może… Na tak zwanej drodze głównej mijają nas dwa samochody. Żesz przyznać trzeba, no tłok a i korek prawie! Każdy gdzieś się spieszy, ale jak akurat poddajesz się wiatrom morderczym by zaszczycić swoją zbędnością kolejny kopiec grobowy, to przejeżdżający rowerzysta nie zapomni się do ciebie uśmiechnąć i pomacha.

To jak to jest z tą miłością?

Wyskakuję i lecę pomiędzy kamienie, na moją ukochaną plażę. Zimno jak pierun z wiatrówki, ogólnie mówiąc co najmniej trzy ćwiartki z pelikana wieją, ale i tak kucam i grzebię w kamykach. Bo to tutaj są skarby. W wodzie tak zachęcającej, czystej, milusiej, cudownie tłustej… asz pieruńsko zimnej oczywiście… kryształki, cuda i wianki, wdowie łzy, krzemienie i głazy, granity i gnejsowe pozostałości. Piękne wszystkie. Skarb za skarbem ino robić te wisiorki i naszyjniki, doczepić ideologię, no i może w końcu diamenty zostaną porzucone sobie, a wszelakiej tam paloności węglowej?

Wracam do domu i fort dziś buduję. Bo jutro i pojutrze mnie nie ma. Nie ma dla tych, co utłuszczeni poranną bułą domagać sie będą finansowania swoich działań dziecięcych! A tak! Bo kurcze po cukierki to nikt nie przychodzi, co? Ale po kasę kurde od razu każdy? A naści wam węgielka niestresowanego!

I wiecie co? Z miłością to robię! Z miłością do siebie samej, zawsze przejrzyście zestresowanej! A co… siebie też trzeba kochać.

IMG_0774 (3)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.