„Uczulenie ma nowe Wiedźma Wrona Pożarta na ludzi… asz mnie dziwota no, na ludzi, jakby ją to dziwnie nagle wyróżniało… Bynajmniej tym razem na ludzi, co googla nie umieją użyć i durne pytania zadają, i na tych co nagle odkrywają jej zdjęcia i wielce są zaabsorbowani, jakby kurna to było coś nowego, a nie jest… albo lepiej pytają się o coś, co mają przed nosem i nie jest to opryszczka. A nawet coś mniej łatwego do zdiagnozowania… no wiecie, niemyślących takich. Nie żeby to jakoś nagle ostatnio się narodziło, bez obaw, dojrzewało już wcześniej, zwyczajnie dopiero teraz, świąd na jej członki morderczy sprowadzając, uczulenie domaga się wredności. A jednak… mimo wszystko wciąż się ona powstrzymuje, by werbalnie durnym dowalić. Tym, co się pytają: a kiedy i gdzie, choć jak byk to wytatuowane mają na czubie, a i lustereczko w łapach co do nich przemawia, włączone też mają…
Bo jakoś tak, mimo wszystko, zapomnieli, że możliwość nauk pobierania od jakże niedawna istnieje, że dostęp do mądrości niegdyś zabroniony rozwarte ma łapska i za darmo sprasza, a już ją rzucają. Jakoś nie dociera do nich, że głupota, to nie fajna sprawa, ani lans tam jakiś, a to, ze koszulkę od Kalvina dostać można za druty w samochodzie dziergane, to jednak…
TOLERANCJA?
Ale od początku.
Wiecie jak to jest, gdy ktoś wam odkrywa to, co oczywiste i błaga, oczekuje, a nawet domaga się, by nagle uznać go za geniusza… no więc tak dla niej wygląda świat. Gdy się ino Wujek Antoni Wygoogiel o tym dowiedział, przybył. Przybył i postanowił zwyczajnie jakoś jej pomóc, nie do końca dowierzając, że ludzie tak potrafią. Gdy się jednak zderzył z tym światem, osłupiał, kozła wywinął no i oczywiście się zawiesił. Może to i wychowanie, może i to, co w jego dzieciństwie zakazane było, a teraz nie jest… nie wiadomo. Po prostu nie wierzył jej tak na pierwszy rzut wiadomości, którą przekazał mu Pan Tealight. Nie mieściły się mu pewne rzeczy w głowie, owej zawsze zaczytanej, pełnej odkrywczych myśli, kolejnych planów i pomysłów, zaskakujących codzienności, oraz wzorów z przeszłości. Zwyczajnie wujek był człowiekiem mądrym, myślącym i wciąż się rozwijającym. Niezbyt jednak ostatnimi laty brał on udział w życiu zwyczajnych… pewno dlatego tak bardzo poczuł się zaskoczony. Oklapł dziwnie w swojej wysokiej i masywnej postaci, owłosionej nawet na paznokciach, choć nie niechlujnej. Pełnej warkoczyków i paciorków opadających spokojnie na skórzaną, brązową kurteczkę i dżinsy. Zmalał tak nagle, a w końcu skulił się w pozycji płodowej i łkać zaczął pod drzwiami Chatki Wiedźmy.
A to był dopiero początek.
Widzicie, Wiedźma Wrona Pożarta nigdy nie rozumiała pragnienia jej oglądania. Znaczy pewno, wie że wszystkim chodzi o to, czy przytyła i się zestarzyła, nie o jej oczy, ale… wredni są ludzie co nie? Osiągnięcia w dupę se wsadzć, ważne czyś anorektyczką!!! Ave!!! A by wam kurna wszystkim w dupska wielkie poszło i cellulitami was obsypało!!! Walcie się!!! Nie ma oglądania. Kto to widział, coby świat nagle wymagał zdjęcia z każdgo pierdnięcia i beknięcia podmiotu? I na co to wam? Zestarzejecie się wszyscy i tak… i może dopiero wtedy się będzie można zabawić? Taką ma podobno nadzieję jatrzącą w sobie… że będzie dobrze!!!
I nadzieję, że to uczulenie przejdzie… bo raczej wiary mieć w to, że ludzie przestaną depresyjnie na Wujka Wygoogla wpływać, to już nie ma… Biedny wujaszek, w owych ciuszkach spod igły, czyściuśkich, w resztkach przymrozka nocnego się bazia. Tak jakoś zdesperowany, jakby chciał się wetrzeć w ziemię i zniknąć. Bo jak żyć w świecie, w którym wartości durne są i bezwartościowe całkiem?
Co ma sens, co sensu nie ma… TOLERANCJA.
Tolerancja, dziwka malowana, co pod spodem wcale babą nie jest, ale się wydaje… co to dobrze wie, że to co się sprzeda ważne jest, a to co ma wartość pod dupkę wsadzić i kupsko znieść… przesada?
Nej!!!”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Gadzie gody” – … dawno dawno dawno temu… Tek, naprawdę dawno temu napisałam jedną z moich pierwszych, takich bardziej finezyjnych recenzji. Właśnie z jednej z powieści Baniewicza. Pamiętam, że była tam rymowanka, a cierpliwi z łatwością znajdą ją w trzewiach niezapominającego internetu… Nie podobało mi się owo pisanie do końca, jakoś mnie mierziło, ale jednak, jakoś i korciło. Z jednej strony nie, a z drugiej wiecie, ot babskie takie myślenie…
Babskie do końca myślenie, bo oto mam przed sobą opowieść o młodym Czarokrążcy. Nie tym doświadczonym, nie tym lekko przetrzebionym, ale młodziku niewinnym i się rumieniącym. I wiecie co… bawię się!!! Nawet całkiem nieźle. Bo chociaż pisanie nie dotyczy akcji w całym geograficznym jej rozumieniu, w rzeczywistości owa drobiazgowa narracja wyjaśniająca co i kto robi w tej chwili, oraz kto mu przeszkadza może męczyć, może i niektórych mierzić, ale jeżeli znacie fantastykę by SuperNowa, zrozumiecie o czym mówię. W tym nowości nie ma…
Ale… jest język tak bardzo plączący nasze teraźniejszości i przeszłości, owe cudowne stare słowa, o których istnieniu tak wielu zapomniało, owe powiedzonka… a wszystko wsadzone w lekką średniowieczność wraz z jej aromatami i brakiem kolorków. Zrozumcie. To taka średniowieczność, ale z owym współczesnym cwaniactwem. Owymi absurdami dzisiejszej wszystkiego tolerancji i niezrozumienia zrozumiałych spraw…
Opowieść może i zatacza się wciąż wokół nastolatka, ale dziecięctwa, a nawet nastoletniości w niej nie znajdziecie, bo chociaż nasz bohater młody, chutliwy i wyposzczony, to jednakowoż… dojrzalszy niż dzisiejsza młodzież. Ot wiecie, studencik no, czarów się uczący, co to po raz pierwszy w świat na praktyki poszedł. A dookoła niego starsi panowie, dorośli tacy, tacy, co wiedzą jak poczerwienić mu lico odpowiednimi słowami. Znacie to? Pamiętacie?
To się zabawcie!!!
Cicho jest…
Czasem nadchodzi taki cichy dzień. Dziwna dziwność, bo ani wcześniej nadto nie wiało, ani nic… i nagle zrobiło się cicho. Nawet ptaki starają się nie wydawać odgłosów dziobiąc podsunięte im świeżutkie kulki z ziarnami. Jakby coś wiedziały, na pewno coś więcej, niż ludzie, którzy telepiąc się w zaskakujacym strachu, który nie powinien się wydarzyć dzisiaj, wybierają się sprostać obowiązkom. A może jednak powinniśmy posłuchać ptaków? Może wczoraj krzycząc miały w sobie jakąś istotną wiadomość?
Otwierając drzwi, by wyjrzeć w ciszę, spłoszyłam dwa bażanty. Aj zawrzeszczały dziwnie mocniej niż zwykle. Wzbiły się na najniższe gałązki brzozy, a że ta wiadomo, lekkiej raczej jest wagi, więc się pokulały przez chwilę w powietrzu i opadły na trawkę. Tak, trawkę wciąż zieloną, z której zaczynają przebijać i przebiśniegi (chyba przebijtrawki) a i inne zielska wiosenne. Ale raczej nie ich szukały bażanty. Oj nie… wciąż w jeszcze rozmokłej ziemi wiją się przecież zaspane robalątka, co nie? A z nimi tak fajnie się zabawić. Tak fajnie po prostu się pokręcić… nawet jeżeli w ciszy.
Słyszałam wczoraj kosiarkę. Nie kłamię. Sama wciąż jeszcze w szoku jestem, ale co się dziwić. Wybujały trawniki, gąszcze się z nich robią. Tutaj grzyby kapeluszami strojnymi machają, niczym na końskich gonitwach, tutaj znowu pędy wszlakie postanowiły, że kurcze śniegu już nie będzie, a zima odwołana, a przecież przymrozki dzielnie, owe nocne, powróciły, więc co mi kurna nadzieję odbieracie? Ja nie chcę kwiatków, pączków, listeczków świeżuteńkich, ja chcę śniegu!!! A nie tylko fotki cudownych pączków, jakby w każdym z nich siedziała pierniczona Calineczka, no i jakiś film porno tam eksploatowała… wszyscy się w nią wpatrują.
Zima… ciekawe, czy jest jeszcze jakaś taka starodawna jakaś? Taka wiecie śniegiem i mrozem płynąca?
Dookoła wciąż mało ludzi. W końcu i przed sezonem, a i wiadomo, gdy za mocno wieje, raczej trudno tutaj dotrzeć. Nie żebym żałowała, nie żebym jęczała, ot fakt taki… kurcze, ale czemu się tłumaczę? Jakby to moja wina była, czy coś, jakbym świat miała za coś przebłagać, za przed narodzeniem grzechy akonto zaciągnięte? A może jednak owe pokoleń przede mną splątane…
Gdy wybieracie się na Wyspę, pierwszym co mocno zaskakuje, jest szum… jeśliś nieprzyzwyczajony do tej dziwnej morskości, pohukiwań, trzepotań i oddechów, może to zaskoczyć, ale nie tak jak ciemność. A już kurcze szczególnie ciemność w porze jesieni i zimy. Taka mocna, dosięgająca do dna wszystkiego, przenikająca, barwiąca myśli i zostawiająca odciski łap w duszy. Ciemność wszystkiego. Czasem specyficznie parząca, a czasem idealnie wprost mięciutka i pasująca. Wszystko zależy od wszystkiego i tyle… Brak świateł nagminnych, owe migania na horyzoncie, na którym przecież tylko woda… tajemnice tajemnic i w nich tajemnice.
Ciemność ma to do siebie, że potrafi dopiec. Jeśli się kurcze obudzi w złym humorze, to niestety, ale daje popalić. Nagle wszystkie zakręty ciebie wypełnia tylko ona. Pół biedy, jak potrafisz to zaakceptować, gorzej jeżeli nie chcesz jej w sobie. Jeśli korci cię, by szpikulcem, łyżeczką i widelczykiem do ciasta wygrzebać ją z siebie… cóż, przegrałeś. Wtedy sugerujemy dobre prochy, albo inne używki, które pozwolą jakoś to przetrwać, bo to minie. Minie i nastaną białe prawie noce, a raczej jasne takie, miodowo-różowate. Choć czasem i pomarańczowo-złote.
Bo mogą…
Może i czuć już wzrastający w potęgę dzień, ale jednak… gdy tylko zgaśnie ostatnia świeczka, gdy nagle na zewnątrz chmury przykryją gwiazdy, albo zbłądzisz do lesistości wysokiej, w jakimś wodnistym zagłębieniu… ucapi cię ciemność. Wystarczy wtedy po prostu wyszczerzyć zębiska, w dziwnie pokrętnej parodii śmiechu i po prostu zakwiczeć. Wtedy będzie wiedziała, że chcecie się zabawić… i może straci zainteresowanie? Może po prostu znajdzie sobie innego?