Pan Tealight i Panny Poszywarki…

Panny Poszywarki miały moc pracy w tak wietrzne zimy jak ta, która właśnie telepała Wyspą. Może i takie wietrzności wilgotne dobre były dla siewów i sprzątań światowych, ale jednak cokolwiek na psychikę oddziaływały nazbytnio… no i jeszcze na prucie. Widzicie kurcze, prucie to kanał. Bo niby mawiają, że ważne coby być czystym, nawet podartym być można, chociaż nie, tak podobno na Wschodzie mawiali, na Zachodzie zaś odwrotnie, ale… nie zawsze, więc miały Panny wiele pracy. Bo gdy psychiki się pruły, pruły się i myśli, a gdy tym oczka leciały, problemy były i z marzeniami. To i tamto trzeba było obrębić, temu dorzucić łatkę na obtarte kolanka i łokcie, tamtemu skrócić, temu podłużyć, zerwaną aplikację przywrócić… zacerować, repasować, dopasować. Po wieczerzach ciepłych, wrzących, tłuściutkich, słodziutkich i zawiesistych z zasmażką i kruszonką, zimowych, naddać centymetr czy może piętnaście.

Szyły więc Panny Poszywarki.

Łatały, tkały, farbowały, fastrygowały, cięły i cerowały. Igiełki im ino migały, oczy nawet nie pracowały. Ślepe wszystkie trzy przecież są. Zawsze były, a może i nie, któż to może wiedzieć… one przecież nigdy nie mówią jak reszta świata, a raczej wciąż mruczą jakieś melodyjne rymowanki, może i nawet nucą? Ale nie mówią, nie odpowiadają na pytania, chociaż legenda głosi, że jeżeli ktoś tylko potrafi je zrozumieć, utkwić myślą w owych nuconych słowach, to zrozumie przesłanie. Naprawdę uzyska odpowiedź, której pragną wszyscy i inni wszyscy. Ale przecież nikt ich nie słuchał. Zgłaszał się jeden z drugim z sercem rozdartym, z duszą, której się lekko przetarło w kroku, z ową myślą dziwnie rozczochraną na szwach…

Panny przybywały zawsze z nadmiernymi wiatrami i nad Słimu rozkładały swój namiocik. Szeroki, przepastny nawet, lekko narażony na wiatry, wschodni w barwach, takic dziwnie patchworkowy, ale i złociście się mieniący, srebrzyście, z prawej w korale zodbny, z lewej w kryształki i guziki fikuśne, ale i cichy dziwnie. Wypełniony ino tym ich mędrkującym nuceniem, drganiem przerażonych ludzkich członków, które przybyły prosić o pomoc… i igieł poszumem, nici kląskaniem.

Siedziały trzy chudziutkie, zajęte i zasuszone, na niskich zydelkach, w szatach szerokich, rękawach głębokich, ale w spore tyłki chyba wyposażone, bo jakoś się nie wierciły… włosy miały długie, długaśne, z których nawijały na szpulki nici i szyły… Nikt się ich o higienę nie pytał, o to, czy może wszy, albo inne gryzonie miały, no i czy to ekologiczne, czy jednak nie do końca… ile zapłacić, czy dusze wszelkich, nienarodzonych dzieci w ciągu siedmiu zaprzeszłych i przyszłych pokoleń wystarczy?

A może zabrać noworodzonego sąsiadom…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_9287 (2)

Taaaaak!!!

W końcu udało mi się wybiec na spacer. Wybebeszyć się z Chatki, wyrwać te korzonki i inne pępowiny, owe macki zrzucić, więzy i kajdany… chociaż, to tak nie do końca, co nie… Bo wiecie, wiatry były, ciecze się z niebios lały. Wiatery tak zachłanne, iż postanowiły, że tylko one i to, co poruszą, ruszane będzie. Chodzone, płożone, latane i przemieszczane wbrew, lub za zgodą, wól wszelakich… a wiadomo, raczej nie zawsze wiaterów kierunki mają się do kupy z chcicą ludzkości. Z owymi wytyczonymi ścieżkami, dróżkami, drogami, szutrówkami, równymi mniej lub bardziej chodnikami, całkiem serio nieruchomymi, chociaż tobą wiatr pomiata. Bo wiatr ma swoje mapy i sztabówki. Swoje ma wizje, albo ich brak ma w sobie genetycznie wpisany…

… więc jeżeli chcesz na spacer, taki świadomy bardziej, gdzie to ty, nie do końca jednakowoż, się nie oszukujmy, decydujesz o tym gdzie i w jakiej pozycji docierać… gdy masz w sobie plan, chociaż i przewidujesz dziwności, jak siku pod krzaczkiem, chwilę na odwinięcie cukierka z papierka i podzielenie się nim z Kamiennym Trollem, Trollem Podmostowym, albo krasnalem, co to najbardziej kocha gryźć w pięty tych, co durne obuwie na takie wycieczki wybierają… Jeśli pragniesz iść, a nie lecieć, bo wiadomo lecenie cię przeleci, pomiatać tobą będzie i w ogóle, ale jednak kalorii z ciebie wytrzepać nie wytrzepie, choć przewieje, więc polecamy portki, coby innym gaci po prabaci wielkich nie pokazywać… to potrzebna ci pogoda mniej wietrzna. A taką w końcu, po dwóch tygodniach lania i wiania, mieliśmy. W końcu…

I udało mi się wyjść i iść.

Chlupało, ale co tam.

Grzęzło się, ale nic to. W pewnych momentach myślałam nawet, że poczynię swoim upadkiem ze skał w Ekkodalen rozrywkę dla mas, pracę dla pismaków, a może i temat dla jakiejś erotycznej trylogii… bo wiecie mam cycki raczej ruchome, no i zawsze wyskakują wtedy, kiedy nie trzeba, więc wizja mnie samej unoszącej się na cyckach w jakimś bajorku… albo może bym na nich poleciała? Hmmm? To już azaliż może i nadmierny mój własny entuzjazm erotyczny?

IMG_5206

Kurcze…

… niech zgadnę, pewno znowu Merkury drogi pomylił, bo coś nad Wyspą jakiś taki erotyczny marazm się rozpostarł. A że wiatr odpoczywa, więc widać gęstnieje ino, no i zwyczajnie go nic nie rozpuszcza…

A może jednak to te skały. Bo jak się włazi pomiędzy nie, jak człowiek tak w nie wsycha, wsiąka i się podtapia, to wszystko nagle jest zwyczajnie pierwotne. Atawizm w uszach melodyjnie trzeszczy i trzaska, siąka nosem i kicha i w kułak wyciera smarki, bo przecież chusteczek nie ma… i patrzy na ciebie tak, jak się patrzeć powinno, widząc to więcej, więcej więcości i jeszcze więcej. Nagle wszystkie problemy są mało problemowe, a wszelakie rozwiązania i rozrywki ma człowiek przed sobą, obok siebie, pod, nad oczywiście też, ale co najważniejsze… w sobie samym.

Wyspa ma to do siebie, że co jakiś czas włazi i porządek robi w durnowatości homo sapiens sapiens wyspowensis. Ucisza się wtedy wiatr, błękit nieboskłonu wprost oszałamia i zadziwia… każdy w tym świetle wygląda super, albo po prostu, zwyczajnie i znośnie. Nagle serio błocko nie ma znaczenia, chyba że ktoś ma ochotę na babki, to sobie wiadomo, zawsze musi tego mniej lepkiego naznosić… do tego schudzacie masę liśćmi pojesiennymi i można gotować, można budować. Pewno się by i zdało igloo jakieś postawić z takich klocków…

Chyba to był taki dzień.

Dzień, który spędziłam starając się utrzymać równowagę na kamieniach mokrym mchem obłożonych, coby zabawne mieć fryzurki i ogólnie szyku wśród wiatrów zadawać. Coby, gdy dalej popłyną mogły powiedzieć, a wiałyśmy nad Wyspą, no wiecie jakie nowe trendy w strukturach skalnych tam mają!!! Asz modę wam też zmienić należy!!! Rzućcie mohery i zakładajcie mchy!!!

IMG_4784

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.