Pan Tealight i Czerwony Śnieg…

„Czerwony śnieg uderzany sztormowym wiatrem wygląda jak jakaś krwawa rozpierducha, bardzo artystycznie uwarunkowanego zboczeńca. Po prosto sporo soczystych ofiar rozerwanych w czysty, całkiem niespłukiwalny jednak, sposób. Wiecie, by osiągnąć jak najlepszy efekt, przy zużyciu zwyczajowej siły, bo przecież cóż może być w tym nadnaturalnego? To w końcu tylko śnieg? A może… nie fo końca? Może po prostu trzepanie pościeli u pewnej damulki z luksusowymi piernatami, która serio ma coś do owej krwistości karminowości i innych buraczanek, wygenerowało nie tylko kurz, ale i sporawą ilość specyficznie ukształtowanych piórek. Po prostu widać tak lubi. Nie ma w tym nic z namiętności nie ma nic z uwarunkowań atawistycznych, przystosowania do życia w nierodzinie i innych malarii…

Sztorm. Wiatr uderzający o ściany, buzujący na dachu, dziwne stukania, nieznajome pojękiwania i całkiem zaskakująco zrozumiałe rozmowy. Jakby linie radiowe miały się rozpuszczać podczas takiej pogody i ofiarować wszystkim swoją ułudę niesamotności w tym kosmosie. Ale jednak Czerwony Śnieg, to coś więcej. Pojawia się sporadycznie, czasem raz w życiu, a czasem nigdy, więc dusze zawsze będą powracać, by po prostu zrozumieć to, czego im nie ofiarowano.

Pamiętam jeden, jedyny raz, gdy go widziałam. Prawdziwy, mocny, zaskakująco nielogiczny, a jednak pasujący do wszystkiego… a przecież była noc! Ciemna, głęboka, tonąca noc. Nawet pojedyncze lampy na Wyspie nie byłyby w stanie go pokazać, a jednak, nawet się nie starały rozproszyć ciemności, przecież spały… tak jak wszyscy, poza mną… chyba. A może było więcej takich jak ja?

Dlaczego wstałam?

Dlaczego akurat teraz? No pewno, że człowiek nie wielbłąd i sikać musi, ale czy to ino lekkie szepty pęcherza mnie do tego zmusiły? Nie pamiętam. Jedyne, co niezatarło się w mojej pamięci, to właśnie ta czerwień. Czerwieńsza niż inne. Niosąca w sobie wszystkie nazwane odcienie i kilka garści tych nieznajomych. Może widzianych w najgłębszych snach, niejawnościach umysłu, a może jednak… tylko takie, które pragnęło się poznać? Nie wiem. I całkiem mnie ta niewiedza, po raz pierwszy w życiu chyba, męczy. Bo Czerwony Śnieg jest czymś, czego potrzebuję! Tym dziwnym, pewno zrodzonym z wychowania pod znakiem krzyżyka i gołębicy, powątpiewaniem w samego siebie. Niedowierzaniem, że mogę, że powinnam, że może nawet… mi się należy? Tylko, czy mi się należy? Odpuszczenie grzechów? W owej mojej własnej, dziwnie niedekalogicznej, strukturze definicyjnej owego zdania?

Tęsknię za tamtym posmakiem zbawienia. Za zatkanymi wspomnieniami, nagle znowu czystym kontem, wszystkim możliwym. Zaczynaniem naprawdę świata od początku, powtórnymi narodzinami. Wyjściem z białego, czy raczej czerwonego, kokona do nowego świata. Nowej codzienności.

A może jednak chodzi tylko i wyłącznie o śnieg? Może on ma dla mnie więcej znaczeń? Może po prostu nie potrafię bez niego żyć? W końcu każdy czasem jest… bałwanem, co nie? A zgrzyt sopla między zębami… orgia!!!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_0980 (2)

Jedyne co mogę powiedzieć, to… Kurcze jak fajnie by było, gdyby temperatura uplasowała się kilka stopni w dół, tak około MINUS 2!!! Byłby taki piękny, niesamowity, oczyszczająco spowiadający snestorm… te zatkane szyby, zawalone ściany i drzwi. Owe malownicze zaspy, wszelaka nieruchmość ludzka i owa wolność wyrazu, jeżeli chodzi o podmuchy. Po prostu spoczynek przed śmiercią. Wybaczenie wszystkiego, czego dotąd nie mogliśmy sami sobie wybaczyć, owo grzechów odpuszczenie, zaskakująco kremowa światłość przedzierająca się do naszych dusz… ale zbyt ciepło jest. Dostał się nam ino drobniutki, tanczeny deszcz i podmuchy starające się przeorganizować całą Wyspę… a dla ludzi, cóż, bez zbawienia…

A tak… były sny.

Bo gdy masy powietrza buntują się wobec wszelako pojętej fizyczności, wtedy noc staje się mieszaniną dziwów. Wszystko to, co widzieliście w życiu miesza się by pokazać to, co dopiero przed wami. Znaczy nami tak w ogóle, bo to działa tylko na mojej Wyspie!!! Dlatego tak bardzo uwielbiam ten sztormowy wiatr. Ten inny, nie przydupiający, ale dziwnie oczyszczający, gilgoczący wnętrzności, budzący śmiech i uczucie… nadziei. Ową ułudę, że wszystko jednak będzie dobrze. W moim śnie tym razem chodziłam po grobach. No bez urazy, taki klimat robociany! Grobach skrzynkowych w pięknej obudowie kamiennej, w owych zaskakująco tajemnych kolorach kamieni, które na początku wydawały się być tylko granitowymi odłupkami, ale teraz nagle rozbłyskują labradoryzacją, krystalizacją i wszelakimi innymi cudami geologicznych przeobrażeń magiczności… Nie tyle tęczowe, co głębokie, masakrastycznie zanurzone we wszelkich toniach oceanów, których już teraz nie ma… tych samych, które stały się pustyniami. Co dziwne, coś mi się stało w kostkę. Czyżbym ja skręciła? A może to tylko ułuda snu? Coś, co doprowadzi mnie do miejsca, w którym mam pozostać?

Bo w moich snach wszystko jest na opak. Jak mi się śni kupa, to nie będzie z niej kasy, ale zwyczajnie wlezę w gówno. Osz no dosłowność taka we wszystkim, widać. Ale jednak… budzę się nagle czując dziwne morskie aromaty i słysząc męski, tubalny głos… by tylko sobie uświadomić, że to nie ktoś, ale On… wiatr do mnie gada. Bo widzicie, sny to jedno, owe cudownie kojące, kołyszące dziwactwa, w których czasem nawet i koszmary zdają się cudownie malownicze i intrygujące, przynoszą też głosy. Głosy lekko znajome, ale też dziwnie niczego nie przywodzące na myśl. Głosy wdzierające się w sny, niczym wkurniczający małolat na seansie co nie jest bez ograniczeń wiekowych. Niczym ktoś, kto nie wie jak się zachować w teatrze… usz plebs jeden!!!

IMG_4141

Wstaję… i szukam głosu. Bo przecież nie mógł się schować, to malutka chatka!!! No i jeżeli był tak głośny, to raczej chyba chciał być usłyszany, a nie tak tylko się mu odbiło zeszłorocznym kurczakiem…

Wstaję i szukam go.

Tym bardziej, że właśnie wszystko ucichło. Dookoła nie ma już wiatru, nagle wszystko stało się ciszą i tylko deszcz wciąż pada, ludzie wciąż śnią, może i ja? Tylko jak on pada bez odgłosów? W jaki sposób te wielkie krople, dziwnie pod linijkę teraz opadające na wciąż zieloną trawę i płytki chodnika, na dachy i nagie gałęzie, nie wydają żadnego dźwięku? A może po prostu ktoś podpierniczył linię soundtracku? Ech… takie czasy no! Ale co z głosem? Z tym kimś, kto wyrwał mnie ze snu. Z przeszłości dziwnie niemojej, ale jeżeli niemojej, to skąd tak spolegliwie znajomej? Niestrasznej? Szukam głosu, ale dobrze wiem, że go nie znajdę. Nie pomiędzy tymi moimi, domowymi duchami. Są nazbyt zamknięte w tych ścianach, szczęśliwe tym, co mają… niepotrzebując niczego nowego poza kolejnym liściem w rynnie, kroplą deszczu na szybie, krzykiem mew ponad kominem… kominem czysto ułudnym, tym, który kiedyś będzie…

Widzicie tak to jest z tym wiatrem. Wiatrem pachnącym Czerwonym Śniegiem. Dziwnym, zaskakującym, pożądanym tak bardzo. Tak do końca zawsze niemożliwym do zobaczenia, tak bardzo przeinaczonym. Tak bardzo boleśnie niezauważalnym… ale nigdy niepotrzebnym. Tym jedynym, który jeżeli naprawdę zmieni się w zmrożone płatki niejednolitości dziwnie spójnej, przywróci pokój, spokój i wszelakie zrozumienie każdemu, kto jest na to gotowy. Tylko że… temperatura nie chciała współpracować, więc skończyło się na snach. Ale jeżeli bedziecie cierpliwi i odważycie się wejrzeć w to, co się wam śniło, cóś, może i zrozumiecie… ale, czy warto poznać samego siebie? Bo kurde, keżeli już poznacie, będziecie musieli z tym żyć, a to oznacza zwolnienie Matki Ułudy z roboty. Chyba się na to nie piszę… a może jednak?

Mawiają, że dawno dawno dawno temu Czerwony Śnieg pojawiał się w każdej porze roku. Nie zawsze zauważalny, ale jednak zawsze działający. Z tym całym rozwojem nauki, która pomieszała ludziom we łbach i nagle wszystko wepchnęła do worka z napisem „może się zdarzyć”… cóż, musiał trochę zwolnić. Teraz obecny jest tylko póżną jesienią i zimą. Ludzie jakoś, mimo owej możliwości zmian, nie wierzą w śnieg latem. Babka Wyobraźnia serio ma przesrane, więc wracam do wiatru, chociaż wciąż cisza, za chwilę powinien powrócić.

Wolę sny…

IMG_1711 (3)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.