Pan Tealight i Niemiarodajności…

„Czy miarą człowieczeństwa jest dwunożność? A może jednak tylko myślenie? Zdolność tworzenia sztuki dla sztuki, bez jakiegokolwiek pomyślunku, bez przesadnego przeznaczenia… Bo przecież co to jest przeznaczenie? Ot wymysł i tyle. Znaczy przeznaczenie do działania, no wiecie, nie owo ludzkie przeznaczenie, które jest czymś całkiem innym… Współczesność obfituje w sprawy i rzeczy ułatwiające życie i większość z nich, jak na przykład owo cudactwo, co to ma oddzielać żółtko od białka, które reklamują w sklepie, to jedynie śmieci.

Niemiarodajne nieprzydajności.

Zdaje się, że ludzkość nic ino produkuje nowe wynalazki. A to dla tych podcierających się prawą ręką, a to dla tych co lewą. Jakby serio dupa dupie wspólna nie była… A już najbardziej niemiarodajna to była obecnie Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki, która stała i gapiła się na wodną lilię w sieni palonej zanurzoną. Znaczy tak, sienna, ale z powodu błędu w dzieciństwie przez Małą Wiedźmę zoczonym, pozostało sień palona na wieki wieków amen, znaczy musztardowy taki! Bynajmniej jest niemiarodajna… a może miarodajna do kogoś/czegoś innego? Bo serio, jeżeli nie można miary jej nadać, znaczy polegać w jej miarowości, to jak… Niekompetentna… Niezgodna z definicjami, którymi możnaby ją opisać.

Niemiarodajne nieprzydajności.

Nie chodzi o to, że nie możecie jej ufać, ale że ona sama sobie raczej nie potrafi do końca, a i sama siebie nie do końca rozumie, przez co… nawet niemiarodajność do niej do końca jakoś nieprzystaje. To świat jest niemiarodajny i pełen niemiarodajności. Wątpliwości, stref kompletnego odrzucenia zaufania. Wstyd i zmroczenie, stworzenia i wszelkie zbyty ubytków. Nadmiar artystów i nauczycieli i nikogo, kto mógłby tak po prostu dać to, co potrzebne, kogoś, tko chciałby się tylko uczyć, lub tylko odczuwać i wyłącznie wzbogacać swoje wnętrze.

Niemiarodajne nieprzydajności nie mają miejsca na Wyspie. Ale z drugiej strony wszystko tutaj jest dziwnie ponad miarę w innej mierze i z innych powodów. Zwyczajnie się tutaj można czuć będąc nieistotnym w resztach wszechświatów, nawet tych skąpo równoległych… więc jaka jest prawda?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_7499 (2)

Z cyklu przeczytane: „Aliedora” – … oj nie. Nie wiem do końca dlaczego, ale nie… chociaż się rozkręca, żeby nie było. Naprawdę. A i w końcu istoty fascynujące przybywają, ale jakoś jednak nie, nadal nie, chociaż bez urazy, świat cudny i pięknie opisany, ale wciąż mi czegoś brakuje. Jakiejś równowagi, czegoś, co wiele lat temu sprawiło, że zakochałam się w pisarstwie Nika Pierumowa.

Drugi tom serii ponownie zabiera nas do świata obarczonego przekleństwem. Ale tak naprawdę cała historia przez tak długi czas skupia się tylko na młodej kobiecie i jej problemach, nie na okolicach, że naprawdę łatwo się można pomylić. Kolejne kłopoty i Zgnilizna dookoła szybko niszczą nie tylko pojedyncze osoby, osady czy miasta, ale całe światy. Jednak czy naprawdę Aliedora, zwykła szlachcianka, ma coś wspólnego z tym przekleństwem? I co z Ternem?

Niby w opowieści o pięknej Helenie wszystko idzie nie tak jak powinno. Mężczyźni głupieją, władcy zapominają o swoich powinnościach, aż w końcu baby same biorą odpowiedzialność w swoje ręce. Ale jest jeszcze magia… bo w końcu czymże byłby bez niej świat? Tylko czy to naprawdę od Aliedory wszystko się zaczyna? Czy jest ona tylko narzędziem, czy jednak nowym złem w Świecie Siedmiu Zwierząt? Jakie jest miejsce naszej bohaterki w zbawieniu tego świata? I dlaczego jej życie tak nagle się zmienia? I co z tym światem tak naprawdę się dzieje?

Z jednej strony miła przygodówka, z drugiej cudownie wykreowany świat. Bohaterowie namacalni i plastycznie, zadziorni, zdolni walczyć o swoje ideały… oraz tacy, którzy są pozbawieni etyki. A poza tym… przygoda i pasja!

IMG_7717 (2)

Wszystko zdaje się łapać, dziwnie zadziorne i bolesne miejscami, promienie ciężkiego, wczesnojesiennego słońca. Jakbyśmy starali się nazbierać i światła i ciepła na zapas! A może chodzi tylko o wygrzanie? A może jednak o jakieś dojrzewanie? Czy też lekkie dorumienienie? Nie mam pojęcia, wiem jednak, że łeb od tego dziwnego słonka strasznie boli, a może po prostu wiatry jakieś nadchodzą? Może nagle pogoda w końcu zrozumie czego chce? Bo jak na razie to mamy wszystko i już człek nie wie, czy z gołą dupą latać i w fale skakać, czy jednak przemyśleć sweterek?

Co za czas dziwny. Nic się nie dzieje przejściowo ino od ekstremum do ekstremum. Nie ma od tego ni ucieczki ni nawet odpoczynku jakiegoś. Czy to tylko tutaj, czy może jednak wszędzie? A może Wyspa zwyczajnie i jak zwykle, stara się doświadczyć siebie i swoje dzieci bardziej pokrętnie, mocniej i soczyściej? Bo przecież wciąż jeszcze mamy lato, co nie? Chociaż tak naprawdę, czy było lato, czy tylko otwarte dostaliśmy wnętrze piekarnika bez termoobiegu? Ach kto to tam wie, było, czy nie było? A nawet jeżeli było, to przecież nie warto tego rozpamiętywać? Lepiej zatopić się w tym, co jest teraz, w owym czerwonawym owocowaniu, w tych wciąż zielonkawych listeczkach, a jednak dziwnie mniej już soczystych, w tych kwiatach dziwnie pomarańczowych, nagle tak soczystych w barwach i ospałych lekko w rozkwitaniu… Może to jednak jesień, aczkolwiek jeszcze bez kolorowych grzywek na drzewach?

Tęsknię do tych włosów kolorowych i szelszczących. Do owych suchości zwodniczych, pewnych tego, że się narodzą ponownie… nie bojących się, dziwnie pozbawionych nadziei, bo wiedzących, że wrócą…

IMG_0132

Tak naprawdę jesień jest czasem nadziei, nie przemijania. To cudowny, barwny, szalony czas, który pozwala nam zrozumieć, że tak serio w przyrodzie nic nie ginie, chyba, że bardzo bardzo bardzo tego pragnie… wtedy proszę bardzo, wolna droga. A nawet i bilet i krzyżyk na nią! Ale jeżeli nie przemija, to nie ma się czego bać, o prostu trzeba śnić o możliwościach. O przeróżnych różnościach i szaleństwach, które nie muszą się wypełnić, chyba że poprosicie… Bo tak naprawdę wszystko jest cholernie proste i tuż pod naszymi nosami, ale ktoś nam postawił dziwny płot, przez który serio, nawet przez dizury po sękach, trudno cokolwiek dojrzeć. Bo pozwoliliśmy się ogłupić do końca. I zaprzeczyć temu, że ci przed nami też żyli i kochali i tworzyli… cywilizacje!!!

Cóż, widać z łatwością udaje się tym potrafiącym wmawiać dogórynogowość przebić się do naszych mózgów!!! A może jakoś tak łatwiej nie wiedzieć, nie myśleć, pozwalać sobą kierować? Może tak naprawdę ta cała wolność jest seryjnie przereklamowana? Może… ech, cóż, może nigdy nie istniała wolność jako taka? Może niewolnictwo to swego typu wygoda jakaś? Bo przecież tak wiele nie trzeba… myśleć, zajmowć się, dbać, podejmować decyzje… wszystko co robicie, to pracujecie i narzekacie. Ot i tyle. Niewolnictwo. Kurcze, człowieczeństwo to serio dziwaczna sprawa. Nawet jeżyn ostatnio się boję. Niby pewne jestem, że nieszkodliwe są, pewna jestem, że można je jeść, a jednak gdy bez nalepki made in china… ogarnia mnie strach. Może tylko na chwilę, może tylko na mgnienie oka? Może wyłącznie na moment, ale jednak jest, pojawia się nawet u mnie…

Czy watpliwości spuszczają z niebios z deszczem? Bo w jaki inny sposób mogą się przedostać do mnie?

IMG_0151

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.