„… się nie malowała?
Ale nawet nic z tynku, tapetki, nic ze szpachli, czy jakieś ogipsowanie, albo chociaż boazeria? Nie, no pewno, że raczej NIGDY tego nie robiła, ale jednak jakoś tak się Chochelowi – chochlikowi pisarskiemu niskiego stopnia bardzo – zdawało się, że może tym razem zmieni zdanie? W końcu pazury u stóp miała trzaśnięte na czerwony krwisty kolor… więc może to jednak fetysz? Ech! Kto to może wiedzieć z Wiedźmą Wroną Pożartą? No kto? Już nawet Chowaniec Wiedźmy przecież zanurzył się w otchłanie odrośniętej nadmiernie ponad centymetr od ziemi trawy, miernych stokrotek i żółtków, i ścinał je mściwie i stękał i jęczał, i klął pod nosem, a rzucał klątwami na prawo, lewo i od góry i od dołu…
… i odbijały się one i waliły w kogo popadnie… a on je dalej rzucał na Wiedźmę nie patrząc, jej nie słuchając…
No wiecie, każdy ma w końcu dość sezonu! Każdy może, a nawet musi, czasem popuścić!!! Nie ma zmiłuj!!! I na niego chyba w końcu kryzys tłumów nadszedł. W końcu po prostu się mu to całe letnikowanie się znudziło… a może to ino takie ciśnienie? Aj kto to wie, bynajmniej się nie interesował tym, gdzie ona idzie…
Bo ona szła, znaczy wybierała się…
Po raz pierwszy od dziwnego porwania, o którego szczegółach nie wiedział nikt poza nią, Bestią i Matką Wyspą, to jednak… wybierała się w odwiedziny. Nawet narwała jakiegoś zielska. Może w formie odstraszenia, czy ochronnej bariery… waliło strasznie apteką aktywną i samomieszającą… chociaż w kształcie wiechcia z wstążeczką czerwoną, ot prawie że rustykalny bukiet… modny?
No nic, chyba był gotowa.
Wymknęła się frontem i truchtem chwiejnym, kolebiąc półdupkami pośpieszyła w górę. Czy ktoś ją śledził? Oj pewno, ale jakoś tak dziwnie się stało, coś nagle zamgliło, coś zagrzmiało i Wiedźma Wrona, w całości swej masy i duszy chyba, zniknęła przed drzwiami pałacyku… Ale czy wróci? A może już jej nie będzie? I kim jest owa Bestia owłosiona, z byczymi rogami, lekko parującym nosem i wytworną, koronkową koszulą pod obcisłą kamizelką ze skóry… cielęcej? Kim jest ów dziwny, baśniowy może i twór? Wnukiem Minotaura, czy też zgubnym innym potomkiem Europy? A może jednym z kosmicznych praprzodków z egipskiego panteonu?
Ona… tylko drżała, gdy drzwi się zatrzasnęły. Czuła mgłę ją popychającą, czuła ową dziwną siłę, ale… tym razem się poddała, niczym we śnie. I chociaż zadrżała, gdy padły słowa, to z trudem ukryła uśmiech:
– Może panienka spocznie?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Złodziejska magia” – … oj nie. Po prostu nie. No ile można czytać o tym samaym, z tak spolegliwymi bohaterami? Ja chyba już nie mogę, więc to moje ostatnie spotkanie z tą autorką… na wieki wieków!
Bohaterów mamy dwoje. Ona widzi zbyt wiele, ale tak naprawdę niczego nie rozumie. I się zakochuje, bo przecież. Tutaj magii właściwie nie ma, chociaż jest owo zakazane coś i Aniołowie. On… cóż, jest magią, magią co się kończy. Żyje z nią, czerpie z niej i wpada przez nią w poważne tarapaty. Obydwoje muszą uciekać, a mają gdzie, bo w końcu świat posiada tyle innych świató, że czemu nie?
Wiecie co najbardziej wkurza? A brak jaj! I owa dziwna, pusta narracja, owo bohaterstwo dziwnie wyprane z uczuć. Te postacie, bez których właściwie nie tylko ten świat mógłby żyć, ale i może lepiej by się mu toczyło. No i oczywiście „tajemnice”, których serio nawet ślepy, głuchy i niemy by się domyślił… a naiwność? A to jest kolejny element, którego mam dość, więc nie dla mnie. Najgorsze, że poprzednie powieści autorki, chociaż wtórne, nie były aż tak nudne i przewidywalne. Jakieś takie niepoukładane, aczłowiecze dziwnie, jakoś nieludzkie…
Sama przygodówka jest znośna, pomysły może się wleką i serio trudno kogokolwiek zaskoczyć, ale fabuła zbudowana jest poprawnie… tylko że… no właśnie, tylko co z tego, jeżeli to wszystko po prostu nuży?
Książki!!! Ach moje kochane, czekałam na was!!! Wciąż brakuje mi jeszcze 3 tomów do kompletu, ale może kiedyś się uda?
Słonko świeci, wiaterek wieje, a nocami się błyska! Nawet grzmi i to porządnie… i pomyśleć, że przez tyle lat człek tutaj żadnej burzy, a w tym roku, jakby próbowało nadrobić? A te dziwne dźwiękowe fale? Ja wam mówię, no świat się kończy, albo… co może byc gorsze w podsumowaniu, się zaczyna?
Dookoła niemieccy turyści. Nie wiem co im w tym roku odbiło, ale dziwnie zaborczy są i drażliwi. Siedzę sobie dziś w ruinkach, świadoma przepaści za mną, a tu na mnie napiera jakiś osobnik szwargolący. Myślę sobie, że ominę wzrokiem, ale nie, bo przecież on zwiedzać chce i dalej pakuje się za mnie… nie spytał, czy coś obejrzeć tam można, nie spytał czy bezpiecznie, więcej nawet nie przeprosił… wpakował się… Ale nie zepchnęłam gościa, żeby nie było! Pewno to moje zadawnione geny owych rozbiorowych przodków, albo po Babuni, co to zawsze powtarzała, że język wroga znać trzeba. I co… na co mi ów język, jak oni i tak wiedzą lepiej. I po kiego pchać się w przepaść? Dookoła pustki, tyle do zwiedzania, ale nie, on chce mojego kamyka? A paszoł w swój wald, nach House gehen!!! A nie na mój kamyk kurcze się będą wtrążalać…
Cięta jestem dziś na Turyściznę strasznie. Nie dość, że łażą jak krowy, jeżdżą bez przepisów, to jeszcze dzieci mają na za wielkich rowerkach, które oczywista trzeba puścić dwupasmówką, co nie? A bo przecież jeśli o dzieci chodzi, to zawsze można wymienić na jakieś chińskie czy inne tamskie… A możeby tak się kurcze zająć wychowaniem? A nie, po co, przeceście już wydalili, to po co to wychowywać, co nie… żesz nie mogę. Oj tak, pewno, jestem nietolerancyjna, rasistowska i co tam jeszcze!!!
I nacjonalistyczna! Hail!
I wiecie co? A coż, jakby to powiedzieć, bo jeśliście nagle tacy wszyscy światowi i wyzwoleni i oczywista tolerancyjni… to nic na to nie poradzicie, musicie mnie… ekhm, tolerować! Jak inną religię, która chociaż odgryza wam palce u stóp, chociaż smrodzi prosto w okna, to przecież… tacy jesteśmy już niepierwotni i co tam jeszcze, a cywilizowani… ha ha ha!!!
Dupa mała Wam mówię…
Jakoś tak, chyba się cofam w rozwoju. Nie dość, że wciąż potrafię czytać ze zrozumieniem, co u obecnej cywilizacji dawno zanikło, to jeszcze bezczelnie wymagam tego od innych. I oczu dookoła głowy, jeśli ja muszę, to i wy. A co mi po tym, że ty na głowie masz kondoma do pływania, patrz, a nie zakładasz maskę prozdrowotną od zanieczyszczeń!!! Ostatnio syczę i pluję jadem na ludzi. Dlaczego? Bo to mój jedyny system obronny… i powinniście to akcpetować! Ha ha ha… esz te cywilizacje i tolerancje odzierają ludzi z biologii. Jakoś odbierają im ów mityczny instynkt samozachowawczy. Bardzo potrzebny… biologicznie niezbędny, ale… Nie może przyleźć ktoś, kto sobie tu przylazł na wakacje się plażować, i mówić wam jak macie żyć, no bez przesady… ale co tam. Co ja wiem. Ja jestem w końcu pierwotna: pluję, kopię i syczę. Pozbawiam się mowy, bo w końcu czy ktoś w ogóle słucha? A sztandaru z napisem nosić nie będę, bo wieje i ciężki… i przecież i tak nikt nie czyta… nikt nie dba, wali im to…
To już nie są napady lęku, ale totalna panika i wyłączenie się w obliczu tłumu dziwnych osobników… a co, wolno mi!!! I wiecie co? Jeżeli popatrzeć na Wyspę, to większość z nas jest taka sama. Aj może i nadwrażliwa, może i przerażona, skrzywdzona, skopana i artystycznie pobita. Chowamy się, dogadujemy lepiej z ptakami, drzewami i skałami, flirtujemy z falami… bo po prostu one porażają inteliencją. A z mądrym wiadomo, zawsze fajnie jest sobie pogadać!!!