Pan Tealight i Pożartej Upławy…

„Tego nie przewidzieli. A może jednak? Może coś, a może ktoś, Pokrętny Los, albo wszelako Świrnięte Przypadki Niefrasobliwie Niepowtarzalnych, a może Pijane Fatum… któreś z nich mogło przecież maczać w tym łapy, macki, ogony, chwytaki, tudzież inne, mało definiowalne końcówkie wszelako chwytne… Bo w rzeczywistości tej nie ma przypadków. W dziwnym, pokrętnym na pewno, zamyśle rzeczywistość Pani Wyspy została ich pozbawiona. Przypadki są mi zbędne – pewno pomyślała. A może jednak, może wykminiła coś takiego, co wybrzmiałe sprawiłoby, iż nikt by nie przyszedł na jej świat? Ha!!! Bójcie się!!! Szczególnie, gdy Pożartej Upławy w świat pełzająco, brocząco, płynąco się wybierają…

Oj tak, Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki nie tolerowała upałów. Właściwie nie oszukujmy się, ogólnie ciepełko znosiła ino wtedy, jak ją nieźle wcześniej coś mocno wymroziło!!! Kochała wszelakiej maści miękkie kołderki i kocyki. Najchętniej przetrwałaby wszystko zawijając się w bułę nieforemną i wglapiając się w świat literek. Ale przecież tak nie dałoby się wypełnić świata… a może warto spróbować?

Tylko jak? Jak to zrobić, gdy nagle dupa w jendym miejscu siedzieć nie chce, a ciągłe przeciągania jej po rozmaitych powierzchniach, bolesne są? Co, gdy nogom też sie ckni za butami, za kilometrami, za zwykłym marszem, biegiem nawet, a potem pełzaniem, truchtem, aż w końcu czymś, co sprowadza język do funkcji trzeciej nogi? Oj tak, goniło coś Wiedźmę Wronę ostatnio w dal. W spacer, z dala od techniki, od komputerów napawających ją strachem najgorszym, od pikaczy, bipaczy telefonów. Czasem gdy tak szła zdawało się jej, że nie przestanie, że już tak będzie na zawsze, że nie zwolni, że się nie zatrzyma… ona.

Pan Tealight nie był w stanie zrozumieć owej prozdrowotnej aktywności, ale wiedział jedno, ani z modą, ani zdrowotnością nie miało to nic wspólnego. Musiało być w tym coś więcej. Dlatego raz wybrał się za nią. Po prostu, nie tłumacząc, nie ukrywając się nawet, pewien, że i tak go widzi, ale zwyczajnie olewa to co widzieć powinna i widzi tylko to, co jej jest miłe i znośne… Kurcze! Po pierwszej górce miał już dość. Spocona szarość jego ciała przylepiała się do pelerynki, a znużone truchełko uciętej główki – Ojeblika, majtało się mu w okolicach półdupków. Na szczęście ona wracała, a i jakiś przystanek na stercie kamieni widac zaplanowała… wtedy podkradł się i zobaczył to. Te rureczki wydobywające się z Wyspy, owe dziwne połyskliwe macki wdzierające się w jej jestestwo niezauważone… czy coś wtłaczały, czy zabierały?

Karmiły się, czy ją zmieniały?

Zapomniał co widział, nie pamiętał nawet jak wrócił… Upławy Pożartej miały moce, któych Wiedźma u siebie nawet nie zamierzała w marzeniach ustalić, umiejscowić, zezwolić na budowę… Ale na pewno dadzą w końcu o sobie znać, gdy nadejdzie ich czas, gdy się skończy…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „Mary Poppins” – … wszystkie. Znaczy wszystkie książki w jednej, oczywiście ilustrowanej, twarda oprawa do tego… coś, co przypomina mi cudownie wydaną „Królową śniegu”, albo „Klechdy domowe”. Taka dziecięca Biblia, taka na zawsze, któej nic nie zagrozi, w którą się zawsze wierzy, której nie można tak po prostu wyrzucić, zapomnieć, nie wracać do niej. Po prostu. Mary… dla wielu z nas wciąż fruwa tam za oknem, stuka parasolem i jest niesamowicie zadziorna i całkowicie niepoprawna!!! Jedyna w swoim rodzaju!!!

Oto jest książka potężna, malownicze i niesamowicie magiczne tomiszcze, które z chęcią ułoży się obok waszego łóżka by służyć uśmiechem, nadzieją, oraz opowieścią. Bo znajdują się tutaj te książeczki znane, zebrane w końcu w jeden tom, ale też i te, które nie były jeszcze tłumaczone na język polski, czyli „Mary Poppins w kuchni” oraz „Mary Poppins od A do Z”. Oto jest podróż bez biletu, niesamowicie bezpiecznie niebezpieczna, ale i towarzysko ukształtowana. Znajdziecie tutaj tych znajomych, po których wiadomo czego się spodziewać, ale też osoby i sytuacje, w których serio nie wie nikt… poza Mary, jak się zachować.

Znam kobiety małe i małe choć duże, które z chęcią wracają do Mary. Czy są czytając znowu dziećmi, czy jednak matkami i siostrami, ciotkami i babciami… nie wiem, wiem jednak jedno, Mary nie pozwala usnąć w nas dziecku nawet jeżeli przed nami leżą podatki do rozliczenia!!!

Cudowny człowiek… znaczy się można i takich poznać w Internecie!!! Żeby nie było, może i mam stosunek do technologii jasny – odpychamy się wzajemnie, ona wyzywa mnie od drzewoprzytulaczy, a ja zwyczajnie nie rozpoznaję w jakim języku do mnie gada – no więc mimo owej technologii można poznać cudownych ludzi. Takich wiecie, co juz przestaliscie wierzyć, że są na świecie…

… i nie chodzi ino o to, że przysyłają prezenty!

Raczej o to, że słuchają, czytają… jakoś tak wysilają się coby poznać człowieka. No dobra i przysyłają książki. Wymarzone tomiszcza, co to je można dostać ino w sklepie początkowo, a wiadomo w Wiedźmie gore już coby przeczytać…

Sami popatrzcie zresztą na tytuł!!! Wrony muszą czytać o sobie… A już szczególnie kolejną powieść niesamoiwtej ANNE BISHOP!!!

Dziękuję Elfico!!! LOWJU!!!

Pada… znaczy popadało troszkę. Co prawda zmieszało się padanie z parnością szaloną, ale jednak dziś nie trzeba podlewać ogródka. Hmmm… człowiek wie, że dorósł, gdy nagle susza jest dla niego zmartwieniem, a nie powodem do wyprawy nad jezioro. Ech! Z drugiej strony na Wyspie nie da się nie myśleć o przyrodzie. Wyspa nią jest… nie do końca ludzka, zawsze pokrętnie dzika. Nieprzewidywalna. Może jednak nadchodzące lato mnie nie roztopi do końca? Może się choć troszkę ulituje? A może po prostu Wyspie się znudziła deszczowość spowijająca ją w przeszłości i nagle zachciało się jej pustynności? Może się zmienia i Sahara postanowiła przenieść się do nas. W końcu tutaj tak pięknie, piaskom się też należy widok niesamoiwty i inny… A może nie? Może w rzeczywistości w okolice sprowadził się Smok, a raczej Smoczyca. Na dodatek okaz to ogniowy, a nie wodny, więc klimat się dostosował?

Cokolwiek się nie zmieniło, kolejne dni mają być znowu gorące, wrzące i palące. Czyli nie ma co, trzeba się pocić. A jak pocić, to i oczywista nawadniać! A na Wyspie pije się w ramach nawodnienia kawę w wielkich ilościach, wodę prosto z kranu się dudli – bo taka najlepsza – no i oczywista wszelakie bąbelki. W końcu jeżeli się mamy odwadniać, więc z pustego sami wiecie, Salomon już wiedział jak to rozwiązać. Pijcie więc co się da!!! Pijcie w wielkich ilościach. Wyspa bogata jest w rzeki. Ich brzegi najczęściej stare jak świat. Układane na nich warstwami malowniczymi łupki i inne cuda opowiadają historie z tak dalekich czasów, że aż tudno uwierzyć, iż wtedy już istniał świat… ale słuchacie. Słuchacie kąpiąc się i pijąc. Mieszając paluchami w kamieniach i zabawiając się w trawach, wdychając powietrze błądzące między gałęziami i oczywiście pozostając kompletnie ślepymi i nieświadomymi… i tak słuchacie.

Czyż to nie przerażające?

Gdy włóczę się rzecznymi wywijasami atakuje mnie geologia. I to ta fantastyczna, niesamowita, jakbym w końcu oglądała obrazki w naturze. Jakbym mogła dotknąć nie tylko to, co wykonane ręką człowieka, ale naprawdę stąpała po pi drzwi oko miejscach, które niezbyt zmieniły się od eonów. A może po prostu dzięki ludzkiej, nagminnej ostatnio ślepocie, tej samej, która zmusza każdego do szukania dziwnych autorytetów, które wytłumaczą im jak się sika… jak się oddycha, bo przecież żadne z nas raptownie się tego nie nauczyło odkrztuszając wodę… bo przecież tak naprawdę żadne z nas nie jest człowiekiem, z intuicją, z wolą przetrwania, czystą biologią popędzaącą nas wciąż dalej i dalej i dalej… Nawet już nie jestem chyba sarkastyczna. Raczej po prostu wszystko mi opadło i pozwoliłam Wyspie mnie podnieść. Bo to ma sens. Pierwotny, naturalny, niesamowicie dla mnie odpowiedni. Może i magiczny, może i leczący zarazem ciało, jak i duszę, może… Ale to odpowiedź na moje pytania.

Wyspa pokazuje, że nie trzeba być przykładem, nie trzeba uczyć, że każda myśl o tym to już jakiś egoizm, wyższość wredna i nęcąca tak wielu, którzy zapominają, iż władza wiąże się z odpowiedzialnością. Że można po prostu żyć, olewając przyszłość. Bo przyszłość sobie poradzi jak mnie już nie będzie. Radziła sobie od tak dawna, a nawet jeżeli nie, to czy mnie to będzie interesowało? Więc o co chodzi z tym życiem? Może tak naprawdę o nic? Może można je przespać, przegadać, przemalować, prześpiewać, przetańczyć… co tam się komu podoba. Może chodzi tylko o bycie. Po prostu kolejny rzezany pionek na starej świata szachownicy. Inny, niepowtarzalny, który w końcu ktoś zbije…

A może… chodzi o całkowite NIC? Podoba mi się ostatnio myśl o tym, by nie być przykładem, odkrywać i się tym nie dzielić… nęci mnie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.