Pan Tealight i Chowaniec Wiedźmy…

Pan Tealight boleśnie zdawał sobie sprawę z tego, że najpotrzebniejszą, w rzeczywistości najbardziej istotną i niezbędną – a co za tym idzie totalną przeciwnością zawartości „Sklepiku z Niepotrzebnymi” – był Chowaniec Wiedźmy Wrony. Dziwny mężczyzna, który mieszkał (podobno dobrowolnie i z własnego wyboru) z Wiedźmą, i stanowił mało subtelną przeciwwagę dla jej szaleństwa.

A przynajmniej próbował? Tego Pan Tealight wciąż nie był pewien. Widział jak Wiedźma, z pierwotną, szaloną i dziką łatwością, z przebiegłą wirtuozerią go wykorzystuje. Jak spalata w nim zaklęcia, jak spędza w niego to, z czym sama nie może sobie poradzić. Jak go używa i zużywa… i jak on się jej daje i poddaje. Nikt nie wiedział, czy chciał tego, czy nie… ale nie krzyczał, nie protestował.

Jak Pani Wyspy go podziwia i boi się… bo gdyby nie, ów bufor, wiedźmie esencje rozlałyby się po Wyspie powodzią i potoczyły lawiną. Nikt nie mógłby zapanować nad tym żywiołem.

Ale tego dnia, owa dziwna, kryształowa, nagle zobjawiona cisza wygoniła Pana Tealighta z ogródka, w którym starał się przekonać Taczkę, by pozwoliła się przetoczyć. Ot kawałek, by tylko gromadzie nader zbyt dawno Zapomnianych Stworzeń, łatwiej było toczyć swoje magiczne kulki pamięci i opowieści. Cisza sprawiła, że Mięsny Tulipan wyrwał cebulkę z ziemi i umknął pod Wygódkę. Taczka nagle stanęła dęba, a potem zmieniła kolor… Ojeblik, mała ucięta główka, potrząsnęła stojącymi na sztorc włosami i zamilkła widząc wpadającego przez białą furtkę Chochela – chochlika pisarskiego Wiedźmy Wrony.

Zrobił to! – zakrzyknął piskliwie, rozcinając ciszę skalpelem zdziwienia… albo coś w ten deseń. – Zrobił TO!!! – czerwone gatki męskie rozmiaru L z Mikołajem załopotały na chudym zadku chochlika wyrażając poparcie i potęgując prawdziwość słów.

Hmmm… i świat się nie skończył? – pomyślał Pan Tealight i na tyle, na ile pozwalały mu chude, szare nogi, pobiegł bezszelestnie do chatki Wiedźmy. Tak! Siedziała w ubikacji razem z dwiema książkami i butelką wody.

Sama!

Zamknięta.

Powiedziała, że zacznie pluć na ludzi i ją zamknął… chyba ma dość, albo będzie strajkował, albo coś obmyśla, choć nie wiem czy on samodzielnie myśli…

Chochel trajkotał, Ojeblik gwizdała, a Pan Tealight zastanawiał się nad mocą Chowańca Wiedźmy czerpiąc garściami ze spiżarni z wekami – kopmpletnie nie pilnowanej. W końcu Chowaniec Wiedźmy w magię i wiedźmy nie wierzył, a już w sklepiki i ich dziwnych subiektów, na pewno… ”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Przeczytana… właściwie dawno nie było książki, która tak bardzo by mnie pożarła, zmieliła, przetworzyła, zmieniła… a przecież historia znana, wiadomo jak się potoczy, jak zacznie, skończy.

Napiszę recenzję, bo o niektórych książkach trzeba powiedzieć więcej… nie da się tak po prostu wziąć oddechu, przetrawić i sięgnąć po następny świat w okładkach i literkach. Zwyczajnie nie da się.

Recenzja tutaj!

Moja Wyspa kwitnie i szepcze. Wiatr przynosi historie o płonącym stosie i kobiecie, która skłamała, a może nie skłamała?

Któż je wie te kobiety?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz