Pan Tealight i Pciowości…

Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki, pomimo wszelakich świadczących przeciwko temu potknięć, słów będących w jej nadmiernym użyciu, awersji ku koronkom, perełkom, sukieneczkom, buciczkom, bobaskom w pieluszkach i kupeczkom, wstążeczkom, różowatościom i w nich włochatym, pulchnym koteczkom… a już wszelakim zdrobnieniom – tosz cholerunia bierze!!! – no więc pomimo… była kobietą. I choć to przerażająca i odganiająca nadmiernie od niej jest myśl, kobietą była, która wymagała „lady traktowania”.

Znaczy się coby drzwi otwierali. Jej zamysły odgadywali z wyprzedzeniem najlepiej przedsprzedażowym. Kłaniali się, usuwali twarde kamyki, chyba że fajne kamyki, to niech oddają natychmiast! By błoto z jej stópek białych ocierali, by najzwyczajniej w świecie dębem się stawali na jej widok, w końcu lasów to nigdy nam dostatek!!! Traktowali jak księżniczkę, ale nie rzucali groszkiem, od groszku ma przecież wiatry, a wiecie damom to nie wypada popuszczać. Znaczy wiać spod kiecy… szczególnie słyszalnie i nazbyt aromatycznie.

Bo cichacza to nie wiem, może i nawet damie można?

Bynajmniej prawda była taka, że w obecnym świata układzie, w owych dziwnych przetasowaniach, wszelakiej poprawności politycznej, owym nie możesz być kobietą-powinnaś być kobietą, mężczyzno być facetem nie musisz, ot tutaj masz rurki, tutaj piersi i karm dziecię, co z twojego silikonowego łona wyszło… no więc pomimo lekko odchudzonej części tylnej Wiedźma Wrona Pożarta nie mieściła się w tym dziwnym przeczącym jej jednemu, samotnemu jajnikowi świecie. W owej teraźniejszości gdzie nie można ino w różowym, ino w kuchni, gdzie nie można byc supermenką, bo przecież każda z bab jest już od urodzenia. Rajstopki i pelerynkę dostają przy poczęciu, a potem umarł w butach całkowiecie! Chcesz być Bodiczeą, ale przeca serio pośród takich samych się już nie wyróżnisz!!!

I wiecie co? No nagle Wiedźma Wrona Pożarta nie jest już dziwna. Bo przecież jeżeli wszyscy w jakiś sposób są… to zostaje jej ino normalność, której nikt nie tyka, bo właściwie nie wiadomo czym ją jeść? Czy otwierać drzwi przed mężczyzną, czy uśmiechnięcie się to już seksis, a podniesienie fallicznego przedmiotu wiąże się nie tylko z podbiegającym psem, ale i oskarżeniem o molestowanie…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „Małe szczęścia” – … i nieszczęścia. Jakoś tak jest, że czasem dopada nas coś, z czym niełatwo się zmierzyć. Niełatwo też czasem zrozumieć, że ktoś przeżywa to inaczej niż my, że nie potrafi wstać i iść dalej. Popłakać, zajeść, wyzłościć, wykrzyczeć… że czasem tylko się milczy. Ot życie. Każdy z nas inaczej mierzy się z przeciwnościami. Ale czasem, cóż czasem jednak przychodzi coś takiego, z czym nie można wygrać. Nie można się zmierzyć…

… i o tym jest ta opowieść. O ludziach, którzy mierzą się ze stratą. Śmierć ukochanej córki zmienia wszystko. Ale my obserwować będziemy tą rodzinę przez kilka miesięcy. Osierocone dzieci, siostrę, która przestaje ufać w jakiekolwiek dobro, rodziców. Próby wydostania się ze skorupy cierpienia.

Oto opowieść o bólu. O życiu po stracie. O odszukiwaniu ponownie pewnej normalności. Jakiegoś rytmu codzienności. O najmłodszych, którzy nie rozumieją, ale i starszych, którzy zachowują się ponownie, chociaż powinni wiedzieć więcej. O kobiecie, która już przestała marzyć i pragnąć, o tej, która postanawia nigdy więcej nie opóścić pozornie bezpiecznego domu. O mężczyźnie, który pragnie zmian, ale tęsknota i smutek, dziwna niemoc, nazbyt go przytłacza… I oczywiście to też opowieśc o tych, którzy stykają się z tym bólem. Którzy starają się, lub nie… zrozumieć.

Smutna, prawdziwa, wzruszająca… jak zwykle u Erici James.

Aaaa… Niektórzy mnie kochają!!! Czasem mnie to zaskakuje, no dobra właściwie to zaskakuje mnie zawsze, ale dziś chcę podziękować Elficy za mój cudowny prezent i kartkę odlecianą!!!

Ech! Z Tobą moje urodziny są już piękniejsze, choć jeszcze do nich dni dwa i wciąż mogę się cieszyć niższą określającą mnie liczbą, cyfrą, wyrokiem…

Wyspa się nie starzeje. Ona po prostu czasem zrzuca wężową skórę i od nowa jest świeżutka i cudowna. Jakoś tak jej to uchodzi. Oj pewno, że się zmienia, ale czy do końca? Czy dogłębnie? Niektórzy wytykają jej, że ma w korzeniach tak wiele wieków minionych, że po prostu nie da się uznać jej za wiekuistą młódkę, ale wtedy ona wyciąga swój własny kalendarz, w twardej okładce, zdobiony metalowymi gwoździami, obiciami z kamieni twardych i dość chropowatych, z kolcami na przedniej okładce, nasączonymi jadem, od których dostaje się serio koszmarnej wysypki… takiej wiekuistej, co powraca, gdy tylko znowu nastąpi się na nie ten kamień Pani Wyspy

No więc wyciąga ten kalendarz i po prostu wali oczerniające ją niby ludzkie, tudzież innorodne podobieństwo prosto tam, gdzie najbardziej boli. Jakoś zawsze wie, gdzie boli najbardziej. Ma taki dar, radar, czy co tam jeszcze natura wymyśliła. A może po prostu mapę w stylu: odwiedź gwiazdy tam, gdzie boli? Czego to ludzie nie wymyślą, któż by pomyślał. A może lepiej i nie myśleć. Czasem to pomaga. Ale na ból to wiecie, no raczej chyba nie!!!

Wyspa od początku była dla mnie kobietą.

Ale nie jakąś tam po prostu babą, ale ową kwintesencją: siłaczki, baby przekupki, kramarki, barmanki, sprzedawczyni, selekcjonerki, sekcjonerki, garncarki, supermenki, kocicy i warczącej suki, puchatej małpeczki zwinnej ponad wszelakie ludzie wyobrażenie – bo zwierzęce to raczej nie – szkieleta, a i zarazem grubaski apetycznej… tej co wiąże, pęta, ale i tej co ulega. Owej, co z łatwością zlizuje śmietaną, ale i tej, co jak zahaczy kłem, to rozdziera… Matki, kochanki, dziwki, kucharki, sprzątaczki, niani i pielęgniarki… Królowej i poddanej. Tej na traktorze i tej pod nim, znaczy się wiecie, no na snopku. Tej na wozie i tej na tarczy i jeszcze tej specyficznej, co ją potem na gnoju i na taczkach, albo topią w strumieniu.

Wiedźmy i wyniosłej królowej, pieszczotliwej wiecznie dziewczynki i tej, która mrozi samym odciskiem wąskiej stopy w piasku. Oto ona, moja Najpiękniejsza. Oto jest i Pani Wyspa. Ta co się kurcze nie rozdrabnia, co ma zawsze kontrolę nad wszystkim, ale i ta, która serio nie skąpi. Tą zbierającą okruszki, a potem palącą w piecy diamentami, topiacą w occie perły, czy co tam jeszcze. Kleo, Bodiczeą, Katarzyną wielce wielką, Antośką, Anulką B… i Bordżią forever!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.