Pan Tealight i Ofiara doskonała…

„Mawiają, że nie ma czegoś takiego, jak doskonałe morderstwo. Owej tak idealnej przemyśliwalności w sapiensusie, która nadałaby humanowi najwyższy poziom skuteczności w cięciu życiowych niteczek.

Że nie istnieje, może była niegdyś, gdy jej nie potrzebował, ale nie teraz, nie w tym człowieczeństwie.

Ale przecież… jeżeli mord był doskonały, to nigdy się o nim nie dowiecie, czyż nie taka prawda?

W świecie, w którym tak wiele nieważnych i nieistotnych jest mega intrygujące, a te istotne, mądre… wprost zbywalne z szumem wodospadu, spłuczki rykiem, metalowego, lekko rdzewiejącego łańcuszka przy niej, dyskretnym szmerem. Powiewem spuszczalności. Cóż, w takim świecie ogólnie nie wiadomo, co narzucą inni, czemu nadadzą status boskiej coolowatości. Wydaje się, że mord przejdzie, gdy tylko olabelować go, opisać wartko. Obecnie nie wolno powiedzieć kilku rzeczy, z czym umysł pokrętny Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki boleśnie się zderzył… takich jak: nie lubię kotów, śmierdzą mi pod domem, srają pod oknem. Mam dość narzucania mi opini, religii i innych spraw. Mam własne myślenie, może wam niewygodne, ale żyjcie z tym, jeżeli ja muszę się zderzać z waszą głupotą. Mam w dupie tęcze wyskakujące na mnie ze wszystkiego i wszelkie równości, niska jestem, nie dam się podciągnąć, i dość pogadanek o tym kto z kim sypia i dość tego, że nie ma facetów na tej ziemi, a płciowość nagle jest nie fair! I dość tego, że heteryk to zło, a moja kobiecość to kurna przeżytek jakiś. Że zua jestem, bo nie próbowałam z kobietami, iż to oznacza, że zaprzeczam mojej seksualności. I jeszcze… dotąd zawsze było dla mnie nie ważne kto kogo kocha i z kim sypia. Ot tak, od zawsze. Pewne rzeczy są normalne. Ludzie się kochają, w różnych konfiguracjach! To fajne! Ale czy trzeba mi nagle pakować to do każdej kanapki? Namawiać mnie bym wierzyła w równość praw? Pierdolić o tym co oczywiste? I nie założę burki! A w grzyba! Nie nawracam się ani na muzułmanów, ani na torebki Luja Vujtona! Ani na produkty srebropodobne, ani na jedzenie mniej mięsa! To, że nie jem go od dawna nie jest ważne! Bo przecież guzik kogokolwiek obchodzi kim jestem, czyż nie? Nikt najpierw nie spyta co, jak, z czym to jeść, czy popijać, czy zagryzać, czy jednak chemiczne domieszki, czy bez konwersantów w konwersacji zamaczać… No ot lepiej założyć, iż pacjent kłamie, same House’y nagle na ziemi!!!

Zabiję, zamorduję, zetrę z powierzchni Wyspy.
Utuczę, pożrę, nie gotując wymiotę co do czereśni!
Na gałki nieoczne, te co widziały,
co widziały, co przecież brały,
a potem wypadły, zapatrzone
zgapione się odturlały.

Pan Tealight znalazł mamroczącą owe dziwne zlepki słów, dźwięków, zdań wiązania i stron przegryzania, Wiedźmę Pożartą na ziemi, na lekko już kiełkującej w zielone listki, lekko przesuszonej grzędzie pola. Mruczącą ostatkiem sił, że rasistką zostaje i nacjonalistką, że w mordę będzie… Wiedział, co ją rozweseli. Ot tak, zwyczajnie ją… no cóż, znał. Są sprawy, od których nie da się zwyczajnie umknąć i tym czymś jest osobowość, wiedźmia, skrajnie nieopisywalna… więc skołował jej ofiarę. Znaczy dokładnie Chochel ją zbałamucił, ale dostał za to nowe gatki w paseczki do ponoszenia, wykradzione z szarej paczuszki z napisem Dla Chowańca i serduszkami, więc wiecie. Tak na pocieszenie, złożenie tym zapomnianym, śniącym, ulalanym we wszystkie cztery dupy, zaćpanym przeszłościowcom.

– Dobra Ofiara, miła Ofiara, no najlepsza ever!!!

– Tak sądzi? No rzeczywiście nieźle mi w tym giezełku. Zgrabna jestem, taka akuratna i skiwerczeć nadto nie będę.

– I gotowa?

– Co? Nie… no ja właśnie, bo widzisz, ja chyba nie chcę?

– Chodź, chodź, chodź… to na wszelką chwałę, jesteś wybraną, władczynią tamtej już strony! Tu będziesz opiewana w pieśniach, tysiąc punktów do zajebistości i może jakieś dwa życia w zapasie?

– Trzy?

– A nie, trzy to sie nie da.

– Ale mi się tutaj podoba!

– Oj nie, wcale ci się nie podoba, znaczy tak ci się zdaje, bo nie widziałaś tamtego, tam to dopiero wypas!

– Naprawdę?

– Oj tak, tak tak… prawdziwe odkupienie!

– Znaczy sklepów dużo?

– Tam czeka na ciebie wieczna szczęśliwość i bogactwo.

– Karty kredytowe i rabat?

– Wszelkie krainy, wszelkie stolice…

– Ale dostanę choć czek, no żeby być pewną, nim to wszystko sie rozpali?

– Tylko bez pokrycia jak już, bo z pokryciem, znaczy po… to na stos się nie da. Nie będzie spełnienia.

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „Sekretny układ” – drugi tom serii „Czarny Londyn”. Mrocznej, odkrywającej poziomy Czerni, czerpiącej z tego co umarłe i miejscowo przynajmniej nieżywe, podatków nieopłacające… ale i z tej krainy wszelkiej magiczności. Starych prawd, które nie umarły. Nie odeszły, bo i po co, przecież i tak nieźle się bawią! Mają tutaj jeszcze tyle do zrobienia.

Pete i Jack zmienili swoje życie. Po ostatnich wypadkach londyńskich złożyli swe siły do kupy i rozwiązują problemy innych. Jednak przeszłość wciąż chichocze się w kącie, w tym cieniu po prawej z demonim profilem. I ułapi ich…

Bo wierzcie mi ułapi. Oto drugi występ nietypowych pohaterów, co nie są nastolatkami, świata nie ratują i seks będą uprawiać raz. Tak uprzedzam fakt, bo ostatnio przewrażliwiona chyba jestem. Poza tym lekko Darcy, a w końcu prawie Slumdog. Znaczy nie tylko w Londynie sprawa się toczy. A tajemnice aż wrzą! Czyli trzyma w podciągniętych gaciach do ostatniej strony! I serio warto się jej dać porwać, wleźć w te cienie i ciemności, poczuć coś, co zagubione, ale znajome… bo choć z jednej strony pomieszanie z poplątaniem, to z drugiej wszystko zmierza do pewnej jasności… aczkolwiek możliwe, że nadmiernie mrocznej.

… możliwe, że nie przeżyjecie.

Wietrzna dziś Wyspa, jakby chciała już zabrać się za zmiany. Turyścizna wek, ostały się ino niedobitki jakowe, w sklepach pustki, ławkę wolną łatwo znależć, przysiąść można, rowery nie atakują. Za to w lesie nagle brzozy odmówiły zielenienia i posżły w żółto. Już są gotowe na jesień. Na polach tyż goło, a na niektórych zielono, ot klimakterium, znaczy te tam klimatyczne zmiany. Nic nowego… Ziemia zmienia się ciągle z naszym, ale i bez naszego udziału.

Znaczy jakby tak popatrzeć, to zwykle bez naszego…

Człowiek byt to upierdliwy, roszczący sobie wszelkie prawa, bo wot religije ma! Ale czy taki pająk i mrówka nie mają? Jedno plecie te swoje pleciugi, na pewno z wyższym zamysłem, równe takie, przemyślane, pięknie w rosę strojne. Mrówki znowu kopią owe kopce, stawiają je, pierun wie dokładnie kogo poniżej zagrzebią…

… na doskonałe morderstwo mrówki takie doskonałe.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.