Pan Tealight i Mały Bóg Wielkich Kamieni…

– Chcą mnie zabić, zwolnić, zniszczyć… wszystko to jest mi za jedno! – jęczał mały troll w jaskrawych spodenkach, o specyficznie granitowej, różowej i kompletnie dostępnej do inspekcji, dzięki przewiewności owego jedynego elementu garderoby, skórze. Czubki uszu i małe, krągłe stópki pokrywały mu mchy i porosty w zskakująco stonowanych barwach. Kłaczkowate pędy wyłaziły mu uszami i dziurkami od nosa, lekko podrygując, gdy się bardziej napuszał. – Podobno się nie nadaję! Podobno jestem za mało boski, jakby był na to jakiś miernik? Wyznacznik boskości, Deus BMI? Podobno nawet za mało wytworny i męski – skurczybyki chcą i to mierzyć? Do reklamy szamponów mnie nie wzięli, filmów o mnie nie nakręcili, na ramionach mnie nie noszą, no i nie mam fajnego toporka, łuku, racy czy czegotam, włosów długich i magicznych… No i ołtarzyków mi nie stawiają, z ofiarami też jest niezbyt… na szyję mnie sobie nie powieszą bo i jak, zresztą nawet jakby, a był taki jeden, zwodnik wyznawca, co to uczepił sobie głaz, a potem bach do wody. A nic z tego, leż tam sobie, nie będę cię wskrzesiwał, ni cię durniu w formie kamiennej nie oddam!

Leż sobie na cholernym dnie oszukańcu!

Troll, zwany inaczej Małym Bogiem Wielkich Kamieni podszedł do okna i nie zracając uwagi na zebranych dookoła stolika i solonych orzeszków, podrapał się po łysej, dziwnie wyszlifowanej głowie…

– Podobno nie wierzą. Nawet ci, którzy przychodzą do moich świątyń, do kamieni, co plotą wianki i rzucają ofiary, nie wierzą. Tańczą dookoła moich kamyczków, a one wierzą… zasłuchane są, oszołomione… a wiedzieć wam trzeba, że niesubordynowane strasznie są, takie jak ludzie dzieci, niezepsute, od razu polezą gdzieś, porozłażą się… a pilnować kamieni nie ma komu, bo też kto by o nich pomyślał. Jak je blondynka jedna z drugą cyckami obtuli, jak obcałuje, jak namiesza im w głowach – a wszyscy wiedzą, że kamienne głowy długo przechowują wspomnienia – to potem się rozkochują głazy i tak jest! I nie da się tego odwrócić.

A one nie wracają…

Pokręcił się Mały Bóg po pokoju, zajrzał za Kuchenną Zasłonkę, pogłaskał jej fałdki, na co zamruczała radośnie. Porozmawiał z każdym, grzecznie, nie bacząc na to, że niektórzy uśmiechają się, starając się nie widzieć, a inni znowu otwierali je szeroko, by zobaczyć więcej…

– Wiesz, że mówią coś o rozmiarze? Jakby wzrost miał znaczenie w boskości? I niby od kiedy to? Każdy może zrzucić grzmota!? A z przemianą materii u mnie doskonale, ktoś chce dowodów?

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Z cyklu przeczytane: „Bramy raju” – zakończenie cyklu „Błękitnokrwiści”. Specyficzne zakończenie, bo właściwie składa się z czterech, przeplatających się opowiadań, które w którymś momencie dochodzą do wspólnego końca. Schuyler, Mimi, Tomasia, Bliss/Lawson opowiadają swoje historie. O tym wszystkim, co wydarzyło się po anielskim pogromie. Książę Piekieł ma swój plan, tylko czy można go jeszcze powstrzymać? Czy Anioły mogą uzyskać wybaczenie, a ci, którzy pozostaną na ziemi, zwyczajnie żyć? Czy można być wampirem i nie pić krwi?

Kto przeżyje, kto zostanie zbawiony?

„Błękitnokrwiści” mają swoich zwolenników i przeciwników. Co ważne – historia została doprowadzaona do końca, a cała reszta to już rzecz gustu. Jeżeli chodzi o mnie, to główna bohaterka została pożarta przez te, które miały być tylko jej tłem. I wiecie co? Podobało mi się to. To nie opowieść z mojej bajki, ale po poprzednim, dość mętnym tomie ten nie jest zły!!!

Recenzja: „Zawstydzeni”

Gorąco wietrzne porwało mi parasol z tarasu… niby nic wielkiego, ale kurcze no! to coś miało być ciężkie dostatecznie, by nie latać samo? Może mi się tam zalęgły MaryPoppinski jakieś? Kto to wie?

W tym świecie nazbyt wiele jest możliwe… Jak alarmy bombowe na Bornholmie? Przecież na mojej Wyspie to się nie zdarza! Turyścizna się nudzi? Tosz już im nie wystarcza piasku na plaży, wylegiwania się, byczenia, leniuchowania i wyżerania karmelków oraz czekoladek? Bo raczej mimo iż Tubylcy dysponują poczuciem humorzystości, to jednak bombki, to nie nasza specjalność. My specjalizujemy się w Gik Amok – polecany płci obojgu, zawsze na czasie, zawsze fansy i trendy, właściwie za darmo!!!

Tudzież w obliczu wielokrotnych, najpierw bankowych, teraz hotelowych alarmowatości, świat Wyspy opanował lekki chaos. Tysz urozmaicenie. Zawsze coś specyficznego, a może zwyczajnie dopasowujemy się do reszty świata?

Pierun wie? Znaczy niech se tam wie, nie będę go pytać, za gorący chłopak jak na taką aurę! Czasem nadmiar wiedzey może być doprawdy niezbyt trawienny… trawiowalny? Znaczy no przetwarzalny na kupy!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.