„Bo to wiosna, więc wiecie chucie rozbuchane… słońce daje z siebie wszystko, ale wciąż coś tam lekko studzi wietrznie, można więc iść na całość. Nie obawiając się spalenia w żądzach i pragnieniach, marzeniach o wielkości wszelakiej. I w końcu, w pełni bezpieczeństwa władz owych, dziwnie na piękno niezaprzeczalnie nieczułych… wybrać ową JĄ. Oną Najpiękniejszą.
Jedyną!!!
W ustawionych na szerokim, długim na dwa pokryte melczami pola, stole, błyskały szkliwością słoje. Te zielonkawe, tamte znowu kryształowo czyste, te niebieskie inne w szampańskich odcieniach, lub co gorsza moczu po antybiotykach. Wszystkie otwarte, ale niektóre zbrojne w chusteczki i pieluszki osłaniające otwory. Te szeleszczą wstążką, tamte kokardką wyciętą z papierka po czekoladce. We wszystkich jedna zawartość. Jedno zdecydowanie.
Weki.
W nich, dość desperacko sparowane, jak leciało, jak akurat wpadło pod przykrywkę, łyskały oczy. Jedne otwarte, inne zamknięte. Jedne pomalowane, wyszykowane, inne uparcie zatrzaśnięte, niezainteresowane całym tym cyrkiem, obrażone na świat, co to je z ciepłej głowy wyszarpał i na pokaz wystawił z innymi. Takie dziwnie samotne, pozbawione celu i definicji. Bez swoich głów, zdawały się tylko bombeczkami, które okrutny ktoś pozbawił choinki.
Jedne pragnęły współpracować, filuternie ruszając rzęsami, inne znowu, odarte z wszelakiego ciała, brutalnie straszyły kulistością, obślizgłą wilgocią. Jedne podkręciły sobie naczynka, by jak najbardziej żyłkowaniem swych powierzchni nurtować, inne znowu całkiem zgasiły źrenice… nieskore do łatwego odczytania. Wszystkie jednak poddano jednej ocenie. Jednemu wejrzeniu i opisaniu na zwojach starego prześcieradła w malutkie, drobne niezapominajki.
Nikt nie baczył na kolor, ani na kształt, nikogo nie interesowały malunki czy misterne zdobienia tęczówek. Bo tak naprawdę to nie o gałki oczne chodziło, nie o ten cały słoikowy cyrk…
Ot wybory Najpiękniejszej Duszy!”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu książka na dziś – dokładnie dwie książki. Jedna wyczekana, prezent od Wspaniałej Wróżki Zębuszki!!! a druga z autografem na kartce z Karpacza… od pewnej Autorki, co to przedstawiać nie trzeba!!! Czyli: „Całkiem nowe życie” i „Bogowie muszą być szaleni”.
Książki przeczytane: „Zazdrość” – powieść nieprzeiwdywalna. Lekko chaotyczna może, niesubordynowana, a jednak zaskakuje. Z jednej strony prosta, a z drugiej nieprzewidywalna. I te dziewczynki, bliźniaczki, czyste przerażenie, bo dziewczynki już takie są… straszą!
Temat: zbrodnia. Detektyw: bliźniaczki. Denat: młoda dziewczyna. Miejsce: miasteczko. Czyli opowieść z cyklu: w każdej szafie trup, a nadprzyrodzoność tkwi w każdym z nas. A może i więcej? Bo w tej historii jest tak wiele wątków, że zamykając książkę czuję się niedopieszczona. Chcę więcej. Chcę wiedzieć więcej o każdy, wścibić nos w każdego życie, choćby ten tylko na chwilę zbrukał biel stron! Czuję się oszukana przez autora, bo w tej powieści jest tak wiele, a on pozwala mi na obejzenie jej przez jakieś podziurkowane strony zachowując wiecej dla siebie, a z drugiej strony wściekła jestem na owo „łatwe okrucieństwo”. Jakże obrzydliwie, obleśnie bezkarne, które ostatnio zbiera takie mroczne żniwo… Chcę krwi!!!
Inny to świat, dobra książka.
Wyspa ma to do siebie, że internetu potrzebuje. Łączności ze światem zewnętrznym gdzieś tam namacalnym, bardziej toleruje niż się jej domaga. Może i mogłaby żyć bez niego? Bez tego całego innego świata? A może chce go dla porównania, kto ładniejszy, ot: lustreczko powiedz, wrzeszcz, śpiewaj mendo ty łatwo tłucząca się, jedna!!! Ale taka zwyczajowa, staromodna poczta to już przejaw awatarów, no musowo być na Wyspie musi, działać nieprzerwanie…
Mieszkańcy zdają się w owych internetowych sprawach być obeznani, ale w większości to tylko przykrywka. Może i mają telefon i chmurę, ale prędzej wysiedzą z kamienia smoka na plaży, niż sobie z tym poradzą. Ot moda by mieć, niekoniecznie jednakowoż używać, co nie? Jednak ze względu na ograniczoną powierzchnię Wyspy i małą – na szczęście, ilość rozgardiaszy, czyli tych tam sklepów, cóż… trzeba siedzieć w tej sieci, by ukochane gacie z drugiego świata skołować!
Bo jednak tutaj wciąż mieszkają dziwacy. Odrzuty z codzienności. Ci zbyt przygnębiający, co to swą obecnością już doła narzucają, albo choć wręczają młot pneuamtyczny i saperkę do kup… albo zwyczajnie nie rozumieją. Bo tutaj prosto jest. Wiatr wieje, prom nie płynie, fala myje, sól jest słona…