„Wchodzisz w człowieka i masz tam Prawdę i Kłamstwo.
Znaczy nie tyle wchodzisz łatwo, przez dostępne otwory, trochę to takie mało wyskokowe… ale raczej jak za dawnych czasów plądrujesz swoim wejściem smoka tę piramidę wody i kości, tłuszczów i tajemnic. Wdzierasz się, kiedy wszystko jeszcze istnieje, gra, bije, działa, muczy i mruczy, tętni i myśli… choć co do myślenia, to wiecie, jednakowoż myślenie nie jest dla każdego.
Wchodzisz w człowieka, a tam wszystko się porusza tym samym rytmem. Są rurki i dziwne odgałęzienia, różnokolorowe przetoki i wielkie mosty. Przeprawy przez tropikalne lasy i dziwna pustynia… jest ciepło i raczej specyficznie dziwnie. Ten zmienny stukot krwawej pompki w końcu doprowadza cię do szaleństwa, ale nie można jej wyłączyć, jeszcze nie teraz. Wkurza, ale się przydaje. I są jeszcze te rzeczy, o których zwyczajnie lepiej nie mysleć, więc na pewno pojawią się pod deklem, nie wzywane. Już tak mają, leczyć się nie da.
Są tutaj blizny. Jedni twierdzą, że ważne, chwalebne, inni uznają je za wstydliwe. Nie ważne, my tylko patrzymy. Podobno wielu uważa, że jest tu gdzieś i Dusza. I rzeczywiście. Jest. Z tą całą swoją aurelkową i skrzydełkową boskością. Z tymi włosami anielskimi i posypką się gliteruje, z falbankami, koronkami obmyta boskim światłem… siedzi tam rozparta. Rozwaliła się, jakby to był jej człowiek, tuż przy grubym jelicie, choć niepoprawnie podobno teraz mówić grubym, znaczy się obrazi, czy coś? Biedny ten Jelit. Był dumny ze swej grubości naprawdę. Puszył się przed resztą flaków, czuł się ważny i doceniony, a teraz… A teraz przez te wszelkie durnowatości utracił nawet grubość. Swoją nadzwyczajną specyfikę. No i przez Duszę, bo się rozpiera. Pochrapując przez uszy, wkurzająco chrupiąc i krusząc, żre te swoje czipsy. Utyta taka jest jakaś, miękko nieruchawa. Jakby zastała się, zachłysła okruchem, wstrzymała słońce, ruszyła ziemią, pokićkała kierunki i wysadziła wszechświat w powietrze, a teraz się dziwuje. Może i ten jej dziwny Bóg o niej zapomniał, może tak naprawdę depresję ma, zajada zmartwienia i samotność zapełnia?
Może?
Podobno ludzie mają tasiemce i motylice tu w środku, bo w końcu czemu nie, każdy chciał mieć kiedyś jakiegoś wygodnego zwierzaczka, a taki tasiemiec podobno na linię dobry. I na zakręty też! Zbrojna siła dietowa. A wiadomo, dieta dziś to wszystko. Taki człowiek na zewnątrz wyglądać musi, więc się tynkuje, ale w środku już nie. No czego nie widzisz, mówią, że nie żal. A człek nie zagląda do środka. Góra o to zadbała. Mózg nie zgodził się na to, by Oczy zdolne były spoglądać też do środka. Bo w końcu siebie się boimi tak naprawdę najmocniej, choć niewielu o tym wie. Powiadają, że prawa część głowy rusza lewą częścią reszty ciała i odwrotnie… nie rozumiem tego komplikowania pneumatyki, ale nie ja robiłem człowieka.
Właściwie, to najważniejsze są w nim nadal Prawda i Kłamstwo, ale zakamuflowane, pochowały się. Porozrzucały po krwinkach, biciach i wydzielinach. Po łzach, wosk w uszach i tłuszczu na rzęsach. Nie chcą się pokazać… a człowiek musi bić, więc chyba będzie trzeba na razie wyjść z piramidy wody i kości. Niech bije człowiek sobie, tętni, buczy i muczy, miauczy i kala dźwięki.
A Dusza? Cóż, Dusza jak Cień, jest zależna od źródła światła… które nadzwyczaj często wybiórczo traktuje świat. Czemu się tak jej czepiasz? Zająłbyś się Jelitem, ważniejszy, no serio!!!”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Kości pająka” – lubię ją. Znaczy autorkę. Bo jest kompetentna i wody nie leje. Przypomina mi najlepsze zajęcia z antropologii. Uwielbiam ją za jej poglądy i pracowitość, ale tym, co kochają serial „Kości” odradzam. Książki Reichs mają niewiele wspólnego z serialową ekranizacją. Tutaj bohaterka jest namacalna, naukowa, dosadna, ale i ludzka zwyczajnie. Rodzinna. Antropologicznie przesadna z każdej strony, ale też przerażona przyszłością. Jej życie osobiste, a przede wszystkim związek z pewnym gliniarzem, czasem wydają mi się wrzucone na siłę, bo inaczej nic by się nie sprzedało… ale cała reszta, miodzio!
Cóż, może nie dla każdego ten oschły ton i pewna namacalność zawodu, nie dla każdego nadmiar wiedzy i odważnie głoszone poglądy. Brak tulenia czytelnika i klepania po pleckach, bo może tam czegoś nie zrozumiał. To bardziej często reportaż niż powieść… ale wiecie, ja ją zwyczajnie lubię!
Ludzi się robi więcej na Wyspie. Zastanawiam się, czy to fajnie. Widziałam faceta, który wysmarkał nos i rzucił chusteczkę na ziemię, chciałam go walnąć, ale nie wolno… nie lubię tego „nie wolno”! Chyba ludzie nie są fajni, tacy żywi i namacalni. Można udawać, że ich nie ma, że się ich nie słyszy i nie widzi, ale oni są zakaźni tacy, roznoszą te swoje humory po Wyspie…
… jakby to ona miała odwalić za nich cała robotę!
Ale… nieważne. Bo oni sobie w końcu pojadą. Wrócą do tych swoich domów, kwater i bud. Innych światów a ja zostanę.
Zostanę tutaj, bez ludzi.