Okna mojego świata…

Patrzę na świat przez nieswoje okna. Namiętnie wynajmuję cudze ramy, szybki. Tylko przez nie jestem w stanie zrozumieć to, co mnie otacza.

Jakbym była zupełnie nieprzystosowana do rzeczywistości? A może zwyczajnie nikt nie dołączył mi do duszy instrukcji obsługi właśnie tego: „dziś” i „teraz”?

Bo mój świat jest jakiś taki odbity. Jakbym nie była w stanie objąć rozumem tego, co inni pojmują jako stałe i rzeczywiste. Wymiernie zwyczajne, normalne i objęte opisanymi definicjami?

Dlaczego?

Może zwyczajnie wystarczyłoby przetrzeć sobie szybki i trochę odnowić witrażyk w prawym górnym rogu mojego własnego, posiadanego okienka? A może jednak wciąż zapominam rozchylić okiennice i tak naprawdę jestem owym ślepcem pośród najbardziej widzących? Tylko czy dobrze czułabym się w tych objęciach owej własnej świadomości? Może jednak byłoby to owo zbyt wiele, ta kropla, która popędziłaby wodospad i zatopiła mnie niczym malutki, dziwnie pogięty, kobaltowy płatek nieznanego kwiatu?

Jedno jest pewne. Postrzeganie świata przez okna innych wiąże się ze zdobywaniem historii obcych, tak odmiennych ludzi. To co dla nich jest nieciekawe, dla mnie urasta do granic niewyobrażalnej tajemnicy. Odkrywanie ich życia, stawanie po drugiej stronie okien i zaglądanie do środka, sprawia, że wciąż jest wiele tego, co zaskakuje. Bo każdy z ludzi naznacza silnie swoje własne okna.

Bo każde okno ma co najmniej dwie strony. Co najmniej, bo co najwyżej to jakieś 896. A przynajmniej tyle ostatnio naliczyłam, uwzględniając nieistniejące drzazgi w plastikowych ramach. To dlatego te drewniane są bardziej magiczne. Jakby same drzewa postanowiły decydować o tym, co widzę. Bo plastiku wciąż nie jestem w stanie pojąć.

A może jednak to co się widzi zależy wyłącznie od patrzącego? Moze okna w rzeczywistości są tylko dziurami do rozmaitych światów, które może zobaczyć tylko ten, który jest w stanie je sobie wyobrazić? Bo przecież w widzeniu wiara nie jest aż tak koniecznym czynnikiem. Wizenie, to sposób opisania i przekrzywienia głowy, dzięki któremu świat widziany rozumie, że jest… widziany.

Tylko co takiego widzę ja?

Nieśmiało próbuję dotknąć swojego okna i zawsze cofam rękę. Boję sie go. Może jednak nie jestem gotowa? Może lepiej nie zaglądać przez to moje okno. Przez te zawijasy i ciemny błękit ram. Może lepiej wpuszczać tylko czasem drobinę światła do mojego świata, ale zrezygnować od spoglądania na zewnątrz?

Może inne okna są tak naprawdę bardziej odpowiednie?

Tylko czy przez te cudze okna na pewno widzę swój świat?

Kto spoglądając z drugiej strony… tak naprawdę widzi mnie?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz